Niewiele zapachów sprawiło mi w życiu taką niespodziankę.
Nomad Tea poznałam dość dawno temu – za czasów krakowskiej Guerrilli, do której swego czasu zaprowadziła mnie Pani ponosząca odpowiedzialność za moje perfumeryjne narowy (znana na forum O Perfumach jako JoP). Była to znamienna wizyta – poznałam wówczas większość oferty Comme des Garcons, a sklep opuściłam z łupem w postaci czterech flakonów w wielkim, czarnym worze na śmieci. Ciekawe, czy ktoś zgadnie, jakie to były flaszki? 🙂
Pośród całego bogactwa oferty zapachowej CdG obwąchałam równieeż bardzo dokładnie serię Sweet i, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, najbardziej spodobała mi się nie Woodcoffee, lecz właśnie Nomad Tea. A przecież jestem kawoszem namiętnym i nie znającym umiaru.
Jakiś czas po tych pobieżnych testach zdobyłam próbkę, którą nosiłam na nadgarstku kilkukrotnie i zawsze z ukontentowaniem.
Kompozycja tworzyła niezwykły, urzekający melanż nut świeżych i dymnych z naturalną, nienachalną słodyczą. Świeże, przenikliwe aromaty dzikiej mięty i geranium łagodzi wyraźna, niszowo urodziwa woń podwędzanej birmańskiej herbaty oraz ciemniejące sukcesywnie nuty dymne. Towarzyszy temu niezwykłemu zestawowi woni słodycz przypominająca wąchaną z oddali watę cukrową – nieodparcie pociągająca i zupełnie w tym zestawieniu nieuciążliwa.
Brak wanilii, ambry i innych standardowych ocieplaczy i wypełniaczy zapachu sprawia, że mimo słodyczy i spożywczych konotacji jest Nomad Tea kompozycją surową i prostą.
Zaprogramowany nazwą mózg podświadomie tworzy analogie między treścią, czyli zapachem, a „tytułem utworu” i przyznaję, tym razem nie wymaga to wielkiego wysiłku. Wystarczy zbliżyć nos do skóry i przymknąć oczy. Szerokie, trawiaste równiny i skaliste szcztyty na horyzoncie wizualizują się w wyobraźni niemal natychmiast. Jasne jurty za plecami, stada puszystych jaków w oddali i kubek letniej, doprawionej miętą herbaty z mlekiem w dłoni dopełniają obrazu.
Tak mieszczuchy wyobrażają sobie życie nomadów. Sielanka.
Przyznaję, że zauroczył mnie ten zapach na tyle, że w końcu, po latach przyszedł czas na odlewkę (na cały flakon zachwytu jednak nie starczyło).
I teraz czas na wytłumaczenie się z pierwszego zdania. Otóż użyta „globalnie”, czyli jako jedyny i całościowo otulający zapach Nomad Tea jest… Nijaka. Nieładna po prostu.
Jej prostota przestaje cieszyć; brak klasycznej bazy sprawia, ze nos szuka oparcia, tła dla obrazka; intrygujący jako ciekawostka zapach wędzonej herbaty zaczyna być uciążliwy; świeża słodycz zamiast orzeźwiać drażni. Dwa razy próbowałam odziać się w Herbatkę Nomadów i dwa razy żałowałam próby.
Czułam się… Niedoperfumowana.
Jednak koczownicze życie nie dla mnie. Jakiś okazyjny wypad, folklor dla turystów, krótka ekskursja, test nadgarstkowy – owszem, chętnie. Ale kompletny zestaw: nocleg pod szorstką derką, brak wody do mycia, piach w jedzeniu i herbacie plus dojenie niepranych jaków… Yyy… Dziękuję, postoję.
Data powstania: 2005
Nuty zapachowe:
nuty głowy: dzika mięta, bylica
Nuty serca: birmańska zielona herbata, liście geranium
Nuty bazy: biały cukier, dymne nuty drzewne
* Zdjęcia z rodzinnego archiwum
18 komentarzy o “Comme des Garcons Series 7 Sweet – Nomad Tea”
"dojenie niepranych jaków" …byahaha,nie znam ale nie brzmi zachęcająco:D Jako,ze i nie dla mnie koczownicze życie nie zadam sobie trudu poznania się z tym zapachem;)
Avignon, Zagorsk, Jaisalmer i Harissa.
Już gdzieś o tym wspominałaś, a ja do dziś nie mogę pojąć, jak mogłaś wyjść bez Kyoto:)
Mette, wiem, że pisałam, ale nie przyszło mi do głowy, że ktoś zapamiętał. :*
Co do Kyoto – do dziś to nie jest zapach do końca "mój". Jest zbyt zadumany, za mało kadzidlano – drzewny, zanadto przyprawowy. Mam w końcu, kiedyś nawet używałam częściej… Pora wrócić. Dziś będzie dzień z Kyoto. Dziękuję. 🙂
to z pewnością była seria 3:INCENSE
JAISALMER,ZAGORSK,AVIGNON, choć mogę się mylić.
Tekst dnia: Dojenie Niepranych Jaków :DDD
pozdr
J
Tak, te trzy to moje ulubione zapachy CdG. Oprócz tego Harissa. I już wtedy powzięłam decyzję, że kupię Calamusa. Kupiłam sporo później, ale za to mam już drugiego. Jaisalmera napoczęłam trzeci flakon…
A jaki nieprane są w sensie, że takie naturalistyczne. NT nie capi jakiem, ani żadnym innym zwierzem. :)))
ten zapach nie należy do moich ulubionych z 7 serii to tylko i wyłacznie kawowy WOODCOFFEE.
jak wiesz nie przepadam za cherbatą w zapachu,a tu jest jej naprawdę sporo, jeszcze w połączeniu z miętą…brrr
jednak podziękuję 😉
pozdro
J
Ja rozumiem oczywiście co autor miał na myśli;) Ale i tak antyreklamę mu zrobiłaś:D Bo nawet jak zapomnę o niepranym jaku to zaraz wyobrażam sobie herbatę z mlekiem i znowu jest :bleeh;)
Jarku, ja akurat w perfumech herbatę lubię. ;)))
Choć kawa to mój namber łan. Uwielbiam i smak, i zapach.
Hihihi, Skarbku, ja lubię herbatę z mlekiem. To znaczy… O ile w ogóle można mówić, że lubię herbatę, którą spożywam tylko w sytuacji, kiedy nie mam kawy, Coli ani niczego innego. 😉
herbata z mlekiem taak poproszę!!
herbata w zapachu bleeh 🙂
to przez Bruna-Jeana Charlesa Brosseau tak znienawidziłem herbatę w perfumach
teraz żałuję tych testów :(((
być może miałbym teraz inny stosunek do tej roślinki.
pozdrawiam as always and everywhere 😉
J
A ja herbatkę Nomadów lubię 🙂
Z jednym małym ale… Jako dodatek do innego zapachu.
Masz rację, sama Nomad Tea jest mało wyrazista i ja też kiedy użyłam tylko jej czułam się niedoperfumowana (nieubrana ;D )
Niemniej lubię ją jako dodatek do innych. Szczególnie pasuje mi do Hermesowych ogródków czy EdM. Taki z niej delikatny, letni wysładzacz.
aszku
Jarku, ależ Cię ten Brun skrzywdził!
A bawarka pyszna jest. Ja z mlekiem wszystko… 🙂
Aszku, no widzisz, jakie jesteśmy zgodne. 😉
Może rzeczywiście wypróbuję swoją odlewkę jako dodatek do innego zapachu. Ale do Ogródków nie, bo żaden mi nie leży… A EdM raczej nie będę psuła, bo jest dla mnie idealne bez dodatków… A może będę? Pokombinuję. Dziękuję za podsunięcie pomysłu.
Ależ mnie zaintrygowałaś herbatką z miętą, za chwilę jednak doczytałam o nijakości i woni niepranych jaków i nieco ostudziłam zapał 😉 😀 Niemniej, nie na tyle, by nie chcieć go powąchać, przypuszczam, że mój nos polubiłby herbatę z miętą…i niestety też zapragnąłby drzewnej bazy…
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Nieprane jaki są tylko metafora dla naturalizmu. 😉
A herbatki posiadam odlewkę – jeśli chcesz poznać, zabiorę na Eurocon.
Chyba zacznę robić jakąś listę na tę okoliczność. 😉
Naturalizm bardziej kojarzy mi się ze swojskimi klimatami wsi i raczej nie z grupą o ziołowym aromacie 😉 Ale de gustibus… 😉 😀
Może ustalimy jakąś hierarchię ważności ;P na Eurocon bo jak tak dalej pójdzie plecak będzie Ci chlupotał przy każdym ruchu i jeszcze służby celne nabiorą podejrzeń ;P
Spoko. Jadę samochodem, a służb celnych dawno już na tej granicy nie ma. 🙂
Ale hierarchię ustalić musimy, bo nie tylko flakony będę wiozła.
Swoją drogą – zdarzają mi się "perfumeryjne" spotkania, na których tak się zagadamy o innych sprawach, że zapominamy wyjąc przyniesionych perfum, podobnie jak zdarza mi się, że ktoś wpadnie na piwo i zapominamy o otworzeniu butelek siedząc przy kawie i rozmawiając. Coś mi mówi, że tym razem też tak może być. 🙂
Myślę, że w naszym przypadku to bardzo możliwe. 😀 Ale zagadanie się ma również miłe sercu uroki i tak jest dobrze, bo perfumy przecież lubią najbardziej niespieszne "węchowiska", monologi w jednym akcie. 😉
Z bisem. Czasami ^ ^
Dobrze prawisz.
Myślę, że jakkolwiek spędzimy ten czas – nie będzie stracony. 🙂