.
Dziś post będący przewrotną kontynuacją mini cyklu recenzji zapachów vintage i jednocześnie wciąż eksploatujący wątek pod tytułem Sonoma Scent Studio.
Czemu kontynuację uznałam za przewrotną?
Bo zapach, o którym dziś opowiem naprawdę „wintażowy” nie jest. Powstał ledwie trzy lata temu. A jednak w nazwie ma „vintage” i to dało mi pretekst do napisania powyższego zagajenia. 🙂
Stuletnia Róża
Pierwszy oddech Wintage’owej Róży to… Róża. Jest to jednak róża dziwna, lekko kwaskowa, doprawiona dojrzałą, ciemną śliwką. Esencjonalny, statyczny różany aromat połączony z żywotnością świeżego owocu byłby banalny, gdyby trwał dłużej, niż chwilę potrzebną na to, by unieść brwi w zadziwieniu.
Człowiek nie zdąży nawet westchnąć, że łatwizna i „gdzie tu vintage”, bo śliwkowa skórka kompozycji rychło zaczyna marszczyć się i matowieć. To ładne, proste otwarcie zyskuje szczególne, cierpkawe podbicie złożone z charakterystycznego dla kompozycji Laurie Erickson gęstego, naturalistycznego labdanum doprawionego skórzasto – żywicznymi nutami przypominającymi ambrę.
Zapach nieomal dostrzegalnie „ścina się”, gęstnieje, zyskuje niezwykłą, szlachetną fakturę, jak gdyby róże i śliwki stanowiące pierwszy wyczuwalny akord pokryto postarzającym werniksem.
Fantastyczna jest ta zmiana. Tak wyraźna, tak czytelna, tak efektowna!
Po kolejnej chwili, dłuższej tym razem i spędzonej przeze mnie z nosem w zgięciu łokcia i głową pełną zachwytów, dwa pozornie kontrastowe tony tworzące Vintage Rose splatają się w jeden harmonijny akord.
Ciemna, stara esencja różana, słodycz śliwki i cierpkość labdanum tworzą woń, którą najpierw skojarzyłam z różaną konfiturą (i nie byłam tym skojarzeniem usatysfakcjonowana), po chwili zaś wreszcie „osadziłam” w wyobraźni: wino! Ciężkie, wiekowe, mocne wino z owoców róży! Niezbyt słodkie, a jednak aksamitne w smaku, szlachetne, nieomal kremowe…
Nakarmiona pierwszym skojarzeniem wyobraźnia rusza z kopyta malując obraz eleganckiego buduaru wypełnionego suchymi, przykurzonymi bukietami róż. Na wielkim łożu z baldachimem, we wpadającym przez niedociągnięte kotary blasku letniego słońca leży… Śpiąca Królewna. Śpi już od stu lat – wciąż piękna, choć jej różane lico i białą suknię pokrył delikatny welon kurzu.
Lada moment dzielny książę przedrze się przez różane zarośla otaczające zamek, lada chwila przejdzie ciemnymi korytarzami wznosząc obłoczki pyłu, lada moment złoży na matowych ustach swej wybranki pocałunek, który obudzi ją do życia.
Gdyby nasz książę podał swej przebudzonej ukochanej kielich wina ze znalezionej na stoliku flaszki (o ile założymy, że piętnastoletnie królewny trzymają flaszki wina na stolikach przy łóżku), to sączone przez półprzytomną wciąż, otumanioną wiekowym snem piękność stare różane wino smakowałoby dokładnie tak, jak pachnie Vintage Rose Sonoma Scent Studio. Tak sobie przynajmniej wyobrażam…
Nie wiem, czy powinnam dodawać coś jeszcze. Ale dla porządku: zapach jest trwały – perfumy Sonoma Scent Studio to ekstrakty, mają moc i trwałość, z którymi niewiele innych może się równać.
Baza pojawia się powoli, płynnie dyfundując z winnym sercem i jest łagodna, ciepła, przykurzona, lecz wciąż elegancka.
Różana kompozycja Erickson przechodzi płynną ewolucję od dość jasnego, słodkiego otwarcia, po zgaszoną, wytrawną bazę.
Najdziwniejsze jest w niej to, że zmiana ta, choć wyraźna, nie sprawia wrażenia „wymyślonej”, czy nienaturalnej. Zapach ten dojrzewa jak człowiek: najpierw przechodzi słodką młodość, która mija jak mgnienie oka; potem dojrzałość, która, choć trudniejsza, może dać wiele szczęścia; wreszcie uspokaja się jak ciepły zmierzch. I tak, jak w życiu zbliżając się do końca, wciąż nie zdajemy sobie z tego sprawy wsłuchując się w echa minionych lat, tak tu w bazie wciąż brzmią tony winnego, bogatego serca zapachu, które sprawiają, że do ostatnich pachnących molekuł otulających naszą skórę nie jest to żaden powidok po perfumach, lecz złożony, plastyczny zapach retro róży.
Data powstania: 2008
Twórca: Laurie Erickson
Nuty zapachowe:
różą, śliwka, ambra, absolut labdanum, sandałowiec, cedr, wetiwer, bób tonka
* Pierwszy obraz to (świetnie już czytelnikom tego bloga znany) John William Waterhouse „My Sweet Rose”
** Autorem zdjęcia zamieszczonego jako drugie jest Oskar Papierz, o którym więcej informacji znajdziecie TU.
*** Obraz numer trzy to „Lady Sleeping” Franciszka Zmurko
**** I ostatni wreszcie: Henry Meynell „Sleeping Beauty”
19 komentarzy o “Vintage Rose Sonoma Scent Studio”
Na przebudzenie spiaca krolewna 🙂
i tekst, ktory czyta sie w napieciu, z usmiechem i pod koniec lza w oku. Kazda recka to jak opowiesc Sheherezady, uzaleznia calkowicie i chce sie wiecej, ostatnio nawet bardziej niz perfumy.. Kazde slowo zdaje sie byc owiniete duchowym wkladem i sercem pisarki, a mnie rozrywa na kawalki 😉
Szkoda, ze bardzo trudno przetlumaczyc i jednoczesnie przekazac duch tekstu, jestem pewna, ze Laurie by byla zachwycona.
Michasia
"My sweet rose" jakoś wcześniej nie widziałam, przepiękny. I wspaniale wpisuje się w atmosferę posta. Wszystko razem urzekające 🙂
Nie lubię róży, ale opis znowu mnie zmusza do dodania do listy 'for test'…
Bardzo zachęcająco brzmi opis tego zapachu… A Waterhouse szalenie stylowy! 🙂
Hi I am Laurie Jackson and I followed traffic from my site here to the link you put in this post crediting me for one of the images. I thought I should tell you that the image you credit to me is not one of mine. I don't want credit for work that isn't mine.
Uwielbiam zapach róż! To jeden z moich ulubionych, w dodatku bardzo miło mi się kojarzy 🙂 A jeszcze to wino, o którym wspomniałaś… Brzmi wręcz uwodzicielsko 🙂
Od jakiegoś czasu boję się róż (np. ta z Różowego Kwarcu paskudnie mnie sponiewierała), ale po takiej recenzji chce się spróbować różanego vintage'u 🙂
Kolejna róża do poznania. Zaczajałam się na próbkę, ale teraz to chyba poczekam, aż (oby!) znajdą się w strefie złotówkowej. 🙂
Michasiu, nie bardzo wiem, jak zareagować na Twoje słowa. Dziękuję Ci ogromnie, nie zasłużyłam, ale jest mi tak niesamowicie miło przeczytać to, co napisałaś, że… Że dziękuję. Chciałabym kiedyś poczuć, że zasługuję na tak pozytywną ocenę mojego pisania. 🙂
Cammie, Waterhouse płodny był. I jest taki… Jednoczesnie niedziwaczny i bardzo charakterystyczny. Nie wiem, czy to najwyższa sztuka na świecie, ale te jego kobiety, kiedy wąchają różę, naprawdę wydają sie ją czuć, kiedy zaglądają do pudełka, są ciekawe, kiedy sa niepewne siebie – ta niepewność na obrazie jest. I to własnie chyba pozwala mu przekroczyć granice kiczu czy malarstwa ozdobnego. No i to sprawia, że tak go lubię.
Darlo, ja tez nie lubię róży. Wiesz o tym? A jednak… Coraz częściej udaje mi się dostrzec kompozycję, w której tę różę zaczynam rozumieć. I chyba daje mi to sporo radości. 🙂
Rzeko, Beato – taki był plan. To znaczy z zachęcaniem, bo że Waterhouse stylowy t- tego dowodzić nie trzeba. 🙂
Laurie, thank ypu, I have corrected the mistake. Thank you very much for the info.
Katalino, ja z wielkim trudem oswajam różę. Zapach jest dla mnie zbyt trudny, zbyt gęsty, bym potrafiła się nim cieszyć wcześniej. Powoli się uczę, choć nadal róża to dla mnie woń, która wali mnie w łeb bardziej, niż pieści. Ale, jak widać, powoli coś się zmienia. Róża nigdy nie stanie się moją ulubioną nutą, ale doceniam. 🙂
Aileen, ja się obawiam róż od zawsze. Pisałam w komentarzu wyżej, że mnie ten zapach bardziej wali w łeb, niż pieści. Za dużo, za mocno, zbyt obco. Ale czasem się udaje. Choć fanem róż nie stanę się raczej nigdy. Raczej… 😉
Wiedźmo, znajdą się, znajdą! Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy. Zlewam się swoim Smokiem, Tygrysem i Alienem do woli, bo przecież kolejne kupię sobie bez problemów. 🙂
Sabbath, aż się chce od razu powąchać – no i posmakować to stuletnie wino Śpiącej Królewny 🙂
Piękny opis, jak zwykle. Mile mnie zaskoczyło, że lubisz Waterhouse'a.
Wyskoczę z prywatą i się pochwalę, że "My Sweet Rose" od paru miesięcy wisi u mnie w pokoju – w wersji hafciarsko-krzyżykowej, ma się rozumieć 🙂
Czasami chętnie oddałabym Ci wszystkie swoje zapachy, żebyś je fachowo opisała 😉 Bo dla mnie szczyt finezji to "ładny", "nieładny", "na wieczór", "na lato", "ciężki", "lekki", "owocowy", "staroświecki" i "jak ruska woda po goleniu z bazaru".
A tak przy okazji zapraszam Cię do wzięcia udziału w TAGu "Jak mieszkają Twoje kosmetyki?"
http://majtkirambo.blogspot.com/2011/06/tag-jak-mieszkaja-twoje-kosmetyki.html
Na pewno miałabyś dużo cennych rzeczy do powiedzenia na temat prawidłowego przechowywania zapachów.
Pozdrawiam! Pif Paf!
Chciałabym zobaczyć "jak mieszkają Twoje kosmetyki" zapraszam do wspólnej zabawy 🙂 Zostałaś tagowana 🙂 szczegóły tutaj: http://katalina-sugarspice.blogspot.com/2011/06/tag-jak-mieszkaja-twoje-kosmetyki.html
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Sabbath gdzie Ty jesteś. Czekam, pewnie nie tylko ja na nowe opisy. Ściskam gorąco. Piotrek
Twój opis brzmi bardzo zachęcająco, jeśli będę miała okazje to muszę kupić sobie chociaż próbke tego zapachu.
Pozdrawiam
Hello! My first visit, will visit you again. Seriously, I thoroughly enjoyed your posts. Congratulations for your work. If you wish to follow back that would be great I'm at http://nelsonsouzza.blogspot.com
Thanks for sharing!
Zostałaś otagowana 🙂
http://kosmetyczny-kuferek-burn.blogspot.com/2011/06/tag-jak-mieszkaja-twoje-kosmetyki.html
O! mnie tu nie było…..
Róża jakos średnio mi podchodzi w perfumach, ale tak pięknie opisałaś że znów spróbuję, mam to samo z różami co z oudami, nie mogę a muszę:D
Nie mogę się doczekać Sonomy u nas…ciekawe jak to będzie wyglądało cenowo;)
Katalino, MajtkiRambo, Burn It Up – dziękuję. Odpowiedziałam u Was i wywiązałam się z zadania. na miarę skromnych możliwości, oczywiście. 🙂
Aragonte, widziałam cuda, które potrafisz wyczarować igłą… Wyobrażam sobie, ze piękny jest ten obraz w Twojej wersji. A Waterhouse, poza wszystkimi zaletami, ujmuje mnie także tym, że maluje kobiety takie… Androgyniczne. Z jakimś śladem chłopięcości. I sama nie wiem, czemu mi się to tak podoba. 🙂
Piotrze, jestem, jestem… Tylko w biegu trochę. 🙂 Dzięki za pamięć, postaram się zmobilizować. Szczególnie, ze mam tyyyyle skarbów do opisania!
Arianno, wkrótce powinnaś mieć okazję. Jeśli Sonoma wejdzie do tej perfumerii, do której sadze, że wejdzie, będzie okazja zamówienie próbek w naprawdę dobrej cenie.
Skarbku, mnie oud podchodzi, jak sama wiesz… Oj, jak bardzo podchodzi! A róży się uczę. Nie jestem bardzo zdolną uczennicą, ale obawiam się, że ostatecznie od róży nie ma ucieczki. Tak więc skoro jak Ty – muszę, to przynajmniej staram się mieć z tego jakąś frajdę. :)))