Isabey Fleur Nocturne

Dawno dawno temu… konkretnie wiek temu rozpoczęła się historia najpiękniejszych białokwiatowych perfum na świecie – w mojej, zupełnie nieskromnej opinii.

Przenieśmy się w lata dwudzieste XX wieku. Lata określane mianem Roaring twenties, Années folles, Goldene Zwanziger, a w Polsce Szalonych lat dwudziestych czyli epoki finansowej prosperity, gwałtownych zmian kulturowych, kwestionowania zastanych norm i (co za tym idzie) rozwoju sztuki nietuzinkowej, rewolucyjnej wręcz.

Isadora Duncan

Pierwsza wojna światowa była w kulturze katalizatorem zmian. Ekstremalne wyzwania obaliły wiele mitów dotyczących podziału klasowego, płci czy nawet rasy. Boom finansowy pozwolił ludziom pracującym na rozszerzenie wymiaru czasu wolnego i możliwości jego wypełnienia. Na szerokie wody wypłynęło kino, telewizja i sport. Lud zachwycał się kreowanymi przez media bohaterami: gwiazdami filmowymi, sportowymi herosami, muzykami grającymi muzykę rozrywkową. W Stanach Zjednoczonych szalał jazz, Europa zachłysnęła się egzotyką i tak zwanym Orientem czyli kulturą krain położonych na wschód od Europy. Biseksualna Isadora Duncan występowała na największych scenach przyodziana w grecką tunikę, boso i z rozpuszczonymi włosami – łamiąc wszelkie zasady tańca klasycznego – i odbywała szaleńcze przejażdżki sportowym Amilcarem CGSS (nie brzmi tak dobrze jak Bugatii, ale to był Amilcar). Również otwarcie biseksualna Josephine Baker tańczyła w spódniczce z bananów i przechadzała się po Polach Elizejskich z gepardem na łańcuszku.

Wyzwolona z gorsetu konserwatywnych norm ludzka kreatywność sięgała po środki wyrazu nie do pomyślenia w wiekach minionych. I jednym w przejawów tej rewolucyjnej kreatywności i wolności były nowe kierunki w perfumiarstwie. A także fakt, że po perfumy zaczęła sięgać klasa średnia – nie tylko najściślejsze finansowe elity. W artykule o przełomowych molekułach syntetycznych wyjaśniam, czemu było to możliwe.

5 marca roku 1924 powstaje Société Parisienne d’Essences Rares & de Parfums – marka, będąca uosobieniem tych wspaniałych, złotych, ryczących i szalonych lat: House of Isabey.

Założony przez barona Henriego Jamesa de Rothschild Dom Perfumeryjny Isabey zadebiutował na rynku sześcioma kompozycjami: Le Lys Noir, La Route d’Emeraude, L’Ambre de Carthage, Cyprus Celtic, Sir Gallahad i Jasmin of Isabey. Kilka miesięcy później powstają Bleu de Chine – perfumy, których nazwa nawiązuje do nasyconych barw chińskiej ceramiki i lazurytowych inkrustacji. Na premierę przyjdzie nam jednak poczekać do momentu, kiedy Julien Viard stworzy flakon dla tego arcydzieła.

Julien Viard, syn Clovisa Viard był rzeźbiarzem w szkle w drugim pokoleniu, a także malarzem oraz – last but not least – wraz z ojcem współwłaścicielem artystycznego zakładu szklarskiego produkującehgo, miedzy innymi, szkło Bacarrat oraz flakony dla najbardziej luksusowych marek perfumeryjnych. Stąd niepewność co do autorstwa niektórych zabytkowych flakonów niekoniecznie projektownych przez panów Viard, ale opatrzonych znakiem firmowym J. Viard lub J. Villard (jeśli projekt powstawał we współpracy z projektantem Lucienem Gaillard).

Nie ulega jednak wątpliwości, że za projektem widniejąego wyżej flakonu Bleu de Chine stoi Julien Viard osobiście.

W tym samym roku czeski artysta niemieckiego pochodzenia Ludwig Moser tworzy drugi flakon dla tych perfum. I ten własnie – produkowany w Karlovych Varach – kobaltowy flakon jest wzorcem dla współczesnej butelki Fleur Nocturne. Warto jeszcze zaznaczyć, że do moserowskiego projektu dla Fleur Nocturne marka wróciła relatywnie niedawno i wszyscy, którzy znają te perfumy z moich warsztatów, znają poprzedni flakonik w kształcie walca.

Dlaczego Fleur Nocturne, a nie Bleu de Chine, zapytacie. Ano dlatego, że nazwę Bleu de Chine podebrała i zastrzegła w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku marka Marc de la Morandiere. Trochę nie mamy pretensji, bo w tym okresie Isabey nie istniały na rynku (marka wróciła w wielkim styli w roku 2009), a trochę jednak nam głupio. Szczególnie, że Bleu de Chine Marc de la Morandiere to także gardeniowe perfumy.

Josephine Baker

Fleur Nocturne zachwycają od pierwszego wdechu. Wyrazisty, gęsty aromat gardenii dociążony zmysłowym jaśminem. Jaśminem bezkompromisowym i cielesnym, a jednak w złożeniu ze świetlistą gardenią brzmiącym… dobrze, niemal ładnie.
Białe kwiaty w najpiękniejszym, najbardziej kompletnym akordzie, jaki możemy sobie wymarzyć.

Drugim akordem, który decyduje o charakterze tej kompozycji jest kremowa, śmietankowa brzoskwinia kładąca się na skórze jak pocałunek.

Lekkości i blasku brzoskwiniowemu akordowi dodaje złocistość mandarynki. Mandarynka tym różni się od pomarańczy, że w perfumach zupełnie pozbawiona jest aspektów kwaśnych i – w złożeniu z cielesnym jaśminem – jest to najlepsza decyzja, jaką może podjąć kompozytor. Bo cielesny jaśmin niepięknie łączy się z kwaśnymi nutami.
Gdzieś w tle brzmi wanilia – niespożywcza, szlachetna i czysta – dająca śmietankowym nutkom puszystość bitej śmietany. Jeszcze głębiej, w olfaktorycznym mroku czai się paczula i nutki przyprawowe – ciepłe i nienatrętne.

Isadora Duncan

Perfumy to sztuka zmysłowa. Najbardziej zmysłowa ze zmysłowych sztuk.
Miękki, otulający aromat Fleur Nocturne posiada moc zmieniania rzeczywistości, zakrzywiania czasoprzestrzeni, rozpraszania światła. Spowici chmurą białego kwiecia przenosimy się w lata dwudzieste – nie te ryczące i szalone, lecz w lata pełne zbytku i możliwości.

Nie znam oryginalnych Bleu de Chine, ale rekonstrukcja Jeana Jacquesa w sposób doskonały łączy retro sznyt mięciutkich białych futer z nowoczesnym blaskiem elektrycznych świateł. Jest mostem między sentymentem dla przeszłości i otwarciem na przyszłość; między potrzebą bezpieczeństwa a odwagą.

Kremowość zapachu i czystość gardenii skontrastowana z cielesną bezkompromisowością jaśminu daje w efekcie perfumy zmysłowe i niewinne zarazem. Pachnące jak belle epoque. Jak nieskończone możliwości i nadzieja na przyszłość.

Isadora Duncan w obiektywie George'a Rinharta

Perfumy doskonałe nie istnieją. Nie w znaczeniu „dla każdego”. Ja jednak tak właśnie wyobrażam sobie idealne białe kwiaty. Zapach subtelny i zmysłowy; potężny i delikatny, złocisty i biały jednocześnie. Perfumy dla kobiety z klasą i wyzwolonej zarazem. Wszak to się nie powinno wykluczać. A jeśli ktoś tak myśli, to… niech powącha Fleur Nocturne.

Data premiery: 2009
Kompozytor: Jean Jacques
Projekcja: potężna. Nie żartuję, jeśli użyjecie zbyt obficie, zapach Was zadusi i nie powoli się cieszyć niuansami i delikatnością kompozycji
Trwałość: bardzo dobra, grubo powyżej doby. Przetrzymują prysznic, choć szorowania już nie.

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: brzoskwinia, kwiat brzoskiwini, mandarynka
Nuty serca: gardenia, jaśmin, magnolia
Nuty bazy: paczula, wanilia

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

4 komentarze o “Isabey Fleur Nocturne”

  1. pamiętam, że wąchałom je kiedyś na kimś, i bardzo mi się podobały. Uznaję recenzję za znak, że czas sprawdzić, czy czy będą mi się podobać na sobie.

    1. Tak, to jedyna dobra droga. Oczywiście. Na sobie, zawsze na sobie. Taki piękny, zbytkowny, artystyczny egoizm. 🙂
      Ja ciągle dumam nad kupnem flakonu, bo warsztatowa używka już mi wyszła do ostatniej kropli. A studentom muszę je pokazać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Womanity Thierry Mugler

. Pamiętacie recenzję Kadoty? Tę z wiewiórkami? Testując figowe perfumy Michaela Storera nie potrafiłam się oprzeć przekonaniu, że z czymś mi się kojarzą. Wiem, że

Czytaj więcej »