Recenzje gościnne: Łukasz o Bamboo Harmony by Kilian


Pominę wstęp i oddam głos Łukaszowi - autorowi dzisiejszej recenzji gościnnej. Łukasz świetnie radzi sobie bez mojej pomocy: zarówno z opowieścią o zapachu, jak i z wprowadzeniem do niej.

***

Zgodnie z deklaracją napisania recenzji , wybrałem zapach i piszę słów kilka. Było ciężko. Było ciężko dlatego, że pewnego razu zawiodłem się na marce by Kilian przez mało wdzięczny zapach Sweet Redemption, po którym to zrobiło mi się niedobrze.  Nie da się też ukryć, iż markę podejrzewałem o przesadę, o zbyt kosztowne flakony zawyżające cenę  finalnego produktu.  Zostawiłem ją w spokoju i ruszyłem w inne rejony olfaktorycznej przygody.

Teraz, gdy dzięki szczęśliwej ręce czarodziejki Sabb, trafiły do mnie sprezentowane przez Perfumerię Quality Missala próbki sześciu zapachów marki by Kilian, zostałem zachęcony do ponownej konfrontacji z marką.  Z pięknie zapakowanych w złoty, wykonany z organzy woreczek, wyjąłem  próbkę o wdzięcznej nazwie Bamboo Harmony.


Bamboo Harmony
by Kilian


Lubię Japonię. Lubię też prostotę, filozofię ZEN i zielone zapachy też lubię. Bamboo Harmony wg  zapewnień twórców ma być chwilą poświęconą duchowości.  Ciężkie, bogate flakony zapakowane w równie eleganckie szkatuły mają się nijak do japońskiej filozofii życia: „mniej znaczy więcej”.  Porozmawiajmy jednak o głównym bohaterze…

Bamboo Harmoony jest zapachem cytrusowo – zielonym.  I takie też właśnie kolory pojawiły się mojej głowie, gdy pierwszy raz przyłożyłem  nos do nadgarstka.  Przed oczami stanęły mi żółte, dojrzałe śliwki, jakby przesiąknięte słońcem, miejscami  wchodzące w zielone barwy.  Taki jest właśnie Bamboo Harmony – optymistyczny i ładny.

Czuję w nim spokój i pogodę ducha, choć nie odnajduję duchowości.  Jest w nim ostrość cytrusowych kwiatów o poranku, będąca  jakby próbą oczyszczenia umysłu  od wszelakich złudzeń i iluzji.  I mimo migoczących figowych liści w sercu kompozycji, nie ma mowy o oświeceniu, o trwałej wolności  i pełnej harmonii ze światem.

Bamboo Harmony daje  efemeryczną przyjemność, ale nie daje szczęścia.

by Łukasz

***

Tych z Was, którzy mają ochotę poznać "Opowieść o ścinaczu bambusa" sprzed ponad tysiąca lat oraz przekonać się, jak podobne były moje wrażenia zapraszam do lektury recenzji z maja ubiegłego roku: KLIK.


Źródło zdjęcia: KLIK

Komentarze

  1. Taki jakby kolejny szczebel w rozwoju świadomości do krainy wiecznego spokoju i pełnej harmonii. Przyjemność w chwili obecnej tu i teraz by zrozumieć fenomen niekończącej się kreacji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow... Komentarz dekady. Dwa zdania i recenzja sama w sobie...

      Usuń
    2. hehe Dziekuję Sabbath za słowa zrozumienia ;)

      Usuń
  2. Podoba mi się recenzja Łukasza :) Krótka, bogata w treść i bezproblemowa w wizualizowaniu opisywanego przez niego zapachu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Z tym zgrabnym zagajeniem, lekko płynącą opowieścią o plastyczną wizją. Łukasz mógłby więcej u mnie pisać...

      Usuń
  3. Dziękuję za obecność na SoS : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łukaszu - zupełnie szczerze i z serca - dziękuję Tobie za to, ze tu jesteś.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty