.
Obecność recenzji Al Oudh na moim blogu zapewne nikogo nie zaskoczy. Wiadomo było, że się pojawi.
Czekałam na ten zapach bez wielkich emocji i nadziei. Spodziewałam się, że skóra, cywet i kastoreum w nutach nie uwiodą mnie i… Miałam rację. Przynajmniej ten jeden raz.
Al Oudh to zapach trudny i, w porównaniu z większością względnie eleganckich i zrównoważonych kompozycji l’Artisan Parfumeur, szokujący.
Otwarcie jest potworne.
Ostre, brudne połączenie aromatów brutalnie (nie znajduję lepszego słowa) zwierzęcych z chemicznymi oparami i okrutnie gorzkim kminem. Dla mojego nosa wygląda to jak (rzekoma) supernałożnica Aziyade wytarzana w zwierzęcych wydzielinach.
Przy pierwszym teście myślałam, że uczucie mdłości wynika z reakcji przemęczonego organizmu na intensywną woń, ale nie – mdli mnie za każdym razem, kiedy próbuję uważnie wwąchać się w ten wulkan zapachów. To paskudne, co napiszę, ale pierwsze pół godziny Al Oudh na skórze to nieomal olfaktoryczna zoofilia.
Bardzo… Yyyy… Niszowe doznanie.
Po wstrząsającym pierwszym uderzeniu zapach robi się nieco łatwiejszy, mniej przerażający.
Łagodniejący chemiczny opar rozkłada się nam na nuty skórzane, oud, kmin z pieprzem i kadzidło. Ilość cywetu i kastoreum spada do poziomu, który w każdym innym zapachu zapewne uznałabym za niedpuszczalny, tu jednak, na zasadzie kontrastu, zdaje się przyzwoity. Pojawiają się bogate, aromatyczne nuty przyprawowe, orientalne (znów przypominające Aziyade) suszone owoce i zapach utwardzonego, lakierowanego neroli.
W kolejnej fazie do tłumu ingrediencji dołącza wanilia i bób tonka – nuty dodające ostrej dotychczas kompozycji nieco kremowej gładkości. Kiedy docieramy do rozświetlonej kadzidłem paczulowo – drzewnej bazy jest już prawie ładnie, a jednak motywacji do pojednania z pachnącym sadystą mi brak.
Mimo sporej zawartości agaru (i nazwy) główny nacisk w Al Oudh położył Duchaufour na aromaty zwierzęce i kmin. Czyli ewidentnie nie moja bajka.
Fiolkę odkładam z poczuciem zaspokojonej ciekawości, spełnionego obowiązku i… z ulgą. Raczej do niej nie wrócę.
Data powstania: 2009
Twórca: Bertrand Duchaufour
Nuty zapachowe:
kmin, kardamon, różowy pieprz, daktyle, róża, neroli, kadzidło, szafran, skóra, oud, cedr z Atlasu, kastoreum, cywet, sandałowiec, paczula, mirra, wanilia, bób tonka
* Na pierwszej ilustracji Benico del Toro w tytułowej roli w filmie „The Wolfman”
12 komentarzy o “L’Artisan Parfumeur Al Oudh”
troche wspóczuje twemu nosowi, jak mi wiadomo nie trawi on kminu 😉
rzeczywiście zapach przy otwarciu aż bucha potwornie po nozdrzach,potem jest o niebo lepiej.mnie osobiście nie powalił,choć jest interesujący.
pozdro.J
O tak, interesujący to ten zapach jest niewątpliwie. 😉
A w kwestii kminu – zdarza mi się go znosić, nawet chętnie – na przykłada w Black Tourmaline. Choć wyobrażam sobie ten zapach bez kminu… Mrrr…
Sabbath, to mój pierwszy komentarz na Twoim blogu :)) No wreszcie muszę Ci powiedzieć, że jest naprawdę fantastyczny i poruszający.
Uwielbiam Twoje opisy i komentarze, bo są wyjątkowo obrazowe i trafne :))
Ale w zasadzie do tego komentarza nastroiła mnie refleksja, że nie mogę wyjść z podziwu jak bardzo subiektywny jest odbiór zapachów i jak bardzo zmienia się on w zależności od osoby na której pachnie i osoby, która wącha!!
Al Oudh właśnie mnie do tego nastroił, bo miałam okazję testować go wczoraj i o ile otwarcie właśnie silnie mnie zainteresowało – swoją mocą, charakterem i jednocześnie harmonią zapachu, o tyle po kilku godzinach niezmiernie interesujący zapach zamienił się w śmierdzidło, które zaciągało trochę jakbym zapomniała się umyć..:)
I kolejny zapach, co do którego żywiłam wielkie nadzieje okazał się rozczarowaniem.
pozdrawiam!
Witaj Pachnąca Deszczem. 🙂
Niestety, aromaty zwierzęce trudne są i wyznaję, że mnie także kojarzą się często "ahigienicznie". Trudne nuty, bardzo trudne. Tak to niestety bywa w perfumami, po których oczekujemy wiele – czasem nas rozczarowują. Dobrze, ze zdarzają się także niespodzianki w drugą stronę. 🙂
a na mnie ten zapach uklada sie swietnie i pachnie bardzo fajnie, zadnych "smrodkow".
andrzej
To ja zazdroszczę. Słyszałam już, ze potrafi być obłędnie piękny. Niestety, mnie się w tym temacie nie poszczęściło.
Widzę, że "Poskromienie Bestii" nie znalazło Twojego uznania. Jeśli kiedyś będę miał okazję, rad bym się zapoznać z tym produktem. "Zwierzęcy" zapach… Czy tak pachną wilkołaki przy pełni? Po raz kolejny świat perfum -za sprawą Twoich recenzji- intryguje mnie w swojej naturze.
Pozdrawiam
Zielony Drań (T.M.)
A chyba nawet mam zachomikowaną próbkę. Tylko ze znalezieniem może być kłopot. Zdecydowanie potrzebne mi porządki.
Na mnie zapach jest delikatnie pikantny na początku, trzyma się blisko skóry i zanika całkiem po kilku godzinach. Perfumy dla mnie raczej z tych codziennych, jednak nie kupię nic co nie ma ogona…
A mi sie podoba … na mojej skin jest mistyczny…może animal to animal 😉
A to dzine … bo na mojej skórze pachnie ,jak słodki przyjemniaczek. może to z powodu mojej bezwarunkowej love do Bertranda D. Za to " Dreamer " Versaczych o mało nie wywołał pawia w blackfraidejowej wizycie w Rossmanie … ochyda… i nie wiem, czy to szałwia, czy lawenda tak na mnie działa, czy to duch Gianiego – mnie postraszył – bo zrobili promocje na 90 zł.
A to dzine … bo na mojej skórze pachnie ,jak słodki przyjemniaczek. może to z powodu mojej bezwarunkowej love do Bertranda D. Za to " Dreamer " Versaczych o mało nie wywołał pawia w blackfraidejowej wizycie w Rossmanie … ochyda… i nie wiem, czy to szałwia, czy lawenda tak na mnie działa, czy to duch Gianiego – mnie postraszył – bo zrobili promocje na 90 zł.