Dziś będzie mrocznie, występnie i namiętnie.
Czasem przydarzają nam się zapachy wywołujące w mózgu natychmiastowy, niepowstrzymany impuls. Obraz, skojarzenie, czasem opowieść. Zdarzają się też takie, które niczego nie wywołują i o tych raczej na SoS nie poczytacie. 🙂
Z dzisiejszym moim bohaterem mam problem zgoła odmienny. Opowieść pojawiła się natychmiast. Obraz, emocje, wrażenie jak kamień spadające z głowy do brzucha. I niżej. Rozumiecie?
Tylko jak to grzecznie opisać?
Pycha
Chciwość
Nieczystość
Pieprz
Labdanum
Ambra
Otwarcie Malefic Tattoo jest dotkliwe jak paznokcie wbite w plecy. Tak. Wtedy.
Jeśli taki jest początek, zapytacie, to co stanie się później? 🙂
Później nadchodzi chwila, w której nasze ciało balansuje na krawędzi spełnienia. Ogłuszony endogennymi opioidami mózg zaczyna analizować. Echa rozkoszy walczą z poczuciem winy. Bo Malefic Tattoo opowiada o namiętności wielkiej i zgubnej. Nazwa zobowiązuje.
Trzon zapachu stanowi skórzaste, lepkie, nieczyste labdanum. Tak sugestywne, że po aplikacji perfum na nagą, jasną skórę człowiek ma ochotę sprawdzić, czy nie została ona splamiona, naznaczona czernią.
Ostre nuty przyprawowe rychło wygrzewają się – tracąc eteryczność, lecz nie tracąc szorstkości. Dymne, popieliste kadzidło nie wędruje do żadnego nieba. Brzmi ciężko, brudno, mrocznie, jak gdyby przygniatało je poczucie winy. Z premedytacją zezwierzęcona trójca: ambra + styraks + oud, nie zostawia pola na wątpliwości co do tego, jaki to grzech…
Malefic Tattoo to zapach gorzko – słodki, jak poczucie winy bez poczucia żalu. Jak zakazany owoc przynoszący wspaniałą rozkosz i równie wspaniałą udrękę. Niejednoznacznie piękny – jak liliowe piętno nierządnicy lub mafijny tatuaż będące przekleństwem i pamiątką wolności od przebrzydłych pęt cnoty zarazem. Wspomnieniem mocy.
Piżmowo – paczulowa baza nie czyni z kompozycji Epinette romantycznej opowieści o miłości wbrew światu. Nie ubiera historii w ckliwy banał. Dzięki wyraźnej, dominującej do samego końca nucie labdanum, zapach zostaje szorstki i nieczysty. Mimo ciepłych tonów ambry, mimo zamykającej opowieść eteryczną klamrą nuty papirusa, mimo – a może właśnie dzięki – tworzącemu gładkie, nieczułe olfaktoryczne tło oudowi rodem wprost z Black Oud tego samego duetu twórców.
Malefic Tattoo jest grzechem bez żalu. I bez wyparcia się grzechu. Bez słabych usprawiedliwień i żałosnych kłamstw. Malefic Tattoo to apoteoza nieczystości. I pychy.
I ja bez wstydu przyznaję – zgrzeszyłam flaszką. Od razu, bez wahania i bez żalu. Jednego bym jeszcze tylko chciała – grzeszyć mocniej i dłużej – bo trwałość i moc Malefic Tattoo (jak na ekstrakt perfum w TAKIEJ cenie) jest nieco rozczarowująca.
Data powstania: 2015
Twórcy: Jerome Epinette (zapach) Laurent Mazzone (koncepcja)
Trwałość: 6-7 godzin
Projekcja: dobra, ale ani trochę więcej, niż dobra. A ten zapach wręcz prosi się o nieumiarkowanie. 🙂
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: pieprz, cynamon, szafran, czystek, kadzidło
Nuty serca: drzewna ambra, akord oud
Nuty bazy: styrax, labdanum, papirus, piżmo, drzewo kaszmirowe, paczula, sandałowiec
Na zdjęciach dwie znane postaci popkultury:
- 1 i 4 Adam Levine – wokalista zespołu Maroon5
- 2, 3, 5 Rick Genest znany jako Zomie Boy – model, aktor, lecz przede wszystkim nosiciel wspaniale konsekwentnych tatuaży, które dały mu sławę.
36 komentarzy o “Siedem grzechów przyjemnych – Malefic Tattoo LM Parfums”
Sabbath droga, Ty to potrafisz tak człowieka jeszcze przed południem … 🙂 dzięki za wrażenia w dzień szary i biurowy 😉
Haha! Dziękuję. Dla mnie był wieczór. 🙂
Cieszę się, że mogłam Ci trochę uprzyjemnić dzień biurowy. 🙂 :*
Jeszcze nie poznałam ale kurczę, będę się rozglądać. Teraz nawet tym gorliwiej.
Aa… i dlaczego chce Ci się pić? 😉
Bo to najbliższe pragnieniu, co udało mi się wystrugać z tych literek. 🙂
Lubię, gdy nie ma ckliwego banału i żalu! Bardzo apetyczna recenzja… zapach brzmi kusząco… tylko ta cena 🙁 Twój blog przekonuje mnie, że muszę być bogata. Nie z chciwości, z miłości do sztuki! 😉
Ooo tak. To zdecydowanie jest problem. Też muszę nad tym popracować. Niestety, zamiast się wzbogacać – piszę recenzje. 🙂
*klnie pod nosem* opisałaś to tak, że mam wielką ochotę kupić flakon w ciemno. Nawet nie muszę sprawdzać, wiem, że się pokochamy.
No przepraszam, no… Wypsnęło mi się. 😉 😀
sprawiłam sobie próbkę jako prezent świąteczny i kurczę, jeszcze żadne perfumy się tak we mnie nie wpasowywały. Co w sumie nie jest wadą, ale mimo wszystko lubię czuć to, czym pachnę.
Dlaczego po przeczytaniu tej recenzji budzi się we mnie żądza posiadania? Zlituj się i podaj cenę, może to ostudzi moje zapędy 🙂
Linka do ceny w tekście. Ale podam. 1075 zł. Wszystko opada. Z wyjątkiem włosów. Te stają dęba.
No i wylałaś mi kubeł zimnej wody na głowę 🙂 Odpada 🙂
Ale strzał! Napaliłem się z miejsca jak ostatnio na kompozycję marki Olympic Orchids. Coś czego pożądam już teraz bo opis fascynujący i nasuwa mi wiele nieczystych także osobistych skojarzeń a że czai się tam diabeł, mrok czy tam jakoś tak…
Yas al Malaki do mnie w końcu leci a te wyżej opisane są kolejnymi WIELKIMI chciejstwami, grzesznymi chciejstwami…. Boże wybacz ale być może nie wiem co czynię… 😉
Ależ wiesz, wiesz… 🙂
Al Malaki miałam Ci zrobić próbkę przy okazji spotkania. i co? I psinco. Nie było okazji. 🙁
Ta okazja w końcu nas dopadnie, na to wychodzi… Ja na swoje zapachowe marzenia czekam już miesiąc i gdzieś się zapodziały na dodatek, ehhh. A tu jesień przecież i swoiste ku temu potrzeby. W dobie 'cierpienia' i niepokornego oczekiwania zmajstrowałem pewnej, wczorajszej nocy coś w porywie szaleńczego natchnienia jak i instynktownej potrzebie poprawienia stanu ducha poprzez tworzenie.Jaki będzie efekt sam jeszcze nie wiem, w tle towarzyszyła mi radiowa audycja o ocalałych w obozie więc…Dymno to widzę 😉
Oj, trochę przerażający kontekst.
Zapachu jestem ciekawa i mam nadzieję, że wąchając nie będę pamiętała o audycji, która była inspiracją… 🙁
Jeśli coś mi z tego wyjdzie to chętnie się podzielę. Wbrew pozorom ta tematyka była pełna nadziei i mimo przerażających, oczywistych zagadnień wiała optymizmem. Jednak nie sposób było zarzucić mu dowcipkowanie bo czaił się niepewnie ale był… To zresztą tylko jeden z elementów który idealnie jak odczułem złożył się na sens tego mojego 'specyficznego' wieczoru. Wiem że czasem jeśli już zasieje się dane skojarzenie to ciężko go ominąć ale wiem też że fantazję masz niecodzienną i pewnie szybko zastąpisz ten obraz własnym.., bardziej właściwym 🙂
Widzę, że nie tylko ja po przeczytaniu Twoich wrażeń zapragnęłam swojej prywatnej butelki, ale cena… Och ta cena… Porządnie studzi wszystkie pragnienia 😉
Cena jest straszna.
Ja nie oceniam cen, tylko dzieło, ale czasem mi cierpnie skóra. I serio, za takie pieniądze, jako EKSTRAKT – to powinno zabijać mocą.
I tu właśnie jest pies pogrzebany – po TAKIEJ recenzji mogłabym zrezygnować przez miesiąc z jedzenia i innych luksów, ale jeśli ma tylko dobrą projekcję przez kilka godzin… Tak sobie logicznie tłumacze 🙂 co nie zmienia faktu, że muszę, po prostu muszę chociaż próbkę zdobyć. Wtedy biorę wolne od wszystkiego, leżę i pachnę.
To jest 100 ml. Ogólnie więc nie jest źle – znam perfumy po 50 ml kosztujące więcej. Chociażby Bitter Rose Broken Spear, które przyszły do mnie razem z Malefic Tattoo. Bo ponad tysiak to wydatek spory. Mogliby robić flakony 50 ml za połowę tej ceny. 🙁
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Zapach bardzo mi się spodobał, ale cena jest przegięta. Gdyby był jeszcze w cenie Patchouly Boheme czy Ambre Muscadin…
Tak, jak pisałam wyżej – nie oceniam cen. Skupiam się na zapachu, a ten – jak zauważyłeś – zacny jest wielce.,
Inna kwestia, że faktycznie cena… Nawet jeśli nie oceniam cen, zrobiła na mnie wrażenie. Stąd wzmianka w tekście. 🙁
Pewnie, nie odnosiłem się do kryterium oceny – ja też nigdy jej nie biorę pod uwagę przy ocenie zapachu.
Napisałem tylko, żeby pojojczyć, że szkoda, że nie jest w cenie Boheme czy Muscadin 😉
Spoczko, rozumiem. 🙂
Pamiętam dyskusję sprzed lat z wizażowych Perfum: dziewczyny wspominały o ekskluzywności nisz i o tym, ze ekskluzywnych zapachów nie będą nosili wszyscy wokół.. A ja napisałam, że chciałabym, żeby Czarny Turmalin był dostępny w kiosku za rogiem za pięćdziesiąt złotych. I tak nikt by go nie chciał nosić. 🙂
To to jest zapach tego samego typu. i nie przeszkadzałoby mi, gdyby był tańszy. Wręcz przeciwnie. 🙂
Myślisz, że nikt? Ja wierzę w hipsterów, którzy nawet wbrew sobie nosiliby coś kontrowersyjnego, pokroju Tellusa (żeby nie było – bardzo lubię ten zapach) albo M/Mink 😀
Jeśli mówić tylko w kontekście używania przez otoczenie, to też bym się cieszył, jakby tak było. Niestety znając życie, w praktyce tak duża dystrybucja równałaby się ze spadkiem jakości.
Mam do Ciebie jeszcze pytanie odnośnie Malefic – czy czujesz tam coś na kształt róży? Może to moja skóra, albo nos nie ten, ale cały czas mam wrażenie, że czuję wyraźnie różę z mnóstwem przypraw.
Niemniej, przepiękny zapach, gratuluję zakupu!
Na szczęście nie czuję róży. Czuję żywice i szafran. To daje taką… Bogatą aurę.
Co do hipsterów – gdyby kosztował pięć dych, to żaden szanujący swoje hipsterstwo hipster nie tknąłby go nawet kijem. 🙂
O ja cię! Czyta człowiek coś takiego i później nie ma już wyjścia. Musi poznać. Jesteś moją pierwszą zapachową kusicielką!
Bezwstydnie i bez żalu przyznaję się do winy. Tak. Po to właśnie piszę. Żebym z tą swoją manią nie była osamotniona. 😀
dziękuję, Kasiu! <3
No taaak, to teraz i ja mam grzeszne obrazy w głowie po lekturze 😛 Szelmo Ty!!!
W takim grzechu to bym się mogła nurzać do znudzenia i by mi się nie znudziło 😀
To jest najlepszy komentarz dekady!
I tak – dokładnie tak mam – do znudzenia bez znudzenia! 😀
Nie lubię labdanum, z paczulą miewam problemy (zależy od towarzystwa) kadzidło, no cóż, nie przepadam, a jednak te perfumy pokochałam od pierwszego powąchania, chociaż nie do końca z wzajemnością. Na innych podobają mi się bardziej niż na mojej własnej skórze. l dlatego nie mam butli własnej i podziwiam najczęściej w otoczeniu, działają na wyobraźnię mocno!
Twoja recenzja niezwykła, dziś mam słaby dzień więc piszę na spokojnie, w pierwszym momencie po przeczytaniu byłam jak pochodnia.
A! I lubię tatuaże, podobają mi się na męskim ciele, chociaż nie na twarzy…ale po co ja to pisze w ogóle. To ta recenzja, jednak działa, mimo słabego dnia. Dzięki, kiedy Cię czytam mam wrażenie często: nareszcie ktoś opowiada co czuję, chociaż ja nigdy bym tak nie potrafiła.
Ja Ci powiem, po co piszesz.
Po pierwsze po to, żeby autorka się cieszyła. ja czekam na te komentarze i z każdego się cieszę szalenie. Naprawdę!
Po drugie dlatego, że każdy komentarz do recenzji wzbogaca ją. Na tym polega przewaga blogów nad książkami – że pod tekstem pojawiają się komentarze stanowiące dodatkową wartość. Ja bardzo to cenię.
I po ostatnie: bo kiedy coś nas ruszy, to fajnie jest to powiedzieć i to najlepiej komuś, kto złapie, o co nam chodzi. W sumie blogowanie też jest wariacją na ten temat. 🙂
Co do zapachu i otoczenia – zaintrygowało mnie, kto to nosi. Możesz napisać słowa dwa o tym, na kim to czułaś? Ja wiem tylko, że Forevermore lubi. 🙂
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Zgęstniało powitrze wokół mnie. A miał to być zwykły ,niedzielny poranek. Zaintrygowałaś mnie niezwykle. Pomimo ceny chciałabym poznać . Uwielbiam labdanum! Już sam ten składnik pcha mnie do testu. A recenzja tym bardziej. Brawo.
Wyjaśnij mi tylko jedno. W nutach głowy piszesz czystek. W nutach serca labdanum. To przecież to samo….