Rake and Ruin to drugie perfumy z Kolekcji Upiorów. Po Żelaznym Księciu, pora na Rozpustnika. Bo Rake and Ruin to opowieść o upadku moralnym, rozpuście i pijaństwie. Czyż można się oprzeć takiej zachęcie?
Rake and Ruin to trunki, używki i przyprawy. I dym.
Brud i zezwierzęcenie. I dym.
Oraz tarzanie się po podłodze w stanie zezwierzęcenia używkami i nie tylko. Oraz… zgadliście! Dym.
Dym na każdym etapie piramidy nut. Powtarzany do… do zachwycenia.
Rzeczy, które usłyszałam nosząc te perfumy, to właściwie osobna opowieść. Obyczajowa taka. Nikt, ale to nikt nie pozostał obojętny i chyba żadne z noszonych przez mnie perfum nie były tak chętnie i wylewnie komentowane, jak Rake & Ruin właśnie.
Usłyszałam, że cuchnie okropnie i że jedzie petami. Czyli nuty dymne potwierdzono. Usłyszałam nawet, że ktoś mi powinien nasrać do tych flaszek, bo chyba o to właśnie mi chodzi. Co potwierdza wyczuwalność nut animalnych. 😁
Ale usłyszałam też, że pachnę zbrodnią i malinami. Co potwierdza… chyba tylko to, że nie ma jednego, powszechnie obowiązującego ideału piękna oraz sama nie wiem co jeszcze. Ale robi wrażenie.
Zacznijmy więc od początku.
Rozdział pierwszy
Niemiłe dobrego początki
Wiecie, jak to jest z rozpustą? Nie wiecie? Nie wierzę! 😏
Aby stać się wytrawnym rozpustnikiem trzeba dużo ćwiczyć.
Przede wszystkim, trzeba przezwyciężyć lęk i odrazę, które to (absolutnie zbędne życiowo) uczucia stara się w nas wzbudzić kołtuńskie społeczeństwo. Po co? No jak to po co? Po to, żeby nam popsuć zabawę!
To przez dziwne, zupełnie zbędne normy moralne rozpusta wydaje nam się brzydka i odpychająca. Podobnie jak otwarcie Rake and Ruin.
Dym w otwarciu Rake and Ruin jest ostry, słodko słony. Pachnący trochę jak saletra, a trochę jak prażona stal.
Z akordem dymnym walczą nuty suchego ziela przypominające bardziej piołunówkę, niż słodki jałowiec. I to otwarcie to alert dla wszystkich zmysłów. Wszystkich! Szczególnie, że pod osłoną kłębów dymu i zasieków z kolczastego zielska wpełza na skórę zwierzę.
Rozdział drugi
Najlepszym sposobem zwalczenia pokusy jest… ulec *
Fascynujący w postępującym zepsuciu jest moment, w którym rozpustnik przestaje się obawiać i wstydzić. W którym przyjemność przestaje być występna, a występek zaczyna być przyjemnością.
Ten moment w Rake and Ruin nadchodzi wraz z nutami animalnymi. Potężny, ciężki, lepki zwierz zbliża się z dudniącym pomrukiem, który czujemy w trzewiach. Brzmi obco i słodko zarazem. Akord o masie konającej gwiazdy. Mięciutki jak futro.
To onieśmielające i rozkosznie spolegliwe zwierzę wali się na skórę wyduszając człowiekowi dech z piersi. Mocą. Przerażeniem i zachwytem. A potem mości sobie leże w nutach ostrych, kolczastych i chłodnych zmieniając ich fakturę, brzmienie i odbiór.
Kontrast fantastycznie fizjologicznego akordu głównego z boleśnie wręcz gorzkim, ostrym otwarciem daje sercu kompozycji Julie Dunkley moc i charakter, wobec którego nie sposób pozostać obojętnym.
I to nie jest relacja love or hate, bo Rake and Ruin można kochać i nienawidzić jednocześnie.
Rozdział trzeci
Degeneracja to geniusz **
Fizjologiczna, brudna, rozkoszna słodycz. I dymność nosząca ślad zapachu prochu strzelniczego i mistycznego kadzidła i petów w popielniczce. Wszystkiego!
Nad nimi trwa szmaragdowo absyntowa gorycz wyczuwalna z tyłu języka i w gardle.
Wygrzane, wykochane Rake & Ruin są jak portret Doriana Greya. Zepsucie i ruina. Ruja i porubstwo – jak określił sztywniak Sienkiewicz pisanie Przybyszewskiego. Cielesność wytarta, okopcona, upojona. Spocona i bezwstydna
Chude ciało poprzecinane zmarszczkami i poznaczone plamami wątrobowymi. Nieidealne, niedoskonałe i, w tej swojej niedoskonałości, doskonałe właśnie.
Dokładnie jak kompozycja Julie Dunkley.
Szokująca i zachwycająca. Odpychająca i zarazem obłędnie magnetyczna. Budząca skrajne reakcje i skrajne odczucia. Od odrazy po pożądanie. Od nienawiści po… no nie wiem. Miłość chyba nie jest dobrym słowem.
Data premiery: 2018
Kompozytorka: Julie Dunkley
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: gin, pomarańcza, cytryna, ziarna kolendry, jałowiec, arcydzięgiel, lukrecja, czerwony pieprz, pieprz syczuański, dym
Nuty serca: igły sosnowe, cytrys, kostowiec, kastoreum, labdanum, jałowiec, fiołek, irys, dym
Nuty bazy: drewno sandałowe, nuty drzewne, ambrarome, piżmo, dym
* Oscar Wilde w „Portret Doriana Graya”
** Stanisław Przybyszewskie w „Na drogach duszy”
Zdjęcia i ujęcia z filmu „Niebezpieczne związki” z 1988 roku, w reżyserii Stephena Frearsa.
16 komentarzy o “Ruja i porubstwo – Rake & Ruin BeauFort London”
e, miłość jest doskonałym słowem. Ba, dodam, że miłość z wzajemnością!
ale ja jestem obłędnie nieobiektywne, jeśli chodzi o ten zapach 😀
Ech… obiektywizm w miłości jest przereklamowany. 😀 Czemu jesteś nieobiektywne?
zapewne dlatego, że ta miłość była gromem z jasnego nieba 😀 dosłownie, był niuch na bloterze, pytanie "a mogę na nadgarstek", snucie się po perfumerii z odrywaniem nosa od nadgarstka tylko po to, żeby powąchać inne, i skończyło się na tym, że flakon przyszedł ze mną do domu. No uwielbiam, no. I solo (dla mnie pachnie jak siedzenie przy ognisku w lesie późnym listopadem, jeszcze zanim mróz zacznie zacinać), i w zestawieniu z czymś innym, bo Rake jak mało który zapach doskonale dogaduje się z innymi perfumami.
A w ogóle to myślałom o tym fragmencie recenzji Księcia, gdzie piszesz, że jest opowieścią o podróży i hej, to się da ładnie przełożyć na całą kolekcję. Książę – Upiór Udomowiony, Terror – Upiór Domowy, Rake – Powsinoga, może zostanie na noc, ale wyjdzie oknem nad ranem.
Mam podobnie – w sensie, że kiedy użyję tych perfum, to zapach skupia na sobie moją uwagę i totalnie hipnotyzuje. A kiedy znika – tęsknię.
Terror może i jest domowy… Kurrrczaczki, nie pamiętam, co napisałam w recenzji, bo ostatnio w ramach rozrywki głównie chodzę po mieście ze szmatą na kiju i megafonem. I bez nadziei…
piszę domowy w sensie najmilszy, najładniejszy i najbardziej oswojony 😀 a miałom, kuna, oczekiwania! Ale o nich może opowiem pod właściwą recenzją.
i tak, spacery to ostatnio bardzo powszechny sposób spędzania czasu…
Okropny i wciągający zapach. Albo nadpalona łajba z półpijanymi piratami na pokładzie, albo oblany dżinem drewniany blat w starym pubie z powałą nisko nad głową. Byłam ogromnie zdziwiona, gdy usłyszałam, mając na sobie R&R: umm, jaki piękny zapach! Piękny to ostatnie słowo, jakie przychodzi mi na myśl 🙂 Ale to jedna z tych kompozycji, które wciągają do swojej opowieści. Cenię, używam rzadko, nie zawsze dźwigam, czasem za to po prostu wącham z odlewki. Pozdrowienia!
Tak! Wciągają, i to jak!
I chodzi za mną ten zapach od tygodni. I kiedyś będzie mój. Chyba.
Nie wiem dlaczego, czytając opis idealnie mi pasuje do "Faworyty"Manueli Gretkowskiej na bank tak pachniało w sypialni "Stasia".
Ooooj, nie znam. Ale jak napiszesz, że warto, to przeczytam.
Dla mnie warto, ale to tylko moje subiektywne odczucie. Mam e-book mogę "pożyczyć" .
Sprawdź pocztę proszę 😘
No to już wiem którą chcesz flaszkę 😉 i kto komentował 😀
Naszałbym! Nie czuję się jakoś szczególnie rozpustnym ostatnio, może by mnie natchnęło 😉
♥
Komentowały trzy cytowane osoby. Dwóch się domyślasz, bo przecież mamy lockout i wybór nie jest wielki.
Oraz… jakie to znamienne, że piszę tyle okropnych rzeczy o perfumach, a Ty i tak się domyślasz, że mnie zachwycają. 😀
Joł! I kocham Twój zachwyt ♥
Hmmm… Brzmi lubieżnie i nieczysto, nawet Madame de Tourvel ma ochotę zboczyć z drogi cnoty…
Madame chyba by się wystraszyła tych perfum. Ona do końca została czysta – emocjonalnie. Jaj miłość była przecież niewinna i szczera. Do końca. To głupie zasady moralne nazwały ją występną.
Oj, to nie jest zapach dla Madame de Tourvel. 😉