Serge Lutens Un Bois Vanille
Przepyszny przepych
Un Bois Vanille to zapach, który naprawdę łatwo jest pokochać.
Ale nie po testach nadgarstkowych.
Otwarcie jest dość szczególne. Z jednej strony - najnormalniejsza rzecz w świecie: waniliowe perfumy pachną walnilią. Tyle, że one nie pachną wanilią taką, jaką znamy i kochamy, lecz brązową, pomarszczoną, lekko wilgotną waniliową laską. Z wszystkimi jej wadami - jeśli ktoś wąchał, wie, o co mi chodzi.
I na nadgarstkach ta dziwaczna, lekko syntetyczna i przytęchława laskowość trwa i trwa i trwa...
Nie pokochałabym UBV, gdybym została przy testach nadgarstkowych. Zapach posłodzonej, wilgotnej skóry to nie jest to, czego można oczekiwać po zapachu mającym wanilię w nazwie.
Ale nic to!
Bo zaaplikowna w cieplejszych miejscach ludzkiego ciała lutensowska Wanilia pokazuje nam zupełnie inne oblicze. Otwiera się jak wielki, oszałamiający kwiat, rozpościera ogon, jak paw, rozlewa się wokół nosiciela jak blask wokół świecy... I oto ze skurczonego paskudka przeobraża się w najbardziej upojną wanilię świata. Puszysty, kremowy, miękki zapach szlachetnych stroczykowych strąków jest po prostu rozkoszny.
Bazę dla tej zapachowej pieszczoty stanowią głównie nuty drzewne. Wyraźna, podbita wanilią słodycz gwajaka; sandałowiec kremowy jak w Tam Dao; delikatna, ledwo wyczuwalna w tle, dająca tej zmasowanej słodyczy szczególne wybrzmienie, nutka kojarząca się z szorstkością cedru; plus coś cichutko skwierczącego, co pewnie jest wyszczególnionym w nutach skarmelizowanym benzoesem obecnym także w Santal de Mysore (na co zwróciłam uwagę dopiero kiedy próbowałam dla potrzeb recenzji określić tę frapującą nutę).
I tyle. Tylko tyle, i aż tyle.
Tyle, że przestrzeń w nim nie jest przestrzenią pełną powietrza wśród strzelistych drzew, czy kolumn, ale przestrzenią, którą zajmuje góra najmiększych puchowych poduszek.
Nie jest też dzieło mistrza Sheldrake'a zapachem dającym się upchnąć w szufladce z zapachami spożywczymi. Mimo ewidentnie waniliowej natury, zapach jest tak aksamitny, że jadalny mógłby być co najwyżej dla arystokratycznego mola.
Jest w pewien sposób szlachetny, choć o szlachetnym umiarkowaniu trudno tu mówić - moc i trwałość Un Bois Vanille zdecydowanie pozwalają zaklasyfikować je do kategorii killerów. W tym przypadku byłaby to śmieć przez zapieszczenie. A na taki typ zabijania to ja jestem bardzo odporna. ;-)
Data powstania: 3003
Twórca: Christopher Sheldrake
Twórca: Christopher Sheldrake
Nuty zapachowe:
absolut czarnej wanilii, lukrecja, drzewo sandałowe, mleczko kokosowe, wosk pszczeli, skarmelizowany benzoes, gorzkie migdały, gwajak, bób tonka
absolut czarnej wanilii, lukrecja, drzewo sandałowe, mleczko kokosowe, wosk pszczeli, skarmelizowany benzoes, gorzkie migdały, gwajak, bób tonka
nie mogłabym nosić globalnie UBV (zbyt jadalny i waniliowy jak dla mnie zapach)chociaż maleńka kropelka lub psik na łapce powoduje,ze bardzie sie uśmiecham-taka kropelka szczęscia. mam maleńka próbeczke, na więcej nie odważyłabym się.
OdpowiedzUsuńagaa13
to teraz mogę się przyznać, że czekałam na tę recenzję ;-))) melkmeisje.
OdpowiedzUsuńAgoo, przyznaję, że i ja w UBV czuję się dziwnie i globalnie noszę rzadko. Zwykle mieszam z Rousse (mój autorski mix, bardzo jestem z niego zadowolona) ale nawet jeśli nie jest to zapach całkiem dla mnie, to i tak uwielbiam jego kremowość.
OdpowiedzUsuńA najbardziej chyba lubię zapach UBV, który pozostaje na ubraniach i tygodniami czai się w szafce.
Melkmeisje, i jak? Może być? :-)