.
gs02
Charyzma. Determinacja.
Arogancja może przecież być podniecająca.
Po Gezie Schoenie nie spodziewam się wiele. No. Marketingu genialnego się spodziewam i owszem – także w tym przypadku to „etykiety” jego kompozycji są najbardziej intrygujące. Ma gościu łeb do interesów.
Nuty zrobiły na mnie dobre wrażenie.
Co ja mówię?! Najlepsze wrażenie zrobił na mnie fakt, że tu w ogóle są jakieś nuty!
Dotychczas były głównie pomysły.
No dobrze, już bez pastwienia się nad Panem Ładnym.
Nuty są. I to nawet nie takie złe.
Dla mnie ten zapach ma dwoje bohaterów: pierwszym jest obecny od pierwszego niucha dojrzały, świeżo zebrany, schnący na wolnym powietrzu tymianek. Gdybym kiedyś pisała o tymianku jako składniku perfum, to daję słowo – ładniejszego nie widziałam.
Na widok Campari i absyntu w nutach spodziewałam się otwarcia spożywczego w zupełnie inny sposób, ale co mi tam – jest zielono, aromatycznie i ładnie.
Drugą nutą heroiczną jest ambra. Ambra zmysłowa, lecz nie namiętna, leniwie pełznąca po skórze, rozgrzewająca jak powolne i mimowolnie prowokujące zdejmowanie odzienia, które zarówno dla osoby rozbierającej się, jak i dla widza tego spektaklu jest celem, a nie drogą do celu. Rozumiecie? Niespełniona jest, nienaga, niezdyszana. Jak nie ona. 😉
Pozostałe nuty są ledwie tłem – grają role drugoplanowe, mało do mnie mówią, nie gwiazdorzą.
Absynt w otwarciu gra rolę uroczego bad boya dodając opowiadanej przez Gezę Schoena historii nieco gorzkiej pikanterii. Bez przesady jednak – nie ma wpływu na akcję.
Kastoreum i nuty skórzane dodają kompozycji nieco cielesności, która czasem zmienia się w zupny akord z Mechant Loup, a czasem w nic się nie zmienia i wtedy nasza animalna para całkiem sprawnie „gra ciałem”.
Tonka, wanilia, nuty drzewne z ładnym sandałowcem i prawdopodobnie także obecnym w obsadzie drewnem wenge pełnią rolę dobrych przyjaciół i przyjaciółek. Kojarzycie „Summer Nights” z music-hallu „Grease”? John Travolta i Olivia Newton w rolach głównych (u nas obsadzonych przez tymianek i ambrę), a wokół grupki robiących tło muzyczne i wizualne kolegów i koleżanek. No to właśnie to jest ta sekcja. Blada, ale fajnie, że jest.
I w sumie tyle. To cała historia.
A skoro już wyszła mi filmowa analogia, zabawię się w krytyka konsekwentnie i podrążę.
Otóż znając pana Schoena podejrzewam go o ukryte treści, a konkretnie o sporo (sporo więcej, niż sporo) chemii w składzie perfum. I w tym przypadku moje podejrzenia idą w kierunku Iso E Super, którego mój nos co prawda saute nie wyczuwa, ale które moja intuicja tropi i tu wytropiła. Drogą dedukcji doszłam do wniosku, że Iso E Super może odpowiadać zarówno za dziwnie przydymioną drzewność rachitycznej w sumie bazy, jak i za zupny akord w sercu kompozycji, znam bowiem przypadki, kiedy ten dziwaczny składnik pachnie rosołem.
Żadna chemia jednak nie pomogła tej prostej, szkolnej nieomal kompozycji na trwałość. Gs02 znikają haniebnie szybko i nie zostaje po nich nic – nawet żal.
No dobra, teraz pora na pointę.
A pointa jest taka, że są to perfumy, nie tylko marketingowa sztuczka – co samo w sobie już jest miłe. Jeszcze milsze jest to, że nie jest to rozczarowanie na miarę Wode Boudicca – nie wiem tylko, czy ze względu na realną wartość artystyczną tej propozycji, czy raczej dlatego, że tym razem nie miałam wielkich oczekiwań. Ale najmilsze jest, że powąchałam sobie z przyjemnością, może powącham z przyjemnością jeszcze raz czy dwa, a potem odłożę fiolkę do pudła i do niej nie wrócę. Bardziej nawet nie wrócę, niż do „Grease”, do którego również mi się nie ckni.
Data powstania: 2007
Twórca: Geza Schoen
Nuty zapachowe:
absynt, Campari, pomarańcza, tymianek, korzeń arcydzięgla, kastoreum, ambra, bób tonka, wanilia