Tony Iommi Monkey Special Xerjoff

Wyznam Wam coś.
Mój internetowy nick nie jest przypadkowy.

Kiedy rejestrowałam się na pierwszych forach, szukałam pseudonimu, który nie będzie przezroczysty. Albowiem jedną z rzeczy, których unikam jak ognia jest ryzyko, że ktoś przypadkowo weźmie mnie za normalnego człowieka.

I nie chcę dyskutować o tym, kim w istocie we współczesnym świecie jest „normalny człowiek” i jakie są kryteria normalności. Ani o tym, że w wielu aspektach jestem zupełnie normalnym człowiekiem i mi z tym dobrze. Tkwi we mnie pozostałość młodzieńczego buntu przeciw zwyczajności. I lubię tę cechę.

Więc Sabbath.
Po pierwsze dlatego, że sabat kojarzy się z kobiecą siłą i buntem przeciw fałszywej moralności; a archetyp czarownicy na sabatach to zmodyfikowana przez chrześcijaską mizoginię postać wiedźmy – kobiety mającej wiedzę i zapewnioną przez tę wiedzę pozycję społeczną.
Ale też dlatego, że… Black Sabbath. Black Sabbath uznawany jest za pierwszy w historii zespół metalowy. Ich muzyka jest przełomowa i zmieniła świat. I – pomimo, że Sabbaci rozpoczynali swoją karierę kiedy jeszcze nie było mnie na świecie – ich muzyka przemawia do mnie.
Ciężkie, psychodeliczne riffy Iommiego; niezłykła rytmiczność Warda i emocjonalny wokal Osbourne’a do dziś robią wrażenie.
I pomimo, że słucham nie tylko metalu, a sama „ciężka muza” poszła mocno do przodu od lat siedemdziesiątych – Black Sabbath nadal jest dla mnie zespołem ważnym.

Dlatego perfumy, które powstały w kooperacji z Tonym Iommim po prostu musiały znaleźć się na Sabbath of Senses. Choć, biorąc pod uwagę markę i kompozytora, nie spodziewałam się rewolucji na miarę pierwszych płyt Black Sabbath. W sumie… nie spodziewałam się wielkiej rewolucji, bo Chris Maurice ma własny lab i komponuje taśmowo rzeczy zazwyczaj po prostu profesjonalne. Ale miałam nadzieję na estetykę spójną z brzmieniem rogatego Gibsona SG special ochrzczonego imieniem „Monkey”, bo jak wspomniałam, Chris Maurice komponuje rzeczy profesjonalne. 🙂

Zacznę od nuty, której nie ma.
Pierwsze, co czuję po aplikacji Monkey Special to… kawa. Cień karmelowej, mocno palonej kawy rychło przykrywa aromat rumu. Tuż, tuż za rumem tupta bergamota i wraz z jej przybyciem gaśnie kawa i zostaje sam podpalony, bardzo ciemny karmel. Tak ciemny, że wręcz pozbawiony słodyczy.

Tu zatrzymujemy się na chwilkę. Jest w tym otwarciu coś z klimatu riffów Tonyego Iommi’ego, który utraciwszy w wypadku opuszki palców stał się jednym z najbardziej znaczących gitarzystów w historii muzyki, ale nie wirtuozem. I w żadnym razie nie jest to zarzut – wielbię tę surowość, głębię i moc.

A piszę o tym, bo po klimatycznym otwarciu wchodzimy w perfumeryjną wirtuozerię. Nie klasyczne granie, nie fajerwerki Vaia, ale brzmienie w stylu Erika Johnsona. Którego szalenie lubię i cenię.

Pojawia się róża – o matowych, ciemnych, aksamitnych płatkach… to znaczy aromacie matowym, ciemnym i aksamitnym. 🙂 Akordem przyprawowym dyryguje cynamon. Jasny, roślinny akord skórzany złożył Maurice z miękką, kaszmirową wanilią i bladym, pudrowo zamszowym kłączem irysa. Jest pięknie.

Charakterku kompozycji dodaje geranium – pachnące ostro, cierpko. Podbite pozbawionym słodyczy akcentem owocowym brzmiącym jak winny moszcz: ziemiście, paczulowo, czekoladowo. Trochę jak Black Phantom Kiliana, tylko mroczniej.
Gdzieś w bazie wybrzmiewają grzeczne, oswojone, czyste nutki animalne – ciche jak mruczenie kota.

Czas mija.
Dla Monkey Special mija jak w „Time Machine”

And the fire of burning yesterdays
Can only light the way
To lead you from
The garden of the dark

Choć… Może tym razem „To lead you TO the garden of the dark”.
Symfonia nutek splata się w jeden akord. Jasne akcenty gasną, mrok zostaje. Robi się nastrojowo, tytoniowo, czekoladowo, orzechowo. Znikają kwiaty i owoce.

Niestety, na tym etapie brak zapachowi sabbathowej energii i tego emocjonalnego zadziora, który Iommi potrafi wydrzeć z serca swojego Gibsona Monkey Special.


A potem muzyka gaśnie. Bez efektownego finału, zapach wycisza się do szeptu.

Wsłuchuję się jeszcze w orzechowe echo i paczulowy pogłos.
Ronnie (James Dio) pięknym, szkolonym głosem śpiewa:

Today is never gone
Tomorrow never comes…

Tony Iommi Monkey Special to dobre i piękne perfumy. Złożone, niebanalne i… nawet nieco dziwne. Noszę je z wielką przyjemnością. Nie pozostają też niezauważone przez otoczenie – i warto podkreslić, że pomimo tej umiarkowanej dziwności, są akceptowane, doceniane, komplementowane.

I wracamy do moich rozważań o rewolucji.
Black Sabbath i riffy Iommiego to był przełom. Chłopaki zmieniły świat, zmieniły oblicze muzyki, zapłodniły wyobraźnię całego pokolenia muzyków, którzy podążyli ich śladem, grając coraz mocniej i coraz ciężej. Tego szukałam! Na to miałam nadzieję.
Tymczasem Chris Maurice oddał hołd Tomyemu Iommi’emu z roku 2021. Namalował ikonę. Opowiedział historię na kolanach. Z wyczuciem i miłością, ale z perspektywy pięćdziesięciu lat, podczas których Iommi stał się klasykiem. I nie potrafię się na niego o to gniewać.

Data premiery: 2021
Kompozytor: Chris Maurice
Projekcja: dobra
Trwałość: też dobra, ale nie bardzo dobra

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: rum, marakuja, bergamota, geranium
Nuty serca: singapurska paczula, cynamon, skóra, bułgarska róża
Nuty bazy: karmel, wanilia, bób tonka, sandałowiec, labdanum, ambra, piżmo

* Cytaty, oczywiście, z utworu Black Sabbath „Time Machine” z płyty „Dehumanizer”
* Zdjęcia natomiast z przedsięwzięcia niesamowitego: spektaklu Birmingham Royal Ballet pod tytułem „Black Sabbath”. W spektaklu występuje Tomy Iommi we własnej, kultowej i idolskiej osobie. Oto plakat:

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

6 komentarzy o “Tony Iommi Monkey Special Xerjoff”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Serge Lutens Muscs Koublaï Khän

Pan Niechluj Z pewnym wahaniem wrzucam tu swoje odczucia związane z tym zapachem. Powód moich rozterek zapewne zrozumie każdy, kto przeczyta poniższy opis. Wielbicieli przepraszam

Czytaj więcej »

Serge Lutens Un Bois Vanille

Przepyszny przepych Un Bois Vanille to zapach, który naprawdę łatwo jest pokochać. Ale nie po testach nadgarstkowych. Otwarcie jest dość szczególne. Z jednej strony –

Czytaj więcej »