Clive Christian Crab Apple Blossom


Nie jestem fanką marki Clive Christian. Nietrudno to zauważyć, bo dzisiejsza recenzja jest pierwszą tej marki na Sabbath of Senses.

Casus jest podobny, jak w przypadku The House of Creed, o którym wspominałam przy okazji premiery pierwszych kompozycji najnowszych perfum tej marki: Amber Universe. Nie do końca przekonuje mnie marketing marek po prostu luksusowych. Nie gardzę luksusem, drogimi materiałami, ekskluzywnymi składnikami i wyrafinowanym rzemiosłem. Przeciwnie – doceniam je. Ale marki, których istotą jest luksusowość i ekskluzywność wynikająca z tego, że pozwolić na zakup może sobie tylko nieliczna elita, to nie są marki kierujące swoją ofertę do klienta takiego jak ja. Bo dla mnie atrakcją jest luksus wynikający z unikatowości rozumianej jako wyjątkowość, oryginalność, wyrazistość, nawet trudność dzieła. Jednym słowem: niszowość. Cena jest drugorzędna. Jeśli produkt mnie zachwyci i jest naprawdę nieporównywalny z jakimkolwiek innym produktem, zapłacę nawet bardzo wysoką cenę. Ale jeśli nie jest – nie zapłacę.

Clive Christian to jedna z tych marek, w przypadku których wysoka cena jest zaletą – nie mankamentem. To segment, w którym klient kupując perfumy dostaje nie tylko zapach, ale też pewność, że „byle kto” nie będzie używał tych samych perfum. Na tej samej zasadzie Ferrari zawyża ceny swoich samochodów i ogranicza sprzedaż najbardziej ekskluzywnych modeli.

Trochę paradoksem jest więc to, że pierwszymi perfumami Clive Christan, jakie recenzuję na swoim blogu są perfumy opowiadające zapach czegoś tak (pozornie) zwyczajnego, jak kwiat dzikiej jabłoni. Ale mam do tego zapachu stosunek emocjonalny, bo dzikie jabłka – owoce jabłoni znanej jako jabłoń krabowa – to jeden z ulubionych smaków i aromatów mojego dzieciństwa. Nieporównywalny z niczym innym, matowy, subtelnie kwiatowy zapach niewielkich, różowawych jabłuszek. Smak z subtelnym odcieniem róży. Świeży, szlachetny, aksamitny. Pomimo upływu lat, wciąż żywy w mojej pamięci.

Jest w Crab Apple Blossom kwiat jabłoni. Jest też wiele innych zapachów.

Otwarcie to łagodny, ładny, cywilizowany blend nut cytrusowych i kwiatowych. Niedookreślonych i wcale niekoniecznie skupionych na jabłkowym kwitnieniu.
W akordzie cytrusowym najpierw wyczuwamy odrealnioną cytrynkę – żółciutką jak na postimpresjonistycznej martwej naturze. Po chwilach kilku(nastu) dostrzegamy bergamotę i mandarynkę wraz z zielonymi, mięsistymi listkami. I owoce, i listki brzmią jak bardzo ładne reprodukcje owoców i listków. Akord kwiatowy wybrzmiewa morelowo i wodnie zarazem.

Drugi istotny akcent to nuty morskie. Kamyki obmywane słoną wodą w kolorze najpiękniejszego błękitu. Bryza znad oceanu. Niebo – oczywiście także w kolorze najpiękniejszego błękitu. Pomimo klasycznej urody, akord morski jest bardziej wyrazisty i naturalny, niż sakura i hesperydy. To on buduje nastrój tej pachnącej opowieści. I to jemu Crab Apple Blossom zawdzięcza charakter.

Z czasem morski akcent zmienia charakter. Traci wilgoć i zaczyna brzmieć omszałymi otoczakami, może także wyrzuconymi na brzeg morza kawałkami drewna, które woda przerobiła na malownicze abstrakcje godne zaprezentowania w nowoczesnych galeriach.

I chyba ta odrealniona martwa natura: skamieniałe owoce, pokryte lśniącymi kryształami soli gałęzie wyglądające jak stworzenia z marynistycznych mitów, mech błękitny jak woda… To chyba najlepsza metafora dla tych perfum. Wcale nie banalnych.

Kompozycja jest złożona – podobno ze 151 składników – ale z wyczuciem. Kamila Lelakova nie popełniła grzechu nieumiarkowania. Przeciwnie – z premedytacją (jak mniemam) stworzyła perfumy brzmiące prosto, wręcz ascetycznie – szczególnie jak na cenę 2 000 za 50 ml. Wiem, że nieładnie wspominać o cenach, ale kontrast pomiędzy umiarkowaniem kompozycji a nieumiarkowaniem ceny jest najlepszym dowodem na to, że Clive Christian i Crab Apple Blossom to właśnie perfumy luksusowe. Bez ostentacji, bez prowokacji, bez przesady.

Nie zamierzam wchodzić w dywagacje, na temat tego, czy tak pojmowany luksus wart jest swojej ceny. Wart jest, jeśli ktoś decyduje się zapłacić.
Jeśli chodzi o samą kompozycję i perfumy, to wielce są udane i naprawdę wyobrażam sobie noszenie ich z przyjemnością. Ale czy na tle Aqua di Sale Profumum, Aqua Sextius Jul et Mad czy chociażby Wood Sage & Sea Salt Jo Malone są na tyle wyjątkowe, by usprawiedliwić 40 zł za mililitr? To każdy musi ocenić sam.

Ja uznałam, że Crab Apple Blossom warte są mszy recenzji. Dla mnie – niczego więcej. Ale to i tak dużo, jak na perfumy w tym klimacie.

Data premiery: 2020
Kompozytorka: Kamila Lelakova
Projekcja: elegancka
Trwałość: bardzo dobra

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: akord Citruswood, cytryna, kwiat jabłoni, mandarynka, morska bergamotka, yuzu
Nuty serca: akord mojito, kwiat moreli, lilia wodna, neroli, osmantus, zielony rabarbar
Nuty bazy: Driftwood, Kashmirwood, ambra, mech, piżmo, sandałowiec

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Yves Saint Laurent M7

. Siódmy wspaniały   M7 to siódmy męski zapach wypuszczony przez dom mody Yves Saint Laurenta. Tajemnicza nazwa okazuje się prosta do granic możliwości. Mnie

Czytaj więcej »