Maison Incens to jedna z tych marek, których pojawianie się podjarało (sic) mnie od pierwszego kontaktu. Lat temu z pięć drżącymi łapkami testowałam Oud Deneii, który był wówczas nowością, obie figi i – dzisiejszą bohaterkę – Cuir Erindil. I spodobały mi się.
Przez kilka lat marka jakoś mi umykała. I wiem, że to niedobrze.
Miesiąc temu z hakiem perfumy Maison Incens pojawiły się w Perfumerii Quality i… po prostu nie godzi się dłużej odwlekać tych recenzji. Szczególnie, że marka szykuje się do odpalenia dwóch kolejnych premier: Encens Pyro i Encens Kapnos.
Przed nami siedem cudownych olfaktorycznych podróży z założycielem Maison Incens Philippe Constantinem i perfumiarzem Jean-Claude Gigodotem. A na koniec cyklu, wraz z perfumerią rzeczoną i wiadomą, będziemy dla Was mieli zestawy próbek w prezencie. Cieszycie się?
Cuir Erindil
Pojęcia nie mam, co oznacza Erindil w tytule tej olfaktorycznej opowieści, ale w mojej głowie zawsze, od pierwszego testu przyjmuje formę imienia Gwiazdy Zachodu, Płomienia Westernesse czyli Gil-Estela. Eärendil. Pół elf, pół człowiek. Żeglarz, który po wsze czasy żegluje po przestworzach niebios.
Cuir Erendil od pierwszego wdechu doskonale wpisuje się w bajeczną opowieść Tolkiena i pięknie pasuje do stworzonej przez Profesora postaci.
Pięknie łagodna, miękka nuta skórzana wygładzona niejednoznacznie zbytkownym aromatem irysowago masła. Duet, który potrafi otrzeć się o perfumeryjny turpizm, tu pokazuje szlachetność i zbytkowność ingrediencji. Ingrediencji właśnie, a nie jakichś tam zwykłych składników. 😉
Zapach utkany został tak, by brzmieć scenicznym szeptem. Wyraźnie słyszalne, splecione akordy skórzany i irysowy; subtelnie inkrustowane złoto waniliową nutą pomarańczy z czasem wkraczają na niebezpieczny teren poznaczony zwierzęcymi śladami.
Kremowe, pudrowane niewiniątko w krainie dzikich zwierząt. Futrzastych, ciepłych i niepokojących.
W bazie odzywają się akcenty żywiczne i łagodnie dymne kadzidło. Jeszcze głębiej wybrzmiewa muszkat i cynamon. I piękny sandałowiec. Ale to imponderabilia.
Najważniejsza opowieść to ta łagodnie niewinna, blada, nieświadoma istota ulepiona z odcieleśnionej skóry i pudrowego irysa, bratająca się z – pozornie tylko – dzikimi nutami animalnymi. Bo te zwierzęce akcenty są słodsze, niż krople pomarańczowego soku złocące skórę irysowej Istoty. Futerka dzikich zwierzątek są bardziej miękkie, niż irysowe masło. I cieplejsze, niż popiół mirry i kadzidła ścielący się na stygnących węgielkach.
Cuir Erindil to baśń.
Od pierwszego skórzanego akcentu, po ostatnie futerkowe powidoki. Opowieść upleciona z marzeń i niedopowiedzeń.
I nic tu nie jest prawdziwe. Skóra nigdy nie widziała krwi, irys nie dotknął ziemi ni razu, a nuty animalne nie zjadają się nawzajem i nie walczą o przetrwanie.
Sięgając po te perfumy wybieramy olfaktoryczną fantazję. Opowieści o elfach i zaczarowanym lesie. Ścieżki jasne jak rzeki mlekiem płynące i las pełen magii, która zupełnie nie jest czarna. Tylko bladozłota jak światło gwiazdy.
Data premiery: 2014
Kompozytor: Jean Claude Gigodot
Projekcja: łagodna, nierozrzutna
Trwałość: takoż nieprzesadna, lecz wystarczająca
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: bergamotka, mandarynka
Nuty serca: kadzidło, przyprawy, irys, mirra, styraks
Nuty bazy: akord zwierzęcy (piżmo tonkijskie, cybet, kastoreum), skóra, piżmo, sandałowiec, wanilia
19 komentarzy o “Elfia skórka – Cuir Erindil Maison Incens”
A Tobie podoba się ta elfia skórka? Wszystko tak pięknie się łączy i układa i jest tak gładkie, tak fantazyjne, bajeczne, że aż nie wiem czy zniosłabym na sobie tyle czułości. Poznam bez dwóch zdań, ale nie wiem czy będzie to "mój" zapach. Jednym słowem testy, testy i jeszcze raz testy 😉
Myślę, że mogę to napisać w ten sposób: podoba mi się, ale nie chciałabym mieć, bo za ładna.
Ja lubię skóry bardziej dekadenckie – z rumem albo paczulą, w klimacie biblioteki i Zadumy. Albo bardziej zbuntowane – żeby pachniały jak punkowa papa albo metalowa ramoneska.
Tyle pięknego tu znalazłam . Nadzieje duże na zakochanie. Tylko ta „projekcja nierozrzutna” 😉 i nawiązania do artyzmu fanów ;-)) powodują ,że parsknęłam . :-)))(
Nawiązanie do artyzmu fanów bez związku z kompozycją. Słowo. 🙂
Opis tak sugestywny, że chętnie bym przetestowała mimo tylu nut zwierzęcych 🙂
To są puchate pluszaczki. Wszystkie oswojone i przyuczone do czystości. 😉
to w rzeczy samej piękna baśń.
choć byłaby piękniejsza, gdyby w tym futerku były zęby.
Albo przynajmniej więcej małpy. 😉
Wyjaśnienie małpy pojawi się w następnej recenzji. 😀
WIESZ JAK MNIE ZAINTERESOWAĆ
Haha! Małpa też się zainteresowała. 🙂
Hmmm…. Brzmi cudownie, w moim typie. Czy to przypomina choć trochę OIKB Santi Burgas?
Nie mogę się doczekać następnych recenzji!…
A tak. Troszkę ten klimat, choć OIKB chyba bardziej w moim typie.
Choć… może nie wiem. Ale tak – podobna łagodność, tylko tam znacznie więcej irysa i mniej światła.
Coś mi się wydaje, że ta bajka to nie moja bajka. Opis piękny (jak zawsze), ilustracje cudne (jak zawsze) ale tyle łagodności na raz to ja chyba nie dam rady… 😉
Mnie się Elfia Skórka podoba, ale mnie nie jara. W sensie nie chciałabym.
W coraz bardziej zwariowanym świecie chyba ostatnio potrzebuję takiej magii 🙂
W tym zwariowanym świecie ja już sama nie wiem, czego potrzebuję. Ale nie są to kolejne perfumy na razie. 😉
Nie chodziło mi o zakup flaszki, tylko chwilę oderwania się od rzeczywistości w trakcie czytania. Tylko ja i świat fantazji.
Pod tym względem zgadzam się całkowicie. Odskocznia i odrobina fantazji bardzo się przyda.
Tulę ciepło. Trzymajmy się.