Nos szefa kuchni jest podobny do nosa perfumiarza – powiada współzałożyciel Les Topettes Oriol Montañés. Skąd wie?
Wie, bo zanim został pełnoetatowym miłośnikiem perfum, pracował jako szef kuchni w renomowanej restauracji.
Wedle opowieści Oriola, swoją pasję odkrył dzięki pracującemu w tej samej restauracji cukiernikowi wnoszącemu do kuchni niezwykłe, egzotyczne aromaty – niekoniecznie kulinarne. Rozmiłowany w niszowych perfumach cukiernik trzymał w tajemnicy nazwy swoich perfum, szef kuchni rozpoczął więc własne dochodzenie, które w końcu zaprowadziło go do Raval de Barcelona, na ulicę Joaquim Costa.
W podłej dość dzielnicy, przy ulicy wyglądającej trochę jak z opowieści o upadających metropoliach mieści się nastrojowy sklepik pełen cudów.
Les Topettes wcale nie jest perfumerią bardzo małą. Jak na warunki miasta, lokal jest wręcz przestronny.
Wrażenie to potęguje bardzo oszczędne umeblowanie i jasna kolorystyka wnętrza.
Punktem centralnym jest stół zastawiony stylowymi mydełkami, pastami do zębów, naczyniami (raczej łaziennymi, niż kuchennymi) i sprzętami służącymi do zabiegu retro golenia. 🙂
Od razu przyznaję, że wszystkim tym fancy przedmiotom poświęciłam niewiele uwagi. Bowiem przede mną od lewa do prawa pełno było perfum. 🙂
Poza markami świetnie u nas znanymi, jak Diptyque, Robert Piguet czy Etat Libre d’Orange (w bardzo ograniczonym asortymencie), Les Topettes oferuje sporo marek naprawdę, naprawdę niszowych.
Od niesamowitych, etnicznych, sugestywnych Gri Gri począwszy:
Przez świetne zapachy Jardins d’Ecrivains, ciekawie klasyczne Papillon Artisan Perfumes (Salome kopie zadek zwierzęcymi nutami!) po generyczne dość, bardzo proste kompozycje Erika Kormana z Aromatisches Blog.
Pierwsze, na co zwróciłam uwagę była jednak Whisky. To znaczy… Już się poprawiam. Pierwsze w oczy rzuciły mi się perfumy marki Jimmy Boyd. Ta raczej średniopółkowa marka w dość wysokich cenach nie rzuciła mnie na kolana. Pomimo nazwy nazw.
Zupełnie nie urzekły mnie kompozycje Scent on Canvas. Z wyjątkiem Ocre Dore pięknie łączącego galbanum z ziemistym aromatem mate.
Zauroczyły za to absolutnie perfumy marki Bravanariz. Autor wszytskich trzech kompozycji Bravanariz – Bosc, Cala i Muga – Ernesto Collado opowiada swoimi zapachami surowe krajobrazy Ses Salines, rzeki Muga i górzystego półwyspu Cap de Creus.
Bravanariz to marka obecna w Hiszpanii dość szeroko. W samej Barcelonie spotkałam ją w jeszcze jednaj perfumerii. Tej mojej ukochanej, o której na końcu serii.
Przy okazji wspomnę o sposobie ekspozycji zapachów w Les Topettes. Zamiast, kosztownych na wielką skalę, blotterów czy eleganckich lejków, obok flakoników poustawiano zlewki. Po prostu zlewki, w które rozpylić można wybrane perfumy. Teoretycznie każda zlewka przypisana jest do flakonu, ale zdybałam kilku wędrowniczków.
Podoba mi się ten pomysł. Wymaga czujności i zaufania do klientów albo bardzo słabego ruchu i to ostatnie chyba jest kluczem do sukcesu zlewek w Les Topettes. Spędziłam tam dooooobrze ponad godzinę i nie przeszkodził mi nikt. Zupełnie nikt.
Wracając do asortymentu: na półkach także niedobitki Olivier & Co.
Oraz ultymatywny powód, by Les Topettes odwiedzić: własny zapach perfumerii, którego próbkę mam gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie. Fajny był!
Pod koniec wizyty pobuszowałam trochę po zapleczu i za ladą; ogłuszona nowymi doznaniami zadając coraz mniej sensowne pytania.
W końcu zrobiłam to, co zrobiłby każdy na moim miejscu. Zabrałam robotę do domu.
W następnym odcinku zaproszę Was do perfumerii Regia i muzeum perfum. A potem wielki finał i najpiękniejsze wspomnienie z Barcelony.
Do poczytanie wkrótce. 🙂
12 komentarzy o “Pachnąca Barcelona 6: Les Topettes”
Ale klimat 😮 super
No, klimat jest. Na ulicach wokół jeszcze lepszy. 🙂
To się nazywa PRZYGODA! 😀
PRZYgoda
PRZYjemność
PRZYkro mi, że i wydatek. 😉
To prawda! klimat super!
Tak!
Pierwszy raz słyszę o patencie ze zlewkami 😮
Ja też pierwszy raz widziałam. I podobało mi się. 🙂
Sideshow marki Gri Gri ma według mnie bardzo ciekawe nuty zapachowe*_*.
Jest niesamowity. Zerknij, recenzowałam. W sumie recenzowałam wszystkie zapachy Gri Gri. Uwielbiam tę markę!
Nie miałam jeszcze styczności z marką, a widzę, że zapachy mogą być naprawdę intrygujące.
Zaraz poczytam:).
Czekam na test trojaczków.Brzmi świetnie 😉