Kultowe perfumy: Mitsouko Guerlain

Zapach używanej damskiej bielizny to temat mocno zakorzeniony w kulturze. Szeroko pojętej.

Nie chcę tu wnikać w psychofizjologiczne aspekty zjawiska, zaznaczam tylko jego obecność. I nie oceniam bynajmniej.


Legendy krążące o Mitsouko to jeden z przejawów ludzkiego zainteresowania tematem. Wielokrotnie czytałam, że klasyczne dzieło ... pachnie rzeczoną używaną damską bielizną. Na forach klasyczną tę kompozycję nazywano "majciochami".

Co ciekawe, cielesne skojarzenia związane z Mitsouko pojawiają się spontanicznie i oddolnie - to nie jest tani (i średnio gustowny) chwyt marketingowy w typie świeczki o zapachu waginy pewnej znanej aktorki.


Kompozycja egzotyczne swe imię zawdzięcza modzie na Orient ogólnie i Japonię szczególnie, która kwitła w Europie początku XX wieku. W wyniku tej mody powstała, między innymi, powieść "La Bataille" (polski tytuł „Bitwa pod Cuszimą”) Claude Farrère. A Claude Farrère (prawdziwe nazwisko: Frédéric-Charles Edouard Bargone) przyjaźnił się z Jacquesem Guerlain.

Miejska legenda głosi, że sławny perfumiarz przeczytał powieść jeszcze w formie rękopisu i zachwycił się jej klimatem na tyle, że postanowił dać imię głównej bohaterki swym najnowszym perfumom.


Inspirowane literatura Mitsouko to także perfumy obecne w kinie. Pojawiają się w sztuce - zazwyczaj jako symbol kobiecej zmysłowości. Pisałam o tym szczegółowo w artykule dotyczącym perfum w filmach XX wieku: KLIK

Najbardziej chyba rozpoznawalną kinową twarzą (i resztą ciała) Mitsouko jest Catherine Deneuve w kultowej "Piękności dnia". Ale perfumy te pojawiają się nawet w polskim kinie odgrodzonym od Paryża i Guerlain żelazną kurtyną: pani Hanka w ekranizacji powieści Tadeusza Dołęgi - Mostowicza "Pamiętnik pani Hanki" dostaje od męża... Wiadomo jaki flakon. Największy! 😀

Nie tylko fikcyjni bohaterowie doceniają tę kompozycję. Podobno wielbili i nosili te perfumy, między innymi, Charlie Chaplin, Ingrid Bergman, Jean Harlow i Sergei Diaghilev. A takze Anais Nin - co świetnie wpisuje się w atmosferę zmysłowości otaczającej Mitsouko.


Od roku premiery (1919) kompozycja Jacquesa Guerlain niejednokrotnie poddana została reformulacji. Najgłośniejszej, otoczonej wręcz aurą skandalu modyfikacji formuły dokonał Edouard Flechier w roku 2000 - w odpowiedzi na zmiany przepisów dotyczących, między innymi, stosowania mchu dębowego w kosmetykach.
Nowa formuła została - praktycznie jednogłośnie - zjechana i odsądzona od czci i wiary. Miłośnicy kompozycji Guerlaina darli szaty i miotali klątwy. Nieliczni znawcy tematu popiskiwali cicho, że to wcale dobra kompozycja.
Może i dobra, ale to NIE była Mitsouko.

Jakoś w okolicach 2014 czy 2015 roku za Mitsouko wziął się nadworny nos Guerlaina Thierry Wasser i (częściowo dzięki dostępności bezatranolowego mchu dębowego) w setne urodziny wielka heroina była znowu sobą. Przynajmniej tak zawyrokowali znawcy - między innymi specjaliści z Osmotheue, którzy dysponują próbkami płynu poskładanego według oryginalnej receptury.

I o tej nowej, wasserowskiej wersji w koncentracji edt będzie moja dzisiejsza opowieść.
Posiadam jeszcze edt sprzed lat 30 i ekstrakt - też dość dojrzały, ale nie ma sensu pisać o rzeczach niedostępnych.


Mitsouko od pierwszego wdechu jest dokładnie tym, czym być powinna. Sobą.

Wkracza na skórę szeleszcząc jedwabnym szantungiem, niedbale ciągnąc za sobą puszyste futro. Naturalne. Takie czasy...

Bo Mitsouko to żywe wspomnienie przeszłości.


Pisałam ostatnio felieton pod tytułem "Kiedyś to były perfumy..." i mocno się dystansowałam do melancholijnej tęsknoty za przeszłością w tym tekście, ale kiedy wącha się Mitsouko - mszystą i zadumaną - nie sposób powstrzymać myśli o tym, że kiedyś jednak popularne perfumy były inne. Bo przecież Mitsouko była popularna. Popularna jak diabli.

Jak mają się do jej pozornego dystansu i podmokłej cielesności współczesne rekordy sprzedażowe?



Najważniejszy jest mech. Mech jest tu mszysty, srebrzysty jak futro z lisa. Miękki i drażniący jak skórka na brzoskwini. Która też jest ważna.
Cytrusy bez słodyczy łamią brzoskwiniową, cielesność akcentem cierpkim, nieświeżym. Cudownie stymulującym, niepokojącym, niedokończonym. Wbitym w tę brzoskwiniową miękkość jak cierń.

Akord kwiatowy jest gładki, kremowy i zbytkowny, ale brudnawy. Taki trochę już znoszony, jak suknia pod koniec balu.

Goździk, ziele angielskie, muszkat - pikantny aperitif, który zaostrza apetyt na... no właśnie, na co?

To przecież zależy od wyobraźni.


Jest cielesność w Mitsouko. Zaznaczona wyraźnie - lekko spocona, lekko zdyszana. Te perfumy śpiewają swoją opowieść lekko schrypniętym, niskim głosem. Fraza jest krótka; puls przyspieszony. Barwy zgaszone. Zmysły wyostrzone i otępiałe zarazem.
Jest w Mitsouko napięcie, żądza, ale i łagodna uległość.

W miękkiej, mszysto kwiatowej, bardzo subtelnie animalnej bazie. W niespointowanej słodyczy owocu, który nie jest zakazany. A może właśnie jest?


Nie potrafię oddzielić zapachu od wdrukowanych, kulturowych wzorców. Nie potrafię wziąć pełnej odpowiedzialności za swoje skojarzenia. Nie wiem, czy one w ogóle są moje.

My, Europejczycy i przedstawiciele europocentrycznych kultur mamy tendencję do seksualizowania Orientu. W ogóle Orient to przecież europocentryczne określenie - ale o tym pisałam i nie będę się powtarzać.
Skupmy się na zmysłowości.

Czy Mitsouko to już stereotyp?
Czy to skojarzenie z pochodzącą ze Wschodu kochanką jest nasze własne, czy zaprogramowane?
Czy zmysłowość, majtkowość i pełen napięcia powab tych perfum działa w trzeciej dekadzie XXI stulecia jeśli nie podsypie się go magicznym pyłkiem legendy?

Zapraszam też do lektury artykułu o kampanii "Are you her type?"
w cyklu o przełomowych reklamach:
KLIK




Data premiery: ogólna 1919, szczególna jakoś 2014-2015
Kompozytor: Jacques Guerlain
Rekompozytor: Thierry Wasser podobno
Koncentracja: woda toaletowa (edt)
Projekcja: umiarkowana
Trwałość: do 8 godzin

Nuty zapachowe (wersji pierwotnej z 1919 roku):
Nuty głowy: bergamota, róża, jaśmin, cytrusy
Nuty serca: brzoskwinia, ylang-ylang, bez (lilak), róża, jaśmin
Nuty bazy: mech dębowy, przyprawy, wetiwer, cynamon, ambra

Komentarze

  1. Majciochy???!!! Oooo nnnieeeee....już zakasuję rękawy i czekam. No czekammm. Te perfumy są mistrzowskim zjawiskiem, zapachem zmysłowym, eleganckim, niedopowiedzianym, właśnie takim, jak gejsze. Mają w sobie urok, delikatność, klasę i tę cudowną cielistość. Zapach był tak określany na forach perfumiarskich???Gdyby opisała go tak jedna osoba, no, dwie, pomyślałabym, że to klasyka bezguścia połączonego z brakiem nosa. Łoooooooo....jestem poruszona do głębi, zdegustowana, rozżalona i co tam jeszcze...Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że to określenie jest zacytowane, przytoczone itd, ale nerw mam naruszony. Mitsouko jest wielkie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie! One są zjawiskiem. Ale bez legendy też się bronią. moim zdaniem.
      A określenie "majciochy" ja odbieram pozytywnie. W sensie - jeśli coś robi na ludziach TAKIE wrażenie, to przecież nie w kij dmuchał. :)

      Usuń
  2. Ja odbieram ten zapach tak:

    Kobieta po 30stce wychodzi na imprezę. Dyskoteka? Wesele? Może wesele koleżanki.
    Jest bardzo pewna siebie, tańczy całą noc aż do białego rana. Natomiast rano wraca, idzie pod prysznic i zdejmuje swoje przepocone koronkowe majtki. Zapach fizjologiczny, ordynarny, intymna kobiecość w pełnej krasie. Tak wyobrażam sobie te perfumy. Pachną rzeczywiście jak damskie majtki.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty