Seryjni cudotwórcy nie istnieją czyli Comme des Garcons Guerrilla 2

Czy można dwukrotnie przeprowadzić rewolucję?

No można w sumie. Rewolucji mamy w historii sporo, kilka nawet „wielkich”, ale jakoś nie występują seryjnie.
Tymczasem CdG usiłowało upchnąć dwa partyzanckie, rewolucyjne zapachy w jednym roku i… I raz im się udało. O czym pisałam.

Druga zapachowa Partyzantka rozczarowuje. Nie brzydotą bynajmniej, bo w konkursie piękności zajęłaby prawdopodobnie pozycję znacznie wyższą, niż Jedynka. Rozczarowuje wtórnością. I urodą właśnie.

Pierwszy, cytrusowo – imbirowy akord zabrzmiał na mojej skórze tak klasycznie, normalnie, że odruchowo sprawdziłam napis na fiolce, z której aplikowałam płyn na skórę. Wszystko się zgadza: Guerrilla 2.

Chwilę nadziei, przeżyłam kiedy przy wyciszaniu się musującego, świeżego otwarcia zapach zachwiał się, jak gdyby zawahał na moment skłaniając się w stronę nut syntetycznych pogłębionych ładnym, drzewnym cynamonem. Niestety, jak już wspomniałam, była to ledwie chwila, mgnienie oka, po upływie którego kompozycja podreptała w stronę mieszanki zwiędłych malin, tuberozy i mydlanego piżma.
Odrobinę pikanterii temu zestawowi dodaje pieprz, jednak pikanteria nie wystarczy, by uczynić ten niezbyt rewolucyjny związek nut godnym nazwy.

To nie partyzantka. Raczej oficerska umywalnia. Jak najbardziej mundurowa – co najwyżej z kilkoma nieregulaminowymi chudymi pannami… Powiedzmy, że łaziennymi na wyposażeniu.

Trzon kompozycji to akord krągły i kompletny; łączący oszałamiający aromat tuberozy z szorstkimi nieco nutami przyprawowymi i jasnym piżmem, którego kosmetyczny charakter podkreśla tu mydlący się imbir (o tej niezwykłej właściwości imbiru pisałam, między innymi, przy okazji Fresh Ginger Demeter).
Kiedy pojawia się bazowy akord drzewny Guerrilla 2 zaczyna przypominać złagodzone i rozjaśnione Cedre Serge Lutens (perfumy wprowadzone na rynek nieco ponad rok wcześniej). Bez charakterystycznej dla większości zapachów SL zawiesistości i bez charakteryzującego tamtą kompozycję rozmachu. Jest ładnie i miło.

No sorry, ale taka partyzantka mogłaby co najwyżej sabotować wroga kradnąc mydło i papierowe ręczniki.


Data powstania: 2006
Twórca: Nathalie Feisthauer

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: bergamota, różowy pieprz, imbir
Nuty serca: czerwony pieprz, kurkuma, malina, tuberoza
Nuty bazy: wetiwer, cedr, piżmo

* Ilustracje pochodzą z musicalu „Bathhouse”: www.bathhousethemusical.com

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

6 komentarzy o “Seryjni cudotwórcy nie istnieją czyli Comme des Garcons Guerrilla 2”

  1. Najpierw zobaczyłam zdjęcia. I pomyślałam: zapach, do którego Sabbath dobrała taaakie foty, biorę w ciemno!:-) No ale teraz jednak się waham, bo przeczytałam tekst… 🙂 Nuty zapachowe są raczej w moim guście, no ale wizja oficerskiej umywalni nie pozwoliłaby chyba mi używać tego zapachu… 🙂

  2. Dziękuję. :)))

    Beato, test polecam, bo zapach jest bezsprzecznie ładny – szczególnie jeśli lubisz tuberozę.
    Przy tym samym zastrzeżeniu polecam też lutensowskie Cedre – ma kopa, w przeciwieństwie do Guerrilli, która jest raczej dość subtelna (jak na tuberozę ;)).
    A zdjęcia? Już ktoś (nawet pamiętam kto) zwracał mi uwagę, że podwyższam statystyki blogowe w kategorii gołych (albo i niegołych) mężczyzn na posta. Ale właściwie czemu mam wrzucać tu więcej kobiet, skoro wolę tak? ;)))

  3. Witaj, przyznaję, że wąchałam go dawno dość i najważniejszym wrażeniem, jakie pozostało mi w pamięci jest przekonanie, że jest nie mój.
    Ale to było w czasach, kiedy w ten właśnie sposób dzieliłam zapachy – ostro i bezpardonowo. Być może teraz byłoby inaczej? Przy okazji niuchnę, bo to przecież sława i wstyd nie znać bliżej. 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Comme des Garcons Ganja

Wiecie, kiedy ostatnio recenzowałam perfumy Comme des Garcons?

Na początku 2018 roku!
Ponad sześć lat bez recenzji tej niesamowitej marki na blogu o perfumach niszowych to jest skandal. Totalne zaniedbanie. Degrengolada. To jakby sześć lat nie słuchać Beethovena. Jakże nazywać się kulturową buntowniczką, jeśli nie sięga się do klasyki kulturowego buntu?

Dziś sięgam.
Po Ganję.

Czytaj więcej »