Sol E Samba Birkholz

W Ubiegłym tygodniu w perfumerii Quality Missala zadebiutowała marka Birkholz. Znałam już ich perfumy i dlatego zupełnie nie zastanawiałam się nad tym, czy jechać na premierę – bo gdybym miała wymienić wszystkie stworzone przez Philipa Birkholza perfumy, które mnie zauroczyły, a nawet zachwyciły to… chyba nie potrafiłabym ograniczyć się do dziesiątki.

Dziś rozpoczynam serię recenzji, w której opowiem Wam o niektórych tylko niesamowitościach manufaktury rodziny Birkholzów, a zacznę nietypowo – od nowości.

Przy okazji recenzji Balsamir Perris wspominałam, że nie należę do typowych influencerów – uganiających się za nowościami i mających ambicję opisywania ich natychmiast po premierze. Rozumiem i doceniam takie podejście, ale osobiście wolę zostać przy łowieniu perełek bez względu na to, czy są nowością, czy nie. O Sol E Samba, które miały swoją prapremierę we wtorek, 27 maja w Quality właśnie też bym nie napisała, gdyby nie to, że pierwsze testy mnie totalnie zauroczyły.

Perfumy pachnące słońcem i sambą to nie jest zwyczajny gość na Sabbath of Senses, ale tym razem zapraszam Was to tańca w promieniach złocistego słoneczka nad Rio de Janeiro.

Nasyr Birkholz, Stanisława oraz Michał Missalowie i ja(po lewej) na premierze

Rio de Janeiro to miasto ekscytujące. Nie byłam nigdy (jeszcze) ale karnawał, samba, Copacabana i słońce przez cay rok budzą ekscytację nawet na odległość. Sol E Samba podobnie. Zamaszysta, wielometrowa projekcja tuż po aplikacji i nuty, które natychmiastowo i bezbłędnie poprawiają nastrój.

Rześkie, radosne połączenie nut cytrusowych, łagodnej kremowości matchy i zieloności liści jest metaforycznym uśmiechem i zaproszeniem do zabawy. Cierpka, wytrawność grejpfruta perfekcyjne gasi gourmandową owocowość, która przez cały czas brzmienia tych perfum na skórze trzyma się nisko, u podstawy zapachu dając kompozycji łagodność bez słodyczy.
Cudnie zadziorne listki fig, porzeczek, jałowca i innych pnących się do słońca roślinek dają kompozycji żywotność i młodość.
Spektrum akordu serdecznego uzupełniają dwie przeciwstawne nuty, które czynią z Sol E Samba dzieło wyjątkowe: śmietankowa kremowość figowego mleczka i eteryczna, ekscytująca, niejednoznaczna słodycz jałowca.

Lekka, jasna drzewna baza jest przemyślaną kontynuacją motywu miasta, słońca i morza. Wybrzmiewa w niej ślad słonego kamienia, który tak lubimy w wakacyjnych perfumach. I szorstkość nut piżmowych, którą lubimy… nieco mniej. Iglasty cedr podbija przyprawowe akcenty w zapachu jałowca sprawiając, że nawet po wielu godzinach Sol E Samba nie przysiadają na skórze, nie stają się ociężałe i leniwe. Do końca brzmią lekko, ekscytująco, pogodnie.
I oto jesteśmy w Rio. Słońce grzeje odsłoniętą skórę, wiatr znad Guanabara rozwiewa włosy, ludzie śmieją się i tańczą sambę.

Perfumy Philipa Birkholza to podróżnicza pocztówka – opowieść o świecie idealnym, bez faweli i kryzysu klimatycznego. I ja to kupuję. Bo perfumy to sztuka do tulenia do skóry – najbardziej osobista z osobistych. Możemy podziwiać porażające wizje Beksińskiego i prowojujące filmy Spike’a Lee, ale od perfum oczekujemy tego, że będą nam miłym, wspierającym towarzyszem. Dodadzą energii, sił, pewności siebie. Że będzie nam z nimi lepiej, niż bez nich. I Sol E Samba właśnie to robią!

A tu utalentowany kompozytor perfum Birkholz: Philip Birkholz i ja (tym razem po prawej)

To ewidentnie są perfumy „do życia”. I już tłumaczę się z tego określenia.
Noszone w upalny dzień, w biegu, między kolejnymi czynnościami i wyzwaniami – Słońce I Samba brzmią radośnie, ekscytująco, euforycznie wręcz. Przy biurku, kiedy analizuję nuty, a za oknem pada deszcz… magia nie działa. Mocarnie wychodzi yuzu, które nie jest moją ulubioną nutą ze względu na elektryczną ostrość zapachu. I nagle Sol E Samba stają się zwykłym hesperydowcem z lekkim przechyłem w męską stronę. Ale wystarczy wstać od biurka, żeby zrobić sobie kawę albo powiesić pranie, wystarczy przestać „recenzować” i nagle… w ułamku sekundy perfumy wracają do życia. Człowiek wiesza pranie nucąc pod nosem, robi zakupy w rytmie samby, płyn do spryskiwaczy wlewa jak gdyby przyrządzał sobie drinka w plażowym barze. Te perfumy to trochę taki wróżkowy pyłek, który każdą czynność czyni łatwiejszą. Jak uśmiech, jak przespana noc, jak wspomnienie wakacji.

Wszystkim życzę tak pięknych wspomnień z Rio.

Data premiery: 2025
Kompozytor: Philip Birkholz
Projekcja: zamaszysta, ale to są ładne, cytrusowe perfumy, więc nikomu ona nie przeszkadza
Trwałość: bardzo dobra, jak na ten typ zapachu

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: matcha, yuzu, grapefruit
Nuty serca: liść figi, liść porzeczki, jagody jałowca
Nuty bazy: cedr, ambra, piżmo

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Xerjoff Tony Iommi Deified

Pamiętacie moją recenzję Monkey Special?
Pisałam wówczas, że są to perfumy tworzone na kolanach. Są ikoną tworzoną z nabożną czcią dla geniusza muzyki i człowieka, ktry zmienił świat. Że są hołdem. I co? I oto kolejne perfumy stworzone przez Chrisa Maurice’a dla Tonego Iommi nazywają się Deified – ubóstwiony, czy jakoś tak wyniesiony na ołtarze.

Czytaj więcej »

House of Matriarch Antimony

Nie jestem zwolenniczką matriarchatu. Patriarchatu też nie. Oczywiście!
W ogóle nie popieram ustrojów, w których pewna grupa ludzi jest dominująca, a inna podległa i ogólnie mam na ten temat opinię…

Kiedy więc zasiadłam do klawiatury z zamiarem zrecenzowania Antimony, zupełnie niepostrzeżenie wymknęła mi się spod palców siarczysta rozprawka o dyskryminacji i odwetowej naturze ruchów równościowych. O tym, dlaczego usprawiedliwione są hasła typu Girl Power i Black Lives Matter. A potem stuknęłam się w… klawiaturę i skasowałam wszystko. Zostawię tu tylko myśl, że ile House of Matriarch nikogo nie bulwersuje, o tyle House of Patriarch byłby mocno kontrowersyjny. Prawda?

Czytaj więcej »