Jestem osobą okropnie roztrzepaną.
Służbowo – perfekcjonizm totalny. Zawsze mam wszystko dopięte na ostatni guzik i przemyślane do ostatniej sekundy. Do spraw prywatnych mam drugi mózg i jest on felerny. Skutkiem tego feleru, zwanego czasem neuroatypowością albo ADHD jest to, że pomiędzy mnóstwem pomysłów, które przychodzą mi do głowy, a ich realizacją następuje zazwyczaj seria niefortunnych… zakłóceń. Na przykład: wychodzę na zakupy, mój mózg zajmuje się swoimi sprawami, a na czynności bieżące wrzuca autopilota. Że „coś nie pykło” orientuję się dopiero jak skanuję kod w klubie sportowym. Porzuconych kaw i zagubionych drobiazgów nie zliczę. Zwykle się znajdują – w najbardziej niespodziewanych miejscach i momentach.
W ubiegłym tygodniu naszykowałam sobie próbki Fars i Mamluk Xerjoff do recenzji. Gdzie je sobie naszykowałam… okaże się kiedy je znajdę.
A wspominam o tym, bo ostatnie moje recenzje: Kawa Karda i Cocoa Kimya także były efektem przypadku. Planowałam recenzję „tego czarnego flakonu od Atelier des Ors” i zamówiłam sample… z czarnych flakonów Atelier des Ors. Rzecz w tym, że pierwotnie miałam na myśli Noir by Night, bo skusił mnie kawior w nutach.
Albowiem kawior w perfumach smaczny jest, o czym przekonuje nas na przykład Womanity.
Robię więc dziś krok wstecz – w rok 2022 i zapraszam Was na ucztę z kawioru i dymu.

Od pierwszego wdechu Noir by Night mój niepokorny mózg generuje z tuzin niespójnych komunikatów. Bo zapach jest bardzo oryginalny i jednocześnie wąchałam coś dosłownie identycznego. I chyba nawet to mam, ale nie używałam od lat. I chyba jest to Sandalwood Patchouli Rituals, ale nie wiem, gdzie tkwi flakon. Piękny flakon nota bene. Znajdę go.
Kompozycja jest bardzo prosta, a jednocześnie po kilku dosłownie sekundach z nosem przy skórze przestaje być prosta i mózg zaczyna rozkładać ją na warstwy jak książkę na stronice.

Najpierw wyczuwam zapach młodego, suchego cedru. Patyczkowy, drzewny, eteryczny. W drugiej linii sandałowiec. Równie suchy, równie blady. Z czasem dopiero nabierający krągłości i masy.
Po chwilce maluteńkiej zdaję sobie sprawę, że eteryczność i suchość nut drzewnych podciągnięta jest aromatami przyprawowymi, które napinają ten cedr jak strunę.
Po chwilce kolejnej pojawia się cieniutka, wiotka, smużka kadzidlanego dymu. Kadzidło, ale nie frankońskie, tylko drzewne, sypkie, szeleszczące. Palo santo, słodka sosna i gwajak. Coraz więcej gwajaku.
Podwędzany, słodkawy, kontrowersyjne urodziwy, niesamowicie charakterystyczny zapach olejku destylowanego parowo z drewna gwajakowego nie przykrywa suchego sandałowca, ale zmienia zupełnie charakter zapachu. Daje tej napiętej nutami przyprawowymi strunie barytonowe brzmienie. Koniecznie w tęsknej molowej tonacji.

I tu pojawia się kawior. Kawior pachnący słonym, mokrym kamieniem – tym różniącym się od wszystkich innych znanych mi mokrych kamieni w perfumach, że tu jego zapach jest ciepły. To nie jest kawior na lodzie podawany w kryształowych misach czy na srebrnych paterach. To jest kawior intymny. Zlizywany wprost z ciepłej dłoni. Zapach cielesny i organiczny. Dawkowany skąpo – impulsy nerwowe generowane przez te ekscytujące aromamolekuły wędrują do mózgu jak gaz w szampanie, wybuchają zachwytem i zdziwieniem i… gasną.
Tego kawioru jest tu odrobina. Jak gdyby czarodziejka Marie Salamagne chciała nam dać znak, że to strrrasznie drogi kawior i każda ekscytująca kuleczka jest na wagę złota. Tego we flakonie, albo jeszcze droższego.

I to jest chyba najbardziej ekscytujący etap rozwoju Noir by Night. Choć nie zatrzymujemy się tutaj.
Po godzinie, czasem dwóch zapach zaczyna nabierać pikanterii. Pojawia się czarny pieprz – doskonale eteryczny, doskonale pikantny i archetypicznie wręcz pieprzny. Wzmacnia on dymne akcenty gwajakowe i popielistość kadzidła. Sprawia, że kompozycja nie staje się miękka i krągła – nawet kiedy złagodzi ją chemia skóry. Choć… okrągła bywa – w partii kawiorowej.
W tle brzmi dymna, ziemista mate i subtelne nuty owocowe zawieszone gdzieś między śliwką a daktylem. Łagodna paczula i charakterystyczny aromat bazy dreamwood od Firmenich to najgłębsza, najpóźniejsza baza kompozycji. Najmniej ekscytująca, ale taka natura tej niesamowitej sztuki, że tuli się ją do skóry, ogrzewa, oswaja i zazwyczaj zapach zasypia cichutko i łagodnie. Noir by Night – perfumy, które wcale nie są czarne jak noc, tylko fascynujące jak rozgwieżdżone niebo.
Data premiery: 2022
Kompozytorka: Marie Salamagne
Projekcja: umiarkowana
Trwałość: niestety też umiarkowana. To chyba jedyne mankamenty tej kompozycji.
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: kadzidło, kolendra
Nuty serca: kawior, herbata mate, dreamwood
Nuty bazy: sandałowiec, gwajak, drzewo kaszmirowe (które nie istnieje)