Jak sprawić, by pachniały mocniej?
Pytania, które wracają jak bumerang na grupach i forach.
Żyjemy w czasach, w których mamy zapewnione bezpieczeństwo. Względne – oczywiście, bo ryzyko utraty pracy czy tego, że ktoś napadnie nas na ulicy wciąż są częścią naszego życia ale tym ono różni się od życia naszych (wcale nie aż tak dalekich) przodków, że nie musimy codziennie obawiać się, że zje nas niedźwiedź, wezmą w niewolę Wikingowie czy uderzy grom z nieba jak zjemy mięso w piątek.
Zaraz… zaraz zaraz, jakie mięso?! Większość naszych przodków mięso oglądała od święta i to najczęściej w postaci skwarek na kaszy.
Nie brnąc w rozważania egzystencjalne napiszę krótko – współczesny człowiek szuka wrażeń.
Dla jednych będzie to skok ze spadochronem, dla innych oglądanie horrorów, dla innych „mocna” sztuka. Albo wszystko na raz – wszystko na raz też możemy i to jest wspaniałe.
Współczesny człowiek chce się także wyróżniać z tłumu. Kiedy czujemy się bezpiecznie, nie próbujemy wtopić się w stado, lecz pragniemy być zauważeni. Najchętniej, oczywiście, z powodów pozytywnych, a nie dlatego, że śmierdzimy. Choć… kwestia niszowych czy wręcz kontrkulturowych estetyk to jest materiał na całkiem zabawny felieton.
I teraz docieramy do meritum: Ludzie, dla których zapach ma znaczenie, często chcą, żeby otoczenie zauważało wspaniałe dzieła ulotnej sztuki, które noszą.
Stąd poszukiwania perfum wyrazistych, mocnych i wyczuwalnych na odległość większą, niż przysłowiowe wyciągnięcie ręki.
Dlaczego jedne perfumy wyczuwalne są na odległość, a inne tylko przy skórze?
Najbardziej oczywistą odpowiedzią jest koncentracja perfum.
Powszechne jest przekonanie, że im wyższa, tym zapach mocniejszy. I jest to prawda… ale nie do końca.
Woda kolońska będzie pachniała słabiej, niż woda toaletowa. A woda toaletowa zazwyczaj słabej i krócej, niż woda perfumowana. W poradniku dla początkujących opisałam szczegółowo wszystkie koncentracje perfum i nie będę tu powtarzała typologii – po prostu zapraszam do lektury.
Koncentracja perfum, czyli procentowa zawartość składników zapachowych w stosunku do spirytusu będzie wprost proporcjonalna do ich projekcji, ale tylko do pewnego stopnia. Dlatego, że to spirytus, jako substancja lotna, „unosi” perfumy nad skórę i ułatwia im dyfuzję w powietrzu. Jeśli przekroczymy pewien poziom stężenia esencji zapachowych, perfumy staną się bardziej bliskoskórne. Dlatego czyste perfumy często są bardziej intymne, niż wody perfumowane.
Koncentracja perfum ma także wpływ na trwałość zapachu, ale szukając długdystansowców warto mieć na uwadze fakt, że są nuty trwalsze i mniej trwałe. Perfumy, których głównym motywem są nuty lotne – takie jak cytrusy czy nuty zielone – będą z zasady mniej trwała, niż perfumy oparte na nutach żywicznych, aimalnych czy drzewnych. Ze względu na niską lotność substancji.
Ta charakterystyka wpływa także na piramidę zapachową, czyli na to, że po aplikacji perfum najpierw wyczuwamy nuty głowy, potem serca, a baza – czyli substancje najmniej lotne, pojawia się jako ostatnia i trwa na skórze najdłużej.
Perfumy, dla których nośnikiem są substancje oleiste będą więc bardziej bliskoskórne, ale też bardziej trwałe.
I tu przechodzimy do kolejnego zagadnienia.
Jak to się dzieje, że te same perfumy na jednej osobie pachną długo a na innej krótko?
Czy można to zmienić?
Najlepszym sposobem poprawienia trwałości perfum na skórze jest dobre jej nawilżenie i natłuszczenie.
I tutaj, podobnie jak w przypadku każdego problemu estetycznego, wszystko zaczyna się od diety i trybu życia. Picie odpowiedniej ilości wody, spożywanie odpowiedniej ilości witamin i tłuszczów będących źródłem nienasyconych kwasów tłuszczowych, suplementacja kwasu hialuronowego – poprawią nie tylko wizualny stan skóry. Skórę przesusza również słońce, solarium i klimatyzacja.
Krótkofalowo na trwałość perfum na skórze wpłynie używanie (lub nieużywanie) balsamów, kremów i olejków. Na nawilżonej, nawet lekko natłuszczonej skórze perfumy będą trzymały się nawet dwa razy dłużej.
I tu uwaga: stosując masełka, balsamy czy olejki do ciała warto pamiętać o tym, że produkty te często mają własną kompozycję zapachową, która może interferować z zapachem perfum. Dlatego najlepiej jest używać pielęgnacji z linii zapachowej perfum – ale wszyscy wiemy, że większość perfum, szczególnie niszowych, nie ma własnej linii pielęgnacyjnej.
Dlatego polecam balsamy i kremy bezzapachowe. Linie antyalergiczne albo do skóry atopowej, które nie tylko nie pachną, ale też są delikatne dla skóry i (często) mocno odżywcze.
Można do takiego balsamu kapnąć kilka kropelek perfum dla przyjemności stosowania, ale nie trzeba.
Na niektórych grupach zapachowych pojawia się rada, by przed użyciem perfum miejsce, na które je naniesiemy nasmarować wazeliną. Niekoniecznie polecam, bo po pierwsze prezentowanie ludzkości błyszczącej wazeliną skóry niekoniecznie pozytywnie wpłynie na nasz wizerunek – podobnie jak tłuste plamy na odzieży, a po drugie wazelina kiepsko się spiera.
Metodą, którą ja osobiście stosuję i polecam jest nałożenie na skórę warstwy olejku albo oleju PRZED kąpielą. Można też wlać albo włożyć łyżkę oleju do wanny. W ciepłej wodzie skóra natłuści się i będzie perfekcyjnie wypielęgnowana. Potem wystarczy spłukać nadmiar tłuszczu i zostawić skórę do wyschnięcia.
Zobaczycie, jak świetnie będą trzymały się na niej perfumy!
Eksperci często polecają perfumowanie odzieży i włosów jako sposób na przedłużenie trwałości perfum.
Prawdą jest, że na tkaninach i włosach perfumy trzymają się długo, ale decydując się na tę metodę warto pamiętać o trzech rzeczach.
Zacznijmy od włosów.
Perfumy spirytusowe pogorszą kondycję włosów, bo spirytus działa wysuszająco. Wiele zależy od stanu i grubości włosa, ja jednak nie polecam tej metody.
Perfumy olejkowe przetłuszczą włosy. Tego nikt nie chce.
Można dodać kroplę perfum do mgiełki do włosów. Istnieją także specjalne perfumy do włosów – nieszkodliwe i często zawierające składniki pielęgnacyjne, jednak ich oferta jest ograniczona i dotyczy raczej marek selektywnych, niż niszy.
Używanie perfum na tkaninę także niesie ryzyko. Pisałam o tym w artykule „Perfumy jako siła niszcząca” już… 14 lat temu! I dziś krótko przypomnę, dlaczego nanoszenie perfum bezpośrednio na tkaninę nie zawsze jest dobrym pomysłem.
Po pierwsze perfumy mogą barwić – zostawiać ciemniejsze plamki na jasnych tkaninach.
Mogą też trwale odbarwić tkaniny ciemniejsze.
Perfumy o wysokim stężeniu olejków mogą zostawić tłuste plamy. I to zdarza się, niestety, dość często.
W przypadku tkanin delikatnych – takich jak jedwab – perfumy naniesione bezpośrednio mogą nieodwracalnie zniszczyć szal czy inną część garderoby.
Sztuczką z pogranicza perfumowania odzieży jest naniesienie perfum na kawałek tkaniny (szmatkę, chusteczkę, puszek do pudru) i schowanie tego pachnącego pakuneczku w mankiecie rękawa, kieszeni albo… w miseczce biustonosza.
Inne, równie praktyczne rady znajdziecie w artykule: KLIK
Miejsce aplikacji ma znaczenie!
I nie mam na myśli tego, czy aplikujemy perfumy w łazience, czy w salonie, choć… wejście w chmurę perfum przed założeniem odzieży to metoda aplikacji bardzo przyjemna i lubiana między innymi przez Geralda Ghislain.
Wielu ekspertów radzi, by perfumować skórę za uszami, nadgarstki czy miejsca pod kolanami. Brzmi zmysłowo, ale praktyczność tych rad jest dyskusyjna.
Skóra za uchem jest bardzo delikatna – ale nie to jest najważniejszym mankamentem tej metody. Problem tkwi w tym, że nikt z nas nie jest w stanie powąchać się za uchem. Jeśli naniesiemy perfumy za uchem, nie będziemy ich czuli – a wielu z nas lubi czuć swoje perfumy i jest to upodobanie najzupełniej zrozumiałe.
Nadgarstki? Nadgarstki są zimne i perfumy się na nich nie rozwiną tak, jak w cieplejszym miejscu. Dodatkowo spore są szanse, że zmyjemy zapach w ciągu pierwszych godzin po aplikacji.
Miejsca pod kolanami to po raz kolejny problem z wąchaniem. „Podkolankową” aplikację polecałabym może przed schadzką intymną. Podobnie jak subtelne muśnięcie perfum za uchem, bo – wbrew temu, co mówiła Coco Chanel – nie należy perfumować się tam, gdzie chcemy być całowani.
I tu polecam artykuł o perfumach na randkę: KLIK Serio polecam, bo przed randką popełniamy wiele pachnących faux pas.
Gdzie więc się perfumować?
Najchętniej wybieranym miejscem jest „klata”. Miejsce gdzie kończy się szyja, nad mostkiem, między obojczykami. Tam perfumy będą dla nas doskonale wyczuwalne i będziemy mogli się nimi cieszyć, unikając jednocześnie traktowania spirytusem delikatnej i podatnej na przesuszenie skóry szyi.
Oczywiście możemy „dorzucić” kilka chmurek na ramiona, kark z tyłu czy gdziekolwiek fantazja nam podpowie. Nawet pod kolanko.
Wzmacniacz zapachu
Pisałam kiedyś o wzmacniaczu zapachu perfum DS & Durga.
Od tego czasu miałam okazję przetestować i nie jest to wzmacniacz zapachu.
Po pierwsze nie działa – a w każdym razie nie działa bardziej, niż kilka chmurek perfum dodanych do perfum, które nosimy.
Po drugie zmienia zapach i to go dyskwalifikuje w kategorii „wzmacniacz”.
Podobnie jak dodawanie do perfum czystego kaszmeranu czy ambroksu.
Uniwersalnym i niedrogim wzmacniaczem zapachu ISO e-super. To taki perfumeryjny glutaminian monosodowy – ma wzmacniać smak zapach i robi to, ale (podobnie jak glutaminian monosodowy) realnie nieco go zmienia.
Fantastycznie ISO wykorzystał Geza Schoen rozrabiając je ze spirytusem i sprzedając z kosmicznym przebiciem cenowym jako Molecule 01 Escentric Molecules. To właśnie geniuszowi marketingowemu Gezy zawdzięczamy odkrycie tej molekuły dla zapachowej niszy.
W drugiej dekadzie XXI wieku wśród miłośników perfum pojawili się zwolennicy metody ISO-layeringu czyli stosowania rozrobionego ze spirytusem ISO e-super jako bazy pod perfumy. I jest to świetna metoda, jeśli odpowiada nam to, w jaki sposób ISO wpływa na zapach perfum i na zapach naszego ciała – bo pamiętajmy, że magiczna ta molekuła podbija nie tylko zapachy chciane, ale też przypadkowe. Na przykład zapach papierosów – choć tu akurat przyznać muszę, że kadzidlane niuanse, które wydobywa ISO z organizmów palaczy bywają wyjątkowo atrakcyjne.
Gaz do dechy!
Pęd do tego, by pachnieć mocniej, mocniej i jeszcze mocniej jest chyba stałą częścią perfumeryjnej subkultury. Tak było zawsze: wyróżnij się lub zgiń.
Ja zachęcam jednak do umiaru. Nie tylko z uprzejmości wobec bliźnich, ale też dlatego, że okadzeni potężną dawką perfum… przestajemy je czuć. Nos przyzwyczaja się do zapachów, na które jest wystawiony w sposób ciągły. Dlatego – paradoksalnie – najwięcej frajdy będziemy mieli z perfum, jeśli czuć je będziemy falami. Przy zmianie pozycji, przy ruchu głową, przy powiewie wiatru.
Moc to nie wszystko. Liczy się… Ech… Co chcecie, to się liczy!
No właśnie! Co się dla Was liczy? Należycie do frakcji wielbicieli killerów czy perfum pachnących szeptem?
7 komentarzy o “Jak poprawić trwałość perfum?”
Jestem we frakcji wielbicieli killerów, którzy przeważnie pachną szeptem. Albo właśnie ją zakładam 😉 Sucha skóra i niskie ciśnienie nie pomagają emanować na kilometr. Ale najważniejsze dla mnie jest to, żebym ja ten zapach czuła i żeby mnie cieszył, nie muszę pochłaniać uwagi otoczenia 🙂
Sucha skóra, niskie ciśnienie i podejście na zasadzie „pachnę przede wszystkim dla siebie” kłaniają się i z tej strony monitora. A! I jeszcze wielbienie killerów. I to, że zazwyczaj pachnę delikatnie, bo nie chcę zabijać ludzi.
Totalna zgoda!
Fakt, że na znajomym palaczu ISO e super przepięknie pachniało kadzidłem, na mojej skórze głównie drewienkiem, zero kadzidła.
Prawda? Ja pamiętam jak eksperymentowaliśmy z ISO z Pirathem z Perfumomanii. Na nim to było piękne kadzidło. Na mnie papier.
też mam ciśnienie żaby, i też pachnę głównie dla siebie. Choć, jeśli zapach jest lżejszy, to pozwalam sobie na obfitsze spryskanie.
I niewiele jest milszych rzeczy, niż kiedy ktoś obcy w komunikacji miejskiej czy knajpie pyta, co to za perfumy, bo są przepiękne.
Ciśnienie żaby? 😀 Nie znałam tego. 🙂
A komplementy są zawsze super. Człowiek wtedy myśli sobie, ze ma dobry gust. 😉
Cóż, Arabowie stosują metodę ognia ciągłego. I nie mam na myśli okadzania bachurem lecz używanie perfum niemal jak dezodorantu. Rozpylić wokół siebie chmurę, butelka w kieszeń i yalla!
Do następnej aplikacji.
Kwadrans później 😉
&