Recenzję trzeciego zapachu perfumeryjnej trylogii Eau Sanguine – Dom Rosa miałam odłożyć na później, co u mnie często oznacza „na nigdy”, lecz oto pod recenzją Bloody Wood Agata Sz. napisała, że ma ochotę na szampana. A ja przecież bloga piszę dla Agaty. I dla Ciebie, drogi Czytelniku. Tak – dla Ciebie właśnie.
Dlatego zapraszam dziś na szampana. 🙂
Wiecie, skąd wziął się szampan? Oczywiście z Szampanii – tu nie trzeba być detektywem. Jednak to, że wywodzi się on z klasztoru, a ojcem musującego wina jest mnich z zakonu Benedyktynów może już stanowić pewną niespodziankę. Posłuchajcie legendy…
Trzynaście wieków temu, w czasach gdy wino nie miało bąbelków ani żadnej innej barwy poza czerwoną, wina z Szampanii używane były w całej Francji jako wina mszalne. Także podczas uroczystości koronacyjnych, które począwszy od czasów Chlodwiga I aż po schyłek francuskiej monarchii zazwyczaj odbywały się w potężnej gotyckiej katedrze pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny w Reims.
Status wytwórców win koronacyjnych oraz win na najważniejsze państwowe święta był dla szampańskich winiarzy wielkim honorem. I odpowiedzialnością.
Wyobraźcie sobie presję, jakiej podlegali szampańscy winiarze, gdy dwór królewski ściągał z Paryża do Reims na mszę i uroczystości, a tymczasem wino nie było jeszcze dojrzałe. A czasem nie bywało.
Szampania leży bardziej na północ, niż na przykład Burgundia. Ze względu na bardziej surowy klimat zbiór winogron w Szampanii trzeba zakończyć wcześniej – przed pierwszymi przymrozkami. Z krócej dojrzewających winogron powstaje wino słabsze (ze względu na niższą zawartość cukru) i o barwie bledszej, niż głęboko rubinowe Burgundy. Jakby nie dość było kłopotów, surowe zimy często zatrzymywały fermentację wina, któremu w nieogrzewanych piwnicach było po prostu zbyt zimno.
Tymczasem dwór królewski i dwory biskupie wymagały określonej ilości trunku co roku. Niedofermentowane wino musiało więc i tak trafić do butelek. I wtedy przychodziła wiosna. Wiosną, już w butelkach, fermentacja ruszała na nowo. Skutkiem tego były, oczywiście, bąbelki.
W 1688 roku, w położonym niedaleko Reims opactwie Hautvilliers głównym opiekunem klasztornej piwnicy został niedowidzący Benedyktyn Dom Pierre Perignon. Zmagał się on nie tylko z obawą o to, że pełne, purpurowe wina z Burgundii w końcu zastąpią na królewskich uroczystościach wina szampańskie, ale także z problemami bardziej przyziemnymi. Podziemnymi wręcz.
Kiedy przychodziła wiosna i temperatura w piwnicach opactwa Hautvilliers podnosiła się do poziomu, w którym fermentacja alkoholowa ponownie ruszała w zabutelkowanych już winach – cenne butelki zaczynały masowo eksplodować. Zdarzało się, że tracono w ten sposób większość zbioru.
Sfrustrowany obecnością niechcianych, marnujących wino bąbelków i ryzykiem utraty efektów ciężkiej, mnisiej pracy z powodu ich wydzielania Dom Perignon postanowił pozbyć się niechcianych efektów specjalnych. Starając się przyspieszyć fermentację mieszał ze sobą różne gatunki winogron. Eksperymentował też z usuwaniem z przeznaczonych na wino owoców skórek i pestek produkując w ten sposób pierwsze wina białe. Mieszał ze sobą również poddane wstępnej fermentacji wina z różnych beczek wynajdując w ten sposób wino kupażowane.
Niestety, mimo tych wszystkich zabiegów trunek z uporem fermentował po zabutelkowaniu.
Dom Perignon postanowił więc ratować co się da zamawiając butelki z grubszego szkła. Oczywiście, nietrudno przewidzieć, że efektem było masowe wysadzanie korków tkwiących w pancernych flaszkach. Dom Pierre i na to znalazł radę wymyślając korki o specjalnym kształcie, które można było za pomocą skręconego drutu przytwierdzić do butelki. Cóż z tego skoro wino nadal psuły nieszczęsne bąbelki?
Pewnej jesieni Dom Pierre Perignon zszedł do piwnicy by oznaczyć butelki, które miały wyruszyć na dwór. Niepewny rezultatu otworzył jedną z nich i skosztował bladego trunku. To wówczas podobno zakrzyknął do swych współbraci: „Chodźcie szybko! Właśnie piję gwiazdy!”
Smak szampana większość z nas zna. Można nie kochać, ale trudno nie doceniać. Czy w Dom Rosa udało się Soni Constant oddać frywolną lekkość winnych bąbelków? Zaraz Wam opowiem.
Dla porządku, na koniec tej przydługiej opowieści dodam tylko, że przytoczona wersja legendy jest tą, którą opowiadają szampańscy winiarze podczas zwierzania winnic i degustacji win. Historia mówi nam, że wina białe znane i cenione były już w starożytności, różne gatunki win mieszano między innymi na dworze Aleksandra Macedońskiego, a wino musujące na kilkadziesiąt lat przez Perignonem produkował na przykład anglik Christopher Merret, który wynalazł nawet specjalny, wzmocniony rodzaj szkła pozwalający na przechowywanie i transport „gwiaździstego” trunku. Czymże jednak byłby świat bez romantycznych legend? 🙂
In vino gaudium
Nie będzie suspensu.
Dom Rosa otwiera się najbardziej szampańskim z szampanów. Radosnym, subtelnie słodkim, owocowym aromatem, który nie tylko pachnie szampanem, ale dosłownie musuje. Te pierwsze chwile z Dom Rosa są po prostu rozkoszne!
Po chwilach kilku aromat zaczyna się rozwijać, wzbogacać, wypełniać. Jak gdyby do złocistych treli fletu dołączały kolejne instrumenty. Nie zagłuszają one ani złocistości, ani lekkości melodii wiodącej, dają jej jednak tę pożądaną w perfumach szlachetność, która przesuwa zapach w sferę sztuki. To kompozycja, nie olfaktoryczna onomatopeja.
Wyobraźcie sobie jasny plaster świeżej, jędrnej gruszki zanurzony w kieliszku szampana. Wyobraźcie sobie lekką, misterną altanę z jaśniutkiego drewna oplecioną bladymi różami. Wyobraźcie sobie pogodne, bezwietrzne majowe przedpołudnie, jasne obłoczki spokojnie pasące się na niebieskiej łące i złote pszczoły leniwie gmerające w wielkich, miodowych kielichach kwiatów.
Wyobraźcie sobie, że uśmiechacie się i nie możecie przestać… Bo świat jest piękny. Bo świat jest…
Jedynym nie do końca konsekwentnym elementem tej uroczej układanki jest nuta grejpfruta. W porównaniu ze wszystkimi tymi leniwymi, łagodnymi, krągłymi nutkami specyficzny aromat tego owocu zdaje się… Niecały, niekompletny, szorstki. Jak gdyby wśród idealnie okrągłych bąbelków jednego była tylko połowa. I jak gdyby ta połowa miała kanty.
Początkowo kanciastość grejpfrutowego bąbelka wydawała mi się cudownie frapująca, winna i wytrawna. Z czasem wytrawność ta pogłębia się i przechyla w stronę cytrusów, nie wina. Nie psuje to kompozycji – jest ona nadal lekka, radosna i absolutnie urocza. Ale pszczoły wróciły do pracy, a na horyzoncie pojawił się ogrodnik z żółtą konewką.
A my zamiast szampana pijemy ice tea. Zrobiło się normalnie.
Data powstania: 2013
Twórca: Sonia Constant
Trwałość: jak na tak lekki zapach więcej, niż zadowalająca. Do 8 godzin
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: nuty szampana, grejpfrut, gruszka
Nuty serca: róża damasceńska, goździki, kadzidło
Nuty bazy: akordy drzewne, drzewo cedrowe, wetiwer, drewno gwajakowe
Miłośnikom szampana polecam stronę: thechampagneopener.com. Znajdziecie na niej nie tylko opowieści o szampanie, ale też wiele ciekawostek. Między innymi jedną z wersji legendy o Dom Pierre Perignonie, którą Wam dziś opowiedziałam.
Źródła ilustracji:
- Pierwsze i czwarte zdjęcia to fotografie reklamowe Dom Perignon.
- Zdjęcia 2 i 3 to anonimowe drzeworyty z epoki.
- Ostatnie dwie fotografie są częścią kampanii reklamowej Dom Perignon z 2006 roku. Modelką jest Eva Herzigova, a zdjęcia robił sam Karl Lagerfeld. Osobiście.
18 komentarzy o “Szampański Dom Rosa Liquides Imaginaires”
Zapach, który chciałabym mieć. Zwykle róża oznacza dla mnie kłopoty – często jest to kontakt z banałem. Tutaj jest coś nowego. I ten efekt musowania…
Agnieszko, ja też z tych "nieróżowych". 😉
Tu róża pełni rolę marginalną. Dodaje kompozycji ekskluzywności, ale pachnie trochę tak, jak różane akordy w winie. Mnie się zapach podoba. Nie chciałabym mieć, ale doceniam. 🙂
Czarodziejsko opowiedziana legenda. Pochłonęła mnie opowieść. Było bajecznie. A na koniec rozbawłaś mnie 🙂
Ice tea brzmi dramatycznie, ale i tak jestem go ciekawa.
Może powinnam była napisać normalnie, że mrożoną herbatę. Ale rzecz w tym, ze w Polsce nie pija się mrożonej herbaty, tylko ice tea właśnie… 😉
Nie czepiam się Ice tea, tylko nie lubię tego chemicznego posmaku i zapachu tego produktu. Stąd ten dramatyzm!
Jutro testuję i tym bardziej jestem ciekawa jak go odbiorę. Ale pióro Kobieto to Ty masz. 🙂
Przetestuj i proszę, powiedz mi potem, czy zmieniać tę ice tea na herbatę mrożoną. Moim zdaniem to jest zapach bardziej na ice tea. Ale z drugiej strony nie lubię nadmiaru anglicyzmów w tekstach…
Dziękuję za komplement. Bardzo mi milo. 🙂
Ależ IceTea powinno pozostać. To zabawna i przewrotna puenta (pointa?).
Skoro zapach różany to upierać się będę,że od początku czuję różę. Ale takà świeżą, wręcz cytrynową. Przy Pałacu Na wodzie w Łazienkach całe lata były sadzone żółte róże. Ich zapach był jedyny w swoim rodzaju. Świeżutki i cytrynowy. Kiedyś dopadłam nawet ogrodniczki i dowiedziałam się co to za gatunek.. Ale zapomniałam (to przez brak ogródka).
To widocznie ma być ten musujący szampan.
Początek bardzo zaskakujący i przyjemny 🙂
Przewrotnie potem na chwilè pojawia się zapach podsuszonych płatków róży (coś pomiędzy suszem, a zgnilizną),na szczęście szybko mija.
I tu zdziwienie…następnie pomyka jaśmin. Wiem,że nie ma go w spisie…ponownie lekki, nie przytłaczający jaśmin.
W tle brzęczy coś ciepłego,może drewnianego.
A teraz wypłynął grapefruit..
Brawa za zbudowanie tak pracującego zapachu.
Zastanawiam się czy ktoś nie znający nazwy zakwalifikował by go do grona różanych..
..a może to nie szampan , tylko kwiaty bzu czarnego. . pełno ich teraz wszędzie i pachną podobnie. nieprawdaż?
Nie pamiętam zapachu kwiatów. pamiętam zapach owoców – moja babcia robiła z nich sok, a wiele lat później mama zrobiła z nich wino. Aleksandro, powiadam Ci – to wino to była czysta rozkosz… Mogłabym nim oddychać.
I jeszcze słówko o różach – zdecydowanie są tu róże jasne. Dlatego u mnie pszczoły gmerają w miodowych kielichach. Miód jest żółtawy. 🙂
Rzeczywiście intrygował mnie aż do wieczora. Naprawdę ciekawy.
Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! Dzisiejsze opowiadanie było bardzo …. apetyczne. Nabrałam apetytu na szampana, perfumy i … więcej tych bajecznych opowieści 🙂
Ufff… Już się bałam, ze Ci się nie spodobało. 🙂
W końcu wiem skąd "Dom Perignon":) Ile się człowiek dowie nowych rzeczy, faktów, informacji, ciekawostek z Twojego bloga:))) Uczta dla oczu i umysłu:)
Móż mąż twierdzi, ze to "intelektualne molestowanie czytelnika". Nota bene jest to cytat z pewnego krytyka (zawodowego), który oceniał kiedyś moją poezję. Widocznie ja tak mam. Jestem intelektualnym molestatorem. 😉
Jakże świeżo lekko i orzeźwiająco. Chce się żyć 🙂
Jak nie lubię to aż mi się zachciało szampana. I więcej takich smakowitych opowieści !
Chwilę mnie nie było, ale to czysta przyjemność nadrabiać takie zaległości. 🙂
Testowałam Rosę kilka dni temu. Będzie mój. Majstersztyk.