Serge Lutens Chergui

Kochanek ze Wschodu

Nieodparcie pociągający, ujmująco słodki, intrygująco szorstki, perwersyjnie wyrafinowany, podniecająco nieokrzesany, hipnotycznie uwodzicielski… Oto on!

Zapach będący migotliwym, wijącym się kalejdoskopem doznań odczuwalnych równie intensywnie pod sklepieniem czaszki, jak i w głębi ciała, gdzie rodzi się napięcie erotyczne.

Dominujący i jednocześnie spełniający wszystkie pragnienia olfaktoryczny kochanek o słodko, dymnym oddechu, dłoniach szorstkich jak pylisty Rousse, odziany w skórę i zmysłowo ocierający się o ciało surowy jedwab, z suchymi listkami w rozwianych włosach…

Zapach upojny jak akt miłosny pod lśniącym sklepieniem gwiazd, dotkliwy, jak chwile rozkoszy na drapiącym, zarzuconym futrami sienniku, w otoczeniu glinianych kadzielnic osnuwających lśniące od potu ciała tajemniczym woalem.

Upalny, suchy i nieopisanie żywotny jednocześnie.

Czy wymieniłam już wszystkie tańczące i migoczące w Chergui składniki: dym, słodycz miodu, przyprawy, suszone trawy i kwiaty, nutki kadzidlane, tytoń, skóra… U schyłku zapachu ciepła ambra i schrypnięta od miłosnych jęków wanilia. A wszystko to splatające się nieustannie i wciąż od nowa w nieodparcie zmysłową kompozycję, jednocześnie olśniewającą bogactwem i uwodzącą naturalnością.

Prawdziwe dzieło sztuki!

Skończona (choć bardziej pasuje do Chergui określenie nieskończona) doskonałość.

Na moją ocenę nie jest w stanie wpłynąć nawet skrajnie niepraktyczny (jak wszystkie „dzwonki” z serii pałacowej) flakon bez atomizera zmuszający do iście ekwilibrystycznych sztuczek przy aplikacji owego zapachowego cuda.

Data powstania: 2001

Twórca: Christopher Sheldrake

Nuty zapachowe:

miód, piżmo, skóra, kadzidło, liście tytoniu, trzcina cukrowa, ambra, irys, róża, drzewo sandałowe

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

12 komentarzy o “Serge Lutens Chergui”

  1. Cherqui znam dość powierzchownie, tzn. nie miałam okazji poznać go inaczej niż nadgarstkowo, ale po tej recenzji – jakże zmysłowej w treści i formie, bo zapominajmy też o długopiórym na fotce 😉 – wiem, na pewno, że odlewka Cherqui to absolutne minimum. Pięknie piszesz o zapachach, Sabbath – ale na pewno dobrze o tym wiesz 😉

  2. Ze znalezieniem odpowiedniego piórarza w charakterze tytułowego kochanka miałam wielki problem. Pierwotnie miał być bardziej śniady, nieogolony i patrzeć w obiektyw – żaden jednak z „dostępnych w sieci” mężczyzn nie wydawał mi się wystarczająco atrakcyjny, by posłużyć za ilustrację dla tego zapachu. 😉

    A sam post (jak to zauważyła Goldenrose) publikowałam kilkukrotnie w różnymi zdjęciami i za każdym razem uznawałam modela za niegodnego zapachu…

    Za komplementy dziękuję pięknie. 🙂
    Ja mam w głowie katarynkę: pokręcisz korbką (to znaczy zapodasz zapach) i uruchamia się cała maszyneria obrazów, skojarzeń i opowieści. Jestem nieco… świrnięta chyba. 😉

  3. Znalezienia modela, który by idealnie pasował do zapachu perfum (i to jeszcze każdemu) to chyba nierealne jest. Moim zdaniem muzyki też nie da się tak „przetłumaczyć” na obrazy, bo jednak budzi emocje w podobny sposób jak zapachy.
    Ale tak czy siak, na widok długich piór zrobiło mi się miło 🙂

  4. No tak, długie pióra rulezzują. 😉
    Znalazłam paru odpowiednio śniadych, odpowiednio nieogolonych i odpowiednio patrzących w obiektyw, ale z krótkimi włosami. To nie może być! Wolę już ogolonego blondyna ze wzrokiem skierowanym w okolice własnych butów… 😉

    Co do muzyki i obrazów: dla mnie mistrzowskim przekładem obrazu na muzykę jest Gnomus Musorgsky’ego. Co prawda obrazki z „Obrazków z wystawy” zaginęły, ale ciężkiego gnoma widzę za każdym razem kiedy słucham tego fragmentu.

  5. „Obrazki z wystawy” naturalnie znam, kiedyś słuchałam regularnie – a wiesz co, może sobie puszczę, skoro przypomniałaś, zamiast Gathering, które od wczoraj siedzi w odtwarzaczu 🙂

  6. Cześć !
    Znakomity. Jedyny w swoim rodzaju. Kompletny. Inspirujący. Mam ciarki za każdym razem kiedy go wącham, poważnie. Na mojej męskiej skórze jest męski; pewnie kiedy naniesie go kobieta, pokazuje tę druga stronę swej natury. O naprawdę niewielu pachnidłach mogę to z czystym sumieniem napisać ; fenomenalny zapach.
    Pozdrawiam –
    Cookie

  7. Witaj Cookie 🙂
    Zgadzam się, ze znakomity i tak dalej. Z resztą moja recenzja dobitnie świadczy o tym, że mnie zachwycił. Niestety, nigdy nie spotkałam mężczyzny noszącego Chergui. Szkoda, musi być niezwykły kiedy dostanie "ostrości".
    Dziękuję za wizytę i zostawianie śladu. 🙂

  8. Sabbath !
    Niniejszym donoszę Ci, że już niebawem, będę mężczyzną pławiącym się obficie w Chergui. I przyznam Ci się, że mnie ten fakt ekscytuje nie mniej, niż perspektywa zanurzenia się w lekturze kolejnej powieści Orhana Pamuka ( to taki pierwszy z brzegu przykład, który mi przyszedł do głowy ). Chergui poznałem dokładnie rok temu i stwierdzić muszę, że od tamtego czasu niewiele pachnideł niszowych – poznawanych na bieżąco i retrospektywnie – zrobiło na mnie tak potężne wrażenie. No może Memoir Man, ale cena pełnej flachy jest dla mnie zbyt wygórowana jak na dzień dzisiejszy.
    Pozdrawiam –
    Cookie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Clive Christian Crab Apple Blossom

Clive Christian to jedna z tych marek, w przypadku których wysoka cena jest zaletą – nie mankamentem. To segment, w którym klient kupując perfumy dostaje nie tylko zapach, ale też pewność, że „byle kto” nie będzie używał tych samych perfum. Na tej samej zasadzie Ferrari zawyża ceny swoich samochodów i ogranicza sprzedaż najbardziej ekskluzywnych modeli.

Czytaj więcej »

Trèfle Pur Atelier Cologne

. Druga kompozycja Atelier Cologne z nutą pomarańczy nie jest już tak bardzo pomarańczowa jak recenzowane wczoraj Orange Sanguine. Ale za to jak pachnie koniczyną!

Czytaj więcej »