Olivier Durbano Rock Crystal

Peanów nie będzie.
Rock Crystal został już wystarczająco „opiany”. Wystarczy mu.

Bezpośrednio po aplikacji Rock Crystal łudząco gorzki lek ze strychniną. Oczywiście nie ma on truć, lecz ponosić ciśnienie. Nie zapachem, choć zapach jest bardzo charakterystyczny.
Rock Crystal pachnie łudząco podobnie i, co ciekawe, rozwija się analogicznie: ostra, ziołowa gorycz najpierw zostaje ochłodzona powiewem wytrawnego mentolu, a potem cichnie.

Zza aptecznej nuty dopiero wyłoni się kadzidło.

Najpierw tajemniczo wplecione w sugestywnie niesmaczną gorzkość – zaskakujące, budzące zdziwienie, nie na miejscu, a potem nagle okazuje się, że omdleliśmy w olfaktorycznej świątyni i budzimy się z posmakiem lekarstwa w ustach. Ułożeni na twardej ławce w przestronnej zakrystii.

Świadomość odzyskuje się powoli. Do wciąż zamroczonego umysłu z oporem dociera kadzidlana przestrzeń i kadzidlany chłód.

Wzrok przykuwają ustawione wprost na posadzce, nieoczyszczone jeszcze, ale już wystygłe trybularze wypełnione aromatycznym popiołem i niedopalonymi grudkami żywicy; na mosiężnych hakach wbitych w pokrywającą ściany pociemniałą boazerię wiszą bogate kapy i ornaty; obok poskładane starannie spoczywają barwne stuły ze smętnie powyginanymi frędzlami w kolorze brudnego złota.

A wszystko to uświadamiamy sobie mimochodem.
Jest chłodno.

Osamotniona i niepewna przechodzę przez pusty już kościół i nie oglądając się za siebie popycham ciężkie drzwi. A na zewnątrz wcale nie czeka na mnie szosa, chodnik, autobusy i tramwaje, tylko zupełnie nieznany, senny świat.

Statyczny półmrok, rozproszone w pełnym aromatycznego pyłu powietrzu szare światło, unoszące się wokół jak babie lato przyprawowe ziarenka i kłaczki. Osiadające na rzęsach i ustach pachnące drobiny suchych ziół i jasne płatki popiołu. A wszystko to zawieszone w tej wielkiej przestrzeni.


Idę nie wiedząc dokąd, brodząc w opadłych listkach, szurając niemrawo, wzbijając kłębuszki pachnącego pyłu.
Wędruję niosąc ze sobą zarówno wspomnienie ziołowej goryczy, jak i świątynnego dostojeństwa.

Aromatyczny obłok otula mnie i jednocześnie otępia moje zmysły. Nie wiem, czy mi zimno, czy ciepło, czy jest poranek, czy wieczór, czy w ogóle istnieją pory dnia. I jakoś mnie to nie zaprząta ani nie niepokoi.

Edycja po latach:

Nowe serie Rock Crystal pozbawione są ziołowej goryczy w otwarciu i – moim zdaniem – kompozycji wyszło to na dobre.

Nuty zapachowe:

Nuta głowy: pomarańcza (niektóre źródła podają kwiat pomarańczy), pieprz, kolendra, kardamon, kmin

Nuta serca: olibanum, benzoes, mirra, czystek

Nuta bazy: drewno sandałowe, cedr, wetiwer, nieśmiertelnik, mech dębowy, piżmo

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

16 komentarzy o “Olivier Durbano Rock Crystal”

  1. Dziękuję. Choć mnie się wydaje, że bliżej niż o poezję one ocierają się o świra. Nie mówiąc o kiczu…

  2. Po prostu umarłaś! 😉

    Poza tym się nie znasz ;P Honoru Kryształu będę bronić do ostatniej kropli krwi 🙂

    Fajna recenzja, obrazki bardzo mi pasują.

  3. Hihi, do takiej pointy wcale mi nie spieszno. 😉

    Co do honoru Kryształu – wcale nie czynię nań zakusów.
    I stanowczo odmawiam przelewania Twojej krwi!

    Czy możemy się umówić, że po prostu Kryształ będzie bardziej Twój, niż mój?

  4. Kolejny opis który wzmaga we mnie chęć testowania, ja musze dostać zakaz wstępu tu na bloga! 🙂 Habanite też kupiłam pod wpływam Twoich opisów Sabb…

    Iv 🙂

  5. Elve, ja pisałam o tym w kroplach.

    Umówiłam się z Elve, tralala! 😉
    Następnym razem będziemy się umawiać, że Turmalin jest bardziej mój. Dobra?

    Iv, żadnych zakazów!
    Jesteś nieustająco zaproszona.
    Mam nadzieję, że fine de siecle’owa Habanita sprawuje się dobrze… Czy tez raczej wystarczająco źle. 🙂

  6. Zgadzam się z Tobą. Też wolę Turmalin.
    Turmalin unosi, uskrzydla (przynajmniej mnie), a Kryształ, owszem, jest piękny, ale właśnie taki kryształowy, przezroczysty :/ podziwiam go, ale się nim nie upajam. Wącham go, ale nie chłonę. A może to tylko dlatego, że między mną a Turmalinem coś zaiskrzyło, jest między nami jakaś chemia 😉

  7. O tak, Turmalin ma skrzydła. Czarne jak noc i potężne. Największy z mojej Wielkiej Trójcy.
    W Krysztale dla mnie brak życia. 🙁

    Escorito, postaram się wrzucić jak najprędzej recenzję Jade. Zapach w zupełnie innym stylu, ale wrażenie mocy mam podobne jak przy Turmalinie. Jest dniem tak, jak Turmalin jest nocą.

  8. Czekam z niecierpliwością 🙂
    Przez Ciebie dostaję jeszcze większego świra na punkcie perfum niż do tej pory, bo nawet o „śmierdzielku” piszesz tak pięknie, że chce się go spróbować 😉

  9. nie wiem gdzie moge oglosic ponizsze, wiec pozwalam sobie napisac tutaj. Zapewne Ty Sabb masz wiecej kontaktow wsrod fanow perfum niz ja:

    SPRZEDAM ROCK CRYSTAL ZA ROZSADNA CENE (FLAKON 100 ML, ROZPAKOWANY ZE „SZMATKI”, W KTOREJ JEST SPRZEDAWANY, PELEN FLAKON – ZROBILEM JEDYNIE DWA PSIKNIECIA).

    kupilem za 480 zl (teraz jest chyba po 585 zl) – a ja chetnie sprzedam 100 ml za 270-300 (wraz z przesylka)

    Andrzej

  10. Andrzeju, to może ja wezmę? Dojrzewam powoli do Rock Crystal… Choć ostatnio poszalałam. Właśnie złożyłam zamówienie za ponad 600 zł. Ale jest w nim także sporo świetnych próbek…

  11. Nie ma najmniejszego problemu, w ten sposób nie oddam się kolejnej pachnącej rozpuście. 🙂 Winszuję rozwiązania problemu. 🙂

  12. Świetna recenzja, dająca do myślenia nosowi *_* Znalazłam także inny, równie ciekawy, opis Kryształu, w którym pojawia się nazwisko Lovecrafta i sugestia czającej się, bluźnierczej oczywiście, grozy. I teraz po prostu muszę to przetestować 😀

    1. Na Basenotes, prawda?
      Kryształ jest piękny i zadumany. Po zmianie formuły piękniejszy nawet, niż wersja recenzowana. Moim zdaniem, oczywiście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Serge Lutens Fille en Aiguilles

. Moje uczucia wobec Fille en Aiguilles mistrza Serge’a są ambiwalentne. Co więcej – ambiwalentne były jeszcze zanim poznałam zapach osobiście. Z jednej strony nuty

Czytaj więcej »

Marilyn Monroe w nowej reklamie!

Czego? Chanel No.5 oczywiście. To ostatni post z serii reminiscencji warszawskich. Podczas wykładu o historii perfum  Emmanuelle Giron z Osmotheque wspomniała to tym, że parę

Czytaj więcej »