Santal Blush Tom Ford

Zapachy Toma Forda to nie jest żadna perfumeryjna nisza. To perfumy butikowe: mają być ekskluzywne, nie rewolucyjne.

Pełne erotycznych podtekstów, ocierające się o wulgarność albo wręcz wulgarne kampanie reklamowe sprzedają produkt zadziwiająco w tym kontekście zachowawczy. Tom Ford i Lady Gaga w jednym stoją domu: starannie zaplanowana promocja, świetnie sprzedany skandal; szokujący marketing promujacy produkt, w którym dobrze czuł się będzie przeciętny Kowalski: nie mający odwagi by szokować, ale lubiący wyobrażać sobie, że ma. Różnica między Gagą a Fordem bierze się głównie z ceny: na Fame pozwolić sobie mogą nawet Kowalscy niespecjalnie majętni, a sztucznie zawyżane ceny produktów z prywatnej linii Toma Forda celują w klienta luksusowego. Ale za to Ford nie śpiewa…

 

Stwierdzenie powyższe nie jest przytykiem ani do Forda, ani do Gagi. Oboje są beneficjantami popkultury i cywilizacji celebrującej wyraziste osobowości, póki nie używają one swej wyrazistości by zmuszać ludzi do myślenia albo zmiany. Jest próbą wyjaśnienia, dlaczego z punktu widzenia poszukiwacza perfumeryjnych perełek wśród  zapachów firmowanych nazwiskiem Toma Forda najbardziej interesujące okazały się transparentne, subtelne kompozycje w jasnych flakonach. Ano właśnie dlatego, że ta doprowadzona do perfekcji transparentność i jasność zapachu nie stoi w sprzeczności z elegancją i „noszalnością”. Cztery recenzowane przeze mnie w ubiegłym roku w ramach serii „American Psycho” zapachy z White Musk Collection uważam za majstersztyki w swojej kategorii.

Kanon jasności

Santal Blush zasługuje na swoje miejsce w białej serii. Jeśli tylko weźmiemy poprawkę na różnicę w sposobie ekspozycji piżma i sandałowca. Piżmo w „białych Fordach” pachnie czysto i delikatnie, jasny sandałowiec (w odróżnieniu od sandałowca czerwonego) jest kremowy, miękki – równie delikatny, tylko inaczej.

Zasadniczą różnicą jest sposób konstrukcji zapachu. Białe Piżma Forda to idealne przykłady piękna perfumeryjnej prostoty. Oparte zwykle na dwóch – trzech dominujących składnikach eksponowały je w formie olśniewająco czystej. Santal Blush złożony został wedle zasady, którą nazwałabym umiarem przepychu. Odnajdziemy w nim niezwykłe bogactwo nut dobranych z niezwykłą dbałością o umiar w projekcji i dopasowanych do siebie tak, by współgrały ze sobą tworząc akord pozornie prosty.

Santal Blush rozwija się powoli, bez efektownych wolt. Najpierw pojawiają się przyprawy: korzenny, ciepły aromat cynamonu. Po chwili dołącza do nich sandałowiec: nuta równie prosta, równie łagodna. W duet ten wplata się kwiatowe serce kompozycji: idealnie złożone, utkane z nut nieegoistycznych, współtworzących zmysłowo miękki, aksamitny akord bez przewagi którejkolwiek z wyrazistych zwykle nut.

Baza nie czeka długo: po kwadransie zaczyna powoli zaznaczać swoją obecność. Miękki, łagodnie dymny akord drzewny subtelnie uniesiony dodatkiem jasnego piżma. To on daje kompozycji ostateczną głębię – wrażenie miękkości otulającej, ciepłej jak dotyk.

Fascynujące jest to, że wszystkie te wyraziste, zaborcze zwykle nuty współbrzmią w Santal Blush splatając się ze sobą w zapach łagodny, umiarkowany i spokojny. Jak gdyby każdy z bohaterów opowieści śpiewał tę samą, prostą melodię. A harmonia utkana została tak, by każdy z głosów był słyszalny i zarazem żaden nie wybijał się ponad jasny sandałowiec.

Wyobraźcie sobie olfaktoryczny kanon złożony z idealnie zgranych chórów i jednego, obdarzonego barytonem o ciepłej barwie solisty. Przyprawowe barytony otwierają kanon wchodząc z melodią w ciszę. Już po pierwszym powtórzeniu frazy pojawia się sandałowiec, od którego nie będziemy już w stanie odwrócić uwagi. W trzecim powtórzeniu sotto voce wchodzi kwiatowe serce. I kiedy już wydaje się, że harmonia jest kompletna i skończona – z tą samą, prostą frazą, nisko, chórem bas-barytonów na pograniczu basso cantante wchodzi baza. I nie psuje harmonii, lecz uzupełnia ją.

 

Recenzując zapachy Toma Forda niejednokrotnie zwracałam uwagę na to, jak skwapliwie ukrywa on nazwiska twórców zapachów firmowanych swoim nazwiskiem. Tym razem znamy autora: jest nim Yann Vasnier, którego kunszt wychwalałam przy okazji recenzowania zapachów Divine: L’Homme Sage, L’Homme de Coeur czy obu wersji L’Être Aimé. Naprawdę myślę, że Santal Blush (oraz sporo innych zapachów Forda) zasługuje na to, by podpisał się pod nim autor, nie tylko marketingowiec. Nawet zdolny i  przystojny. 🙂

Data powstania: 2011
Twórca: Yann Vasnier

Trwałość: powyżej 10 godzin, lecz przy umiarkowanej projekcji

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: indyjskie przyprawy, kmin, cynamon, nasiona marchwi, kozieradka lekarska
Nuty serca: jaśmin, ylang-ylang, róża
Nuty bazy: australijski sandałowiec, cedr, benzoes, piżmo, oud 

Źródła ilustracji:

  • Pierwsze zdjęcie reklamowe
  • Przedstawioną na tytułowym zdjęciu recenzji oraz na dwóch ostatnich fotografiach rzeźbę Kriszny w białym sandałowcu sfotografował Arun Shanbhag. Zapraszam na stronę autora: arunshanbhag.com.
  • Zdjęcie wachlarza z sandałowca ze strony serwisu ślubnego weddingbee.com.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

11 komentarzy o “Santal Blush Tom Ford”

  1. Taka jest prawda –żadna tam z Forda nisza. Wonie gładkie i bardzo drogie. Czasem nawet ładne 🙂 Ot co.

  2. wg mnie wody sygnowane nazwiskiem T.Forda to wysublimowane, nowoczesne, "zgrabnie" skonstruowane kompozycje zapachowe.
    Wulgarne, kipiące seksem kampanie reklamowe odnoszą zamierzony efekt – przyciągają potencjalnych klientów a co za tym idzie kasę.
    Ford postawił na ekscentryczność, erotykę, skandal – są to najlepiej sprzedające się "produkty" obecnych czasów. Jednych to szokuje, dla innych stanowi magnes.
    Powiem tak – o gustach nie ma co dyskutować, powinno się raczej przystanąć i przyklasnąć uporowi/kreatywności twórcy.
    Amerykanin, którego nazwisko stało się synonimem komercji, reklamowej tandety nic sobie z tego nie robi (prowadzi świetnie prosperujący biznes perfumeryjny) – i to jest fakt…

    1. Ja tam uważam, ze dyskutować można o wszystkim. Oczywiście z odpowiednimi osobami. Z bucem to i o filozofii nie ma sensu.
      W pozostałych kwestiach, nie wiem, czy ty ze mną polemizujesz Celitk? Bo ja, zdaje się, coś takiego właśnie napisałam. 🙂

    2. Po prostu wyraziłem swoją luźną opinię na temat pachnideł Ford`a, czy podejmuję z Tobą polemikę mhh (jako zadufany w sobie cyt. "buc") z pewnością tak… 😉

    3. Pf! Gdybym Cię nie kojarzyła, to może uwierzyłabym w buca. A tak – przepadłeś. Będę z Tobą dyskutować na dowolny temat, tylko w tym przypadku nie miałam z czym się nie zgadzać. Wyszło więc drętwo. :)))

    4. Sabbath miej się na uwadze – "zaatakuję" Cię jeszcze kiedyś (merytorycznie) w innym (równie) ciekawiącym mnie wątku 😉
      A tak serio – wpadłem zobaczyć jak to u Ciebie na blogu wygląda (widzę, że całkiem, całkiem – tak trzymaj!)
      Na razie!

    5. Atakuj, atakuj. Będę się opierała, tylko daj mi szansę. 🙂

      A co do bloga – jest prawie taki sam od lat. Modyfikuję i poprawiam dyskretnie i tylko kiedy trzeba.

    1. Na Allegro pojawiają się dowolne Fordy po 299 zł za flakon. Nowy. Kupiłam Bois Marocain jakiś czas temu.

  3. Bardzo się cieszę, że przeczytałam kilka w sumie ciepłych słów o Santal Blushu.
    Mnie zachwyca w nim niesłychana lekkość oudu,taka, z jaką się jeszcze nigdy i nigdzie nie zetknęłam. Wiem, że jest tam zaledwie akcentem, ale zachodzę w głowę, jak sprawiono, że jest wyczuwalny, a jednocześnie jakby transparentny.
    Uważam, że w serii jest kilka bardzo dobrych zapachów, a jeden z nich (Tuscan Leather) uważam za wybitny. I nie mam potrzeby wrzucania ich do szufladki z napisem "nisza"; zastanawiam się,jednocześnie, czy podobnej roboty nie wykonuje Armani w swojej serii Prive, oczywiście z pominięciem całej, lekko niesmacznej, otoczki marketingowej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Jak mieszkają moje kosmetyki?

Po pierwsze i najważniejsze: przepraszam Was Wszystkich za długie milczenie. Dziękuję za sympatyczne i pełne troski wiadomości, SMSy, nawet telefony.  Żyję, mam się nieźle, tylko

Czytaj więcej »