Nie wiem, jak wygląda Wasza relacja z aldehydami, ale moja jest burzliwa.
Lubię aldehydy, które coś udają: cynamonowy, kokosowy, brzoskwiniowy czy melonowy. Lubię zieloność vernaldehydu czy aldehydu C-8. Nawet anyżowy jest fajny, a lawendowy… też obleci. Choć nie pachnie lawendowo, ale może to i dobrze.
Za to te klasyczne aldehydy, które normalnie odbieramy jako takie… no aldehydowe, jak w Chanel No.5 czy ostatnio w Qmentis Missala… te lubię tylko czasami. Rzadko. Prawie wcale.
Sacred Scarab otwiera się aldehydami. Tymi aldehydami.
Jakże to? Święty Skarabeusz? Aldehydami?! Czy to aby nie jest obraza uczuć religijnych?!
Żeby zrozumieć Świętego Skarabeusza Sultana Pashy trzeba przedefiniować swoje podejście do klasyki. Odrzucić starożytne konotacje, poskromić swoje oczekiwania i otworzyć umysł. Bo Sacred Scarab nie sięga po skojarzenia oczywiste. Nie odtwarza atmosfery złotego wieku faraonów, lecz rekonstruuje złoty wiek europejskiego perfumiarstwa. Czasy, kiedy entuzjastyczni i zarazem niefrasobliwi europejscy archeologowie odkopywali ruiny łopatami, zalewali Karnak wodami Nilu i otwierali ostatnie nienaruszone sarkofagi.
Sacred Scarab mógłby powstać w pierwszych dekadach XX wieku. Stać na półkach perfumerii obok Rêve d’Or w wersji Pierre Armingeata, Quelques Fleurs czy (później) klasycznej Piątki Chanel. I mogłyby na tej półce stać długo i dumnie, bo w konfrontacji z potęgami schyłku XX wieku takimi jak Obsession czy Youth Dew perfumy Sultana Pashy też się bronią.
I, oczywiście, możemy stawiać sobie pytanie o to, czy warto wchodzić drugi raz do tej samej rzeki. Wracać do tego, co już było. I możemy na to pytanie udzielić dowolnej odpowiedzi, albo pozostawić tę kwestię otwartą.
Sacred Scarab to skarb dla miłośników perfumeryjnej klasyki. Perfumy inspirowane Egiptem tak samo, jak sztuka art deco w latach dwudziestych XX wieku. I to jest klucz do Skarabeusza.
Zacznijmy od początku.
Na początku był praocean.
Tak naprawdę to nie, ale analogia z potęgą praoceanu Nun i z bogiem Ra stwarzającym Szu i Tefnut jest bardzo atrakcyjna w kontekście tych perfum.
Pierwsze akordy uderzające w nozdrza i pobudzające ścieżki neuronalne naszych olśnionych mózgów to aldehydowy bóg powietrza i animalna, pierwotna bogini wilgoci. Para ta dominuje nad Niebem, w które wznosi się dym kadzideł i Ziemią, na której ludzie doznają rozkoszy i cierpienia. Cierpienia rzadziej – przynajmniej w tej opowieści.
Mamy więc w Skarabeuszu czystą, chłodną Nut – córkę Szu – pachnącą powietrzem, chłodem, dymnym kadzidłem i błękitnym jak niebiosa lotosem. I mamy Geba wraz z matką Tefnut pijących wino, jedzących słodkie suszone owoce, namaszczających swe ciała złocistymi żywicami.
Niebo i ziemia. Cały świat jest w tych perfumach.
Sacred Scarab rozwija się od świtu do zmierzchu. Od aldehydowego uderzenia chłodnego poranka, przez ciepły dzień wyzłocony żywicznym słońcem, po zmrok w kolorze czarnej ziemi pachnącej wilgocią i życiem.
Rzecz w tym, że tę piękną przypowieść o niebieskich przestrzeniach i ziemskich rozkoszach opowiada nam Sultan Pasha przewrotnie przebierając przywołane nazwą perfum bóstwa i skojarzenia w kostiumy z czasów, kiedy Europa zachłystnęła się Egiptem.
Mamy w Skarabeuszu echa kampanii egipskiej Napoleona, który własnie z Egiptu „przywiózł” swoją fascynację perfumami na bazie białych kwiatów. Te białe kwiaty brzmią w sercu tych perfum.
Mamy mszyste biblioteki i powściągliwie rozentuzjazmowanych gentlemanów rozprawiających o zapierającym dech bogactwie dalekiej cywilizacji.
Ale przede wszystkim, mamy paryską bohemę lat dwudziestych ubiegłego wieku zafascynowaną bogactwami odkrytymi w grobowcu Tutenchamona. Eleganckich Paryżan w kreacjach inspirowanych egzotyczną estetyką zza Morza Śródziemnego.
I nowoczesność też, bo przecież fascynacja starożytnością nie skłoniła nas (ani ich) do odrzucenia osiągnięć takich jak elektryczność, bieżąca woda czy obuwie, do którego nie wsypuje się piasek.
Sacred Scarab leży na skórze jak mityczny artefakt na złotej tacy.
Pachnie historią przefiltrowaną przez wspomninia i sentymenty. Odtwarza złoty wiek rozumiany jako mit kultury. Łączy złoty wiek cywilizacji – bo przecież nawet starożytni Grecy uważali Egipt za kulturę złotego wieku ludzkości – ze złotym wiekiem Europy wierzącej w to, że wojna skończyła się na dobre i nigdy nie wróci. Że teraz będzie przepięknie…
Sultan Pasha czerpie obficie ze wszystkich możliwych źródeł. Miesza inspiracje i konotacje. I tworzy w ten sposób opowieść ponadczasową.
Sacred Scarab to Nut w sukni od Ertego. Geb w oxfordach i złotym szalu. Ra używający perfum we flakonie z pompką i fascynujący się rosyjskim baletem. Wszystko to, co zachwyca nas w historii ludzkości. To, co wspominamy z sentymentem, choć nigdy tego nie doświadczyliśmy.
Teraz możemy.
Data premiery: 2022
Kompozytor: Sultan Pasha
Projekcja: w pierwszych dwóch, trzech kwadransach dobra; potem przyskórna
Trwałość: jak na te nuty i to, że jest to ekstrakt – no niespecjalna niestety. By nie rzec, że kiepska
Dla porządku wyjaśniam: recenzowałam wersję spirytusową extrait de parfum we flakonie 60 ml.
Rok po ekstrakcie premierę miała wersja attar.
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: aldehydy, cybet*, cytryna
Nuty serca: akord czerwonego wina, akord śliwkowy, akord niebieskiego lotosu
Nuty bazy: rodzynki, olibanum, mirra, galbanum, drewno cedrowe, jałowiec, wino, styraks, benzoin, mech dębowy, labdanum, piżmo*, bursztyn
*Nuty syntetyczne. Sacred Scarab nie zawiera składników odzwierzęcych.
2 komentarze o “Zoologist Sacred Scarab”
wiesz co, jedną z większych przyjemności czytania twoich recenzji jest to, jak czasem łapiesz dokładnie moje odczucia, tylko ubierasz je w słowa lepiej niż ja byłobym w stanie. Tak jak teraz <3
Ależ miło to przeczytać! I tak, często mam takie odczucie, że bardzo podobnie widzimy wiele spraw. Nie tylko perfumy.
W ogóle… Bardzo lubię Twoje komentarze. <3