Kiedy recenzowałam jeżynkowe i bardzo udane Gucci Guilty Absolute pour Femme postanowiłam, że kolejną recenzją będą również jeżynkowe i również bardzo udane Blackbird od Olympic Orchids Artisan Perfumes. Prawem serii i dlatego, że to przezacna marka jest i od czegoś trzeba cykl ich recenzji zacząć. Bo, że zacząć trzeba, to jasna rzecz!
Od tego dnia minęło… no trochę. Ja wysuszyłam już (sumarycznie) półtora flakonu perfum Olympic Orchids, a na blogu marka nie zaistniała. Przyznaję, że zachowałam się skandalicznie. Przepraszam.
Z okazji i giorni della merla – dni kosa postanowiłam wrócić do Blackbirda. I giorni della merla to zwyczajowa nazwa, którą we Włoszech określa się trzy ostatnie – zwykle bardzo zimne – dni stycznia.
Według legendy na swe czarne upierzenie kos zapracował właśnie w te chłodne dni, chowając się przed mrozem do ciepłego komina. Kto o kosach wie ciut więcej od razu się zorientuje, że samiczka schowała się mniej głęboko (albo w czyściejszym kominie), bo samiczka kosa nie jest czarna.
Kos to w ogóle jest ptaszek nośny kulturowo. W wierzeniach ludowych występuje zwykle jako symbol siły wewnętrznej i samoświadomości. Różne części kosa wykorzystywane bywały do magicznych obrzędów. Głównie związanych ze snem i śmiercią. A serce kosa włożone pod poduszkę zapewniać ma, że ten, kto się na nim przespał, nigdy nas nie okłamie.
Nie próbujcie tego w domu.
https://birdmagic.photography |
Spróbujcie natomiast posłuchać piosenki, która kiedyś przyśniła się Paulowi McCartneyowi… Bo jest piękna.
Naprawdę rajski ptak
https://birdmagic.photography |
Pierwszy wdech przenosi nas do lasu. Iglastego, późnoletniego lasu pełnego szurającego w poszyciu życia. I jeżyn – czarnych, dojrzałych i ciepłych od upału, który wydusił z nich jędrność i blask, lecz zostawił całą słodycz.
Ptasie kompozycja Ellen Covey namalowana została zamaszystymi pociągnięciami olfaktorycznego pędzla za pomocą trzech barw.
Główny akord Blackbirda to zieleń. Rozłożyste cedry i strzeliste jodły w głębokiej zieleni iglasytch sukien. Drżące z niecierpliwości sosenki wyglądające wieczornej rosy. Kanareczniki o lśniących liściach płaczące złotą żywicą. U ich nieruchomych stóp kulą się młode drzewinki i arabeski paproci.
Druga barwa Kosa to złoto. Spływające między gałęzie cichymi kaskadami promieni; skapujące po mechatych pniach wprost na ziemię, na której przyjmuje postać złocistych talarów liści.
Beckenham Place Park |
I gdyby tu zakończyć, to… wciąż byłyby piękne perfumy. Takie… niszowe. Ellen Covey poszła jednak dalej. Tym, co daje Kosowi ostateczny charakter, urodę i barwę jest zamaszysta gęstość nuty jeżynowej.
Zapach owoców jest wyraźny, oczywisty i wprost. Niczego nie udaje, nikogo nie oszukuje, nie skrywa się za kwaśną niejednoznacznością półtonów. Jeżyny w Blackbird są czarne, słodkie i dojrzałe. Tak dojrzałe, że ich aromat przysiada na skraju winnego zepsucia. Na granicy dekadencji.
Jeżyny w Blackbird trzeba pochłaniać natychmiast, garściami, plamiąc palce. Rozgniatać na języku miękki, ogrzany słońcem miąższ szukając w nim pierwszych oznak jesieni.
A kiedy nadchodzi jesienna baza – słodka, winna, sienna, ciemnozłota – rzeczywiście odnajdujemy w niej jesień – sytą, ciepłą i leniwą.
Pełną wielkich spełnień i małych umierań.
Data premiery: 2013
Kompozytorka: Ellen Covey
Projekcja: wspaniała
Trwałość: niesamowita
Nuty zapachowe:
jeżyny (ostrężyny), siano, żywica elemi, balsam jodły, cedr, ambra
7 komentarzy o “Kos na skraju dekadencji – Blackbird Olympic Orchids”
Ależ się cieszę! Mam nadzieję, że wkrótce zrecenzujesz również inne ich zapachy 🙂 Uwielbiam Olympic Orchids i mam w swoich zbiorach sześć ich kompozycji, jednak nie ma wśród nich kosa… Zaraz pędzę odszukać próbkę i przetestować ponownie, jako że ostatnim razem nie zachwycił mnie ani trwałością, ani projekcją.
Ja się zgadzam, że są OO mocniejsze i trwalsze, ale o i tak jest pierwsza liga pośród dostępnych na rynku perfum.
Chodzi za mną ta słodka ptaszyna…
No w końcu 😉
Kosa poznałem przelotnie delektując się inną kompozycją, która skradła wtedy moje zapachowe ❤️
Jednak coś nie dawało mi spokoju za sprawą jego oryginalności, więc postanowiłem zdobyć większy dekanat.
Niestety na skórze, noszony globalnie zrobił się syropek. Do tego wyłazi nuta, która przypomina ambrette i nijak mi tam nie pasuje. No i parametry coś niedomagały.
Owszem pierwsze max 3h piorun, później niestety kładzie się spać.
Tym pierwszym dziełem do dziś jest Dev#2 o którycm zapewne jeszcze będzie na twoim blogu. 😉
To trochę jest syropek, choć jak dla mnie bardziej słodkie, jeżynowe wino. Takie aż gęste od słodyczy, barwy i smaku. I tak, jak nie lubię słodkich perfum, ani słodkiego wuna, tak tutaj… no ech. Ellen dopadła mnie tak samo, jak Laurie z Sonoma Scent Studio. leżą mi jej perfumy tak bardzo…
Czy to się nigdy nie kończy? Zachwyty, chciejstwa, marzenia?
Planuję poznać ten zapach*_*.
Z Olympic Orchids znam tylko California Chocolate. Liczyłam, że delicje szampańskie z nadzieniem pomarańczowym będą wybrzmiewać zdecydowanie dłużej aniżeli kilkadziesiąt sekund;). Potem czułam tylko cytrynowy płyn do mycia naczyń, nuty wodne i ozonowe:/…
Oj nie pokochał mnie ten zapach :'( pierwsze spotkanie , z małą próbką zaaplikowaną nadgarstkowy było bardzo przyjemne. Zaciekawily mnie, gdyż lubię zadziorny zapach jeżyny . Gdy przyjechała większą odlewke rozpoczęłam testy globalne. I tutaj u mnie porażka 😐 po kilkunastu minutach noszenia nie mogłem samej siebie zdzierżyć. Tu nie poszło o ulepną słodycz syropu jeżynowego, ale natrętną, ni to piżmową, ni to oudową, ale jednak nieczystą nutę fekalną. Przepraszam, jeśli uraziłam czyjes doznania i opinię. Nic nie poradzę, musialam zmywać się pośpiesznie bo przyznam, ze zanosiło mi się na nieprzyjemne odruchy. Trwałość nadprzeciętna, także projekcja na wysokim poziomie. Czarny Ptaszku , nie jesteśmy sobie pisani, żałuję…
Blackbird ❤️Mój SS ❤️