.
Dziś urodzinowo postanowiłam wrzucić coś pięknego. I nie mam na myśli recenzji wcale, tylko zapach.
Przedstawiam dziś Państwu paczulową Miss World. Przynajmniej wedle oceny jednoosobowego jury szarogęszącego się na tym blogu. 😉
Micallefowskie Patchouli jest w otwarciu orzechowe.
Orzechowe pięknie, chrupiąco i tłusto jednocześnie. Słodkie białym miąższem, wytrawne goryczką nieprzeschniętych, ślizgających się w palcach błonek o barwie jasnej bułki. Niejednoznacznie żywotne, jak smak nie do końca dojrzałych włoskich orzechów tuż po zerwaniu ich z drzewa.
Micallefowskie Patchouli jest jak miażdżenie świeżych, niewysuszonych jeszcze, pokrytych siateczką roślinnych włókien orzechów na strychu drewnianego domu: pod ciężarem nieporęcznej mosiężnej lampy łupina pęka na wiele małych kawałków, jej odłamki kaleczą miąższ, a na jasnych deskach zostają wilgotne, tłuste ślady. W lekko kurzliwym półmroku zanurzamy dłonie w gęstych promieniach światła przenikającego przez szparę w okiennicach i niespiesznie wybieramy twarde drobiny ze smakowitego jądra.
I ten orzechowy aromat w połączeniu z suchym drewnem i jasnym, nieodpychającym kurzem to jest właśnie Patchouli. Majstersztyk.
I oczywiście – jest to kompozycja z dominującą nutą paczuli. Jednak paczula w tej wersji nie ciągnie piwnicą, nie straszy wykwitami pleśni, nie czai się podstępnie w bazie po to, by nagle wepchnąć się nam w nozdrza puszystym grzybem. Paczula przyjmuje tu postać dużych, ciemnych liści, jędrnych i dobrze odżywionych, ale suchych. Tworzy iluzję, że wcale nie jest paczulą. A już na pewno nie jest paczulowym potworem, który wywołuje turpistyczną ekstazę u miłośników zapachów trudnych. Bo ta paczula jest łatwa i ja osobiście wcale nie uważam tego za wadę.
Fantastyczna jest miękkość i swojskość tej kompozycji: Patchouli nie nastaje na nosiciela, nie próbuje go zdominować, ani wytarmosić za nos. Zaznacza swoją obecność zdecydowanie i dumnie, ale przyjaźnie.
Gładka, aksamitna, sucha drzewność na tłustym, olejkowym tle kojarzy mi się z leniwą łagodnością sandałowca i zaryzykuję tu postawienie tezy, że i sandałowiec jest wśród składników tej kompozycji.
Podejrzewam, że za orzechową nutę odpowiada dorzucona do tej kompozycji ambra. Ambra bursztynowa, żywiczna, ciepła, wyzłocona dodatkowo balsamem tolu i wanilią.
Życia dodają zapachowi skórzaste nuty czystkowej kory i świetlisty aromat kłącza irysa (już pisałam, że to jedna z nielicznych okołokwiatowych substancji, którą szczerze lubię) oraz oszczędnie i z wyczuciem dawkowany ziemny wetiwer.
A wszystko to razem jest po prostu cudne.
Akcent w kompozycji przesuwa się powoli w stronę ziemistej nieco drzewności, wrażenie tłustości ustępuje, ale słońce nie zachodzi, ciemność nie zapada, zapach nie pada na ziemię, nie ryje gleby, nie zakopuje się ani nie schodzi do schronu. Trwa w swej niejednoznacznej urodzie balansując miedzy słodyczą, a wytrawnością, między wilgocią a suchością, między światłem a cieniem.
Proszę się więc nie bać paczuli, Mili Państwo. Proszę zwiedzić ten stryszek i przekonać się, że cuda się zdarzają, a określenie „piękna paczula” to wcale nie jest oksymoron.
Smacznego. 🙂
Nuty zapachowe:
liście fiołka, irys, heliotrop, paczula, wetiwer, cedr, skóra, balsam tolu, benzoin, czystek, wanilia
12 komentarzy o “Micallef Patchouli”
Wszystkiego najlepszego 🙂
A Patchouli trafia na listę „do powąchania” 😉
Escorito, dziękuję za życzenia.
A testy polecam, nawet jeśli nie jesteś ortodoksyjnym paczulofilem. Warto.
A kiedy już przetestujesz, napisz mi proszę, czy czujesz orzechy. Nikt dotychczas nie pisał o orzechach w Patchouli i zastanawiam się, czy nie majaczę. 😉
Przegapiłem zakamuflowaną we wstępie informację o urodzinach. Podobno lepiej późno, niż wcale, więc życzę Ci spełnienia marzeń. I częstych spotkań z kumplami. Szczególnie z jednym takim. 🙂 P.
Dzięki. Postaram się dostosować do życzeń. 🙂
Już testuję 😉 orzechów jako takich niestety nie czuję (zaledwie łupiny gdzieś w zapachu krążą), ale wanilię, cynamon i goździki – owszem, poza paczulą, co jasne. A potem także wosk pszczeli, miód, ambrę… spodziewałam się też odrobinę mocniejszej „piwniczki”. To taka „udomowiona” paczula, cywilizowana (zaznaczam, że to zaledwie pierwsza próba).
Wczoraj miałam natomiast okazję powąchać (na papiórku i własnej skórze) czysty olejek z paczuli – pęknie ziemisty, kurzowy, delikatnie zbutwiały (mnie się kojarzy z opadłymi, jesiennymi liśćmi, w których można się nurzać, które można roztrącać stopami, zagarniać rękami i rzucać nad swoją głowę) i takiego zapachu chciałabym tez w Micallefowskiej Patchouli
Czyli jednak te orzechy to właściwość mojej skóry – bo na mnie czują je nawet postronni „obwąchatorzy”.
Czysty olejek z paczuli jest rzeczywiście dokładnie taki, jak opisujesz. Fascynujący zapach. Choć nie wiem, czy zaryzykowałabym „nurzanie” w tak wilgotnych liściach. 😉
A jeśli szukasz prawdziwej piwniczki, to polecam Patchouly Profvmvm. Miałam zamiar napisać recenzję, ale poza tym, że jedzie stęchłą piwnicą nic mi do głowy nie przychodzi.
Jeżeli tylko Patchouli Profvmvm nie pachnie jak ichni Fumidus, to zapach trafia na listę do wypróbowania 🙂
W czasie testowania Kopciucha dostałam takiej potwornej migreny, jakiej świat jeszcze nie widział! I choć lubię „sporty ekstremalne”, czyli wąchanie killerów, cenię sobie również spokój ducha ;))
O tak! Piękna to paczula. jednak w moim przypadku dominująca, wżerająca się w nos i gardło, szczypiąca język. Tak wychodziła mi bokiem, że pozbyłam się całej „setki”
Ale jest piękna, piękna nieskończenie i do tej pory nie mogę odżałować, że nie chciała się ze mną przyjaźnić, że taka wobec mnie była agresywna.
A ja pacan jeden nie mogę odżałować, że wcześniej nie wpadłam na to, że piękna. Nie wiem, czy kupię ją kiedykolwiek, ale flaszka odziedziczona po Tobie byłaby jak talizman.
Oj, przegapiłam wpis Escority. Przepraszam Cię. Patchouli Profvmvm nie pachnie jak Fumidus, ale rzeczywiście jest to killer nad killery. Krótko obsmarowałam ją tu:
http://sabbathofsenses.com/2009/04/zaatwie-je-panstwu-hurtowo.html
Szukam tym orzechów od rana! Ale nie ma 🙂 otwiera się zawiesiście, syropowo, a nawet nalewkowo! Jest ciepło, miło, półmrok, ale z promieniami słońca liżącymi podłogę, trochę wilgotno, bardzo aromatycznie. I po kilku minutach – bum! W ułamek sekundy znika jakakolwiek wilgoć, jest sucho, otulająco, dość bliskoskornie. Paczuli od Reminiscence ta nie pobiła, ale orzechów jak nie poczuję to normalnie nie uwierzę!! 😉
Do jutra 😉
Aggie
Kolejny na liście do powąchania!
Odpłynęłam podczas lektury… <3