Pieprz to jedna z tych substancji, których zapach jest mi miły, a smak nie bardzo. I nie byłoby to wcale dziwne, bo dotyczy to wielu innych pachnących obiektów (że posłużę się przykładem smoły, palonej gumy czy chociażby drewna i żywic), różnica polega jednak na tym, że smoły ani gumy zazwyczaj nie sypiemy do jedzenia.
Z pieprzem syczuańskim kłopot jest dodatkowo taki, że owa chińska przyprawa wcale nie jest pieprzem. Należy do rodziny rutowatych, do której należą także cytryna, pomarańcza, grejpfrut, kumkwat czy limetka. Kiedy powąchacie Sichuan Pepper Mad et Len doskonale to poczujecie.
Czysty smak pieprzu syczuańskiego jest większości Europejczyków znany słabo. Spotykamy go głównie jako składnik mieszanki pięciu przypraw (zwanej w Polsce ładniej – mieszanką pięciu smaków), w której jego cytrusową świeżość tłumi dodatek anyżu, cynamonu i kopru włoskiego. Przyznaję, nie przepadam. Szczególnie, że dostępne w Polsce przyprawy pięciu smaków zwykle są oszukiwane i zawierają pieprz, a nie pieprz syczuański. Uwielbiam natomiast dania doprawione, również opartą na syczuańskim pieprzu, Shichimi Togarashi – japońską przyprawę siedmiu smaków składającą się z pieprzu syczuańskiego (zwanego w tym przypadku Sansho-no kona – pieprzem japońskim lub górskim), podkreślającej jego cytrusowy aromat prażonej skórki pomarańczowej, chili, białego i czarnego sezamu, imbiru i sproszkowanych wodorostów.
Przyprawę siedmiu smaków można kupić także w Polsce, jeśli jednak zdecydujecie się na eksperyment, zważcie, by nie nabyć zamiast niej równie pysznej, ale zupełnie do czego innego przeznaczonej arabskiej przyprawy o tej samej nazwie, złożonej z cynamonu, papryki słodkiej i ostrej, goździków, kolendry, kardamonu i gałki muszkatołowej.
Ładne mi nic
Recenzję Sichuan Pepper Mad et Len warto rozpocząć stwierdzeniem, że Syczuański pieprz pachnie rzeczywiście syczuańskim pieprzem. Twórcy marki skwapliwie utrzymują w tajemnicy nuty swoich perfum (bez sensu zupełnie, ale mam na ten temat swoją teorię, którą weryfikuję i którą wkrótce pewnie się z Wami podzielę), ale podając główny składnik w tytule kompozycji – podają go uczciwie. Przynajmniej tyle.
Bezpośrednio po aplikacji Poivre Sichuan pachnie bergamotą, potem dochodzi do tego zapach czarnej herbaty, wreszcie pikantna goryczka charakterystyczna dla syczuańskiego pieprzu. Jeśli możecie sobie wyobrazić delikatnie pikantną herbatę Earl Grey, to jest to właśnie ten aromat.
Po kilku chwilach akcent cytrusowy rozjaśnia się, wypływa nad herbatę, zaczyna przypominać bardzo, bardzo delikatny cedrat, który w połączeniu z akcentem pikantnym brzmi po prostu ładnie.
Kilkunastu ledwie minut trzeba, by zapach przygasł. Przyskórna, ledwo wyczuwalna kompozycja nabiera cech subtelnego orientu, ze śladem nut korzennych i kwiatowych. Herbaciano cytrusowa pikanteria otwarcia staje się na tym etapie jedynie cieniem cienia… cienia.
Nie ma co owijać w bawełnę – Poivre Sichuan po prostu ledwo pachnie. Cóż z tego, że ładnie, skoro po dwóch ledwie kwadransach od aplikacji trzeba właściwie dotknąć nosem skóry, by poczuć cokolwiek?
Jeśli w przypadku poprzednich Mad et Len skarżyłam się na słabą trwałość, to tu moje skargi osiągają apogeum. I fakt, że kompozycje Mad et Len to nie spirytusowe wody toaletowe czy (w tym przypadku) kolońskie tylko, znane nam między innymi z oferty I Hate Perfume, perfumy wodne nie ma tu znaczenia. Perfumy wodne mogą trzymać się na skórze kilka godzin. Te się nie trzymają.
Rozumiecie teraz długi wstęp? Nie mam szans na rozpisanie się na temat zapachu, który wyraźnie czuję przez kilka do kilkunastu minut.
Po szybkich, hurtowych testach Mad et Lenów byłam zauroczona. Wszystkie nieomal zapachy mi się podobały. Teraz, testując rzetelnie i pojedynczo, jestem coraz bardziej rozczarowana. Rozważam puszczanie recenzji w pęczkach. Bo wstyd, kiedy więcej mam do napisania we wstępie, niż w samej recenzji.
Data powstania: 2010
Źródła ilustracji:
- Pierwszy pieprz syczuański ze strony sklepu internetowego La Safraniere Lorraine.
- Składniki przyprawy pięciu smaków z bloga kulinarnego The Dog’s Breakfast.
- Trzecie zdjęcie pochodzi z galerii Frederica Y. Vanga na serwisie Flickr. Więcej zdjęć przypraw tego autora znajdziecie tu: KLIK.
- Fotografię krzewów syczuańskiego pieprzu wykonał JB z bloga Treasure Coast Natives.
- Kolejna fotografia ze strony sklepu Forestfarm.
- Ostatnia aś a polskiego bloga o Chinach (po prostu): Liu Mulan.
16 komentarzy o “Poivre Sichuan Mad et Len”
Przyznaję, że wstęp ciekawy 🙂 Pieprz to jest coś co lubię 🙂 a za przyprawą 5 smaków czy 7 muszę się rozejrzeć w sklepach z przyprawami 🙂 mam na nią apetyt…
Fajnie, ze przynajmniej wstęp się do czegoś przydaje. 🙂
Przyprawa pięciu smaków jest dostępna powszechnie. Tylko sprawdzaj skład. Oszukana na pieprzu czarnym lub kolorowym to nie to.
Podobno zapachy Phaedon mają ten sam "ulotny" problem. Mad et len to chyba ciekawsze koncepcje (te przyprawy, haszysz) – ale szkoda, że rozbija się to o takie techniczne podstawy jak znikoma trwałość.
Mario, koncepcje maja bardzo fajne. Podoba mi się mnóstwo ich pomysłów, ale trwałośc i ogólnie "wykonanie" bardzo mnie zasmuca. Na szczęście są szanse, że moje uwagi (nieco bardziej konkretne, niż zastrzeżenia na blogu) dotrą wkrótce do "trójki przyjaciół" i może nastąpi jakaś zmiana. Bo pomysły na zapachy MeL mnie urzekają jeden po drugim.
A ja lubię pieprz syczuański; i earl greya też. 🙂 Więc chętnie wypróbuję to ustrojstwo, z ciekawości.
Choć możliwe, że na mnie wyjdzie jeszcze drobniejsze chucherko..
A ja też lubię. I też chętnie wypróbowałam. :)))
Kurcze szkoda, bo jak zaczęłaś opisywać zapach, to z każdym zdaniem podobało mi się coraz bardziej, a tu nagle… zonk.
O to to! Ja powąchałam i z każdą sekundą podobało mi się coraz bardziej, a tu nagle… zonk. 🙂
Zapisać i zakupić przyprawę. Same perfumy mnie nie zainteresowały. ale jak sama trafnie zauważyłaś, jak tu się rozpisać o czymś co tak krótko trwa 😉
Hihi. No i jest jakiś pożytek z tej recenzji. Cieszy mnie to. 🙂
Zostałaś otagowana 🙂
http://blogmoniszona.blogspot.com/2012/08/zalege-tagi.html
Dziękuję! :*
Przyprawy pięć smaków używam – co prawda rzadko – do kurczaka z warzywami. Nie mam pojęcia, jaki pieprz ma w składzie, bo dawno wyrzuciłam opakowanie…
Z perfum Mad et Len mam herbatkę – trwałość może bez szału, ale czuję ją od siebie w czasie akceptowalnym. Bardziej drażnią mnie fikuśne atomizery (może zamiast tego z pompką są też "normalne"?)…
A nie zapytałam. Choć na półkach z testerami flakoników z pompkami nie widziałam. Może są. Podpytam, bo tych pompek z gruszką też nie lubię. Poza problemem z aplikacją (trzeba tp robić dwoma rękami) jest jeszcze kłopot ze szczelnością. Pompki są zwykle nieszczelne.
love the blog x
Unchain My Heart
No, you don't. 🙂