- Po pierwsze marka: Hermes, która trzyma poziom i klasę. Co w roku 2017 bynajmniej nie było oczywiste.
- Po drugie (ale w sumie też pierwsze) nos: Christine Nagel. Czarodziejka zapachu stojąca za takimi dziełami sztuki jak Theorema Fendi, Madness Chopard, Histoire d`Eau i Mauboussin od Mauboussin, In Black Jesus Del Pozo, klasyk John Galliano i Narciso Rodriguez For Her. Za bardzo udanymi Ambre Soie z serii Armani Prive i Eau des Merveilles Bleue Hermes. A także za hitami jak Si Armani, Delices de Cartier czy Miss Dior Cherie.
- Po trzecie tuberoza. Da się zrobić tuberozę na miękko, ale to nie jest łatwa nuta. Ani do pracy, ani do noszenia.
A po piąte przez dziesiąte Twilly d’Hermes jest moim skromnym zdaniem najlepszą damską premierą selektywną 2017. O czym szerzej napiszę pewnie w okolicach Sylwestra. Dziś skupię się na Twilly, których nazwa rzeczywiście brzmi jak z „Ptasiego radia”.
Twilly to perfumy inspirowane najpopularniejszym z gadgetów Hermesa – barwnymi, jedwabnymi apaszkami zwanymi… a jakże: twilly właśnie.
Link do strony Hermes z apaszkami: KLIK |
Pierwszy test mnie zaskoczył. Spodziewałam się tuberozy – zapachu kremowego, narkotycznego, ciężkiego jak szal. Tymczasem z flaszki najpierw wyskakuje pomarańcza, a raczej ładnie zrównoważony akord cytrusowy z niezobowiązująco złotą nutą pomarańczy. Przyjemny, bardzo subtelnie pikantny, gładki jak w Jour d’Hermes Absolu.
Twilly wita nas uśmiechem.
Drugi plan to tuberoza. Ale nie taka, jakiej się wszyscy spodziewamy – zwalista i nieruchawa. W Twilly tuberoza jest zielona. Kwiaty wraz z liśćmi – świeże i wilgotne. Młode, żywe, zakochane w pomarańczowym słońcu.
Trzeci plan – sandałowiec. Waniliowy i blady. Dający kompozycji kremową miękkość i ciężar charakterystyczny dla zapachów z nutą białych kwiatów. To właśnie sandałowiec zmienia zapach powoli wypierając pomarańczę, imbir i żywą zieloność. Jak gdyby śliczny podlotek w zabawnym meloniku przypomniał sobie, że jest kobietą.
Dalej historia toczy się tak, jak większość takich historii: dziewczyna przestaje śmiać się głośno i przeskakiwać kałuże. Maluje usta. Poznaje znaczenie słów powściągliwość i samokontrola. I staje się damą. Bardzo piękną, lecz na kremowo – kwiatowym etapie kompozycji ja osobiście tęsknię za słodką pomarańczą i pikantnym imbirem. Tęsknię za podlotkiem, który powitał mnie niepowściągliwym uśmiechem.
Dobrze, że mogę spotkać go kolejny raz naciskając atomizer. Że tak łatwo mogę kolejny raz przeżyć przemianę uroczego kaczątka w pięknego łabędzia.
Data premiery: 2017
Twórczyni: Christine Nagel
Projekcja: nieostentacyjna
Trwałość: dobra, lecz nieimponująca
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: imbir, bergamota, gorzka pomarańcza
Nuty serca: tuberoza, jaśmin, kwiat pomarańczy
Nuty bazy: sandałowiec, wanilia
10 komentarzy o “Twilly d’Hermes czyli trele tuberozy”
Bardzo mi się spodobała, a jednocześnie trochę rozczarowała – bo po tuberozie, która należy do ścisłej czołówki moich ulubionych nut, spodziewałam się, że będzie bardziej posągowa, a mniej frywolna. Ale lubię, gdy zapachy mnie zaskakują, a poza tym nie zawsze muszę pachnieć jak aktorka kina niemego 😉 Dlatego Twilly pewnie kiedyś dołączy do mojej kolekcji.
Mnie właśnie zaskoczył pozytywnie. Tym, że ta tuberoza taka inna, lekka, młoda. Po tym, jak zaskoczyło mnie to, ze w ogóle ktoś porwał się na tuberozową premierę dla młodych. W świecie landrynkowych ulepków to jest coś.
A co sądzisz o Gucci Bloom?
Wąchałam, a raczej wąchnęłam. Wydawał mi się taki… no mało odkrywczy. Przegapiłam coś wielkiego Twoim zdaniem?
Wielkiego może nie. Też tuberoza gra pierwsze skrzypce i tez jest dość delikatna jak na siebie. Wiosenna i dziewczęca. Dla mnie mogłaby być na upały 😉
Testowałam też nieco pobieżnie, ale przyznam, że białe kwiaty zawsze mają u mnie punkty za samo bycie białymi kwiatami 🙂
Roześmiany podlotek – jakie to ładne 🙂 Człowiek powinien częściej się śmiać. Zdecydowanie.
Prawda?
Twilly sprzyja uśmiechom. Fajny jest po prostu.
Do tuberozy podchodzę ostrożnie. Robiłam lata temu za dwa podejścia do tej nuty i za każdym razem czułam się w niej jak za 20 lat starsza kobitka przesadzająca ze wszystkim, jeśli wiesz co mam na myśli… Interesująco brzmi to zestawienie z cytrusami, mimo to jakoś nie jestem przekonana w 100%.
Tak uroczo opisujesz Twilly, takie w nim widzisz radosne zapachowe ćwierkadełko, że aż mam ochotę znów podejść do testów.
Żywię ogromną sympatię wobec zapachów Hermesa; czy rzucają mnie na kolana (jak ogródki czy Ziemia), czy tylko budzą szacunek dla kunsztu, choć nie są moje (np. Amazonka czy Caleche).
A Twilly zrobiło mi numer niewiarygodny, bo stało się nawet nie gourmandem, ale czymś całkowicie jadalnym: razowym chlebem z masłem i szczypiorkiem. Nie będę się upierać, może w tym szczypiorku jest też starty świeży imbir.
Jest radośnie? Jest. Jest słonecznie i porannie? Jak najbardziej. Ćwierka coś w tle? Och i to jak!
Sprawdzę jeszcze raz, poszukam tam kwiatów. Może stoją na stole, tylko mi kromki chleba je zasłoniły…
Takie podejście w komponowaniu z udziałem tej białej kilerki zapewne wnosi nowoczesny sznyt i łamie poniekąd konwencję, pokazujac że można inaczej. Chętnie poznam dla samego poznania, a kto wie może będę wiedział komu później polecić.
Póki co, czaje się w kwestii tuberozy na nowego Durbano, bo tam raczej coś więcej dla mnie będzie.