Xerjoff Tony Iommi Deified


Pamiętacie moją recenzję Monkey Special?
Pisałam wówczas, że są to perfumy tworzone na kolanach. Są ikoną tworzoną z nabożną czcią dla geniusza muzyki i człowieka, ktry zmienił świat. Że są hołdem. I co? I oto kolejne perfumy stworzone przez Chrosa Maurice’a dla Tonego Iommi nazywają się Deified – ubóstwiony, czy jakoś tak wyniesiony na ołtarze.

Widać w tych kompozycjach uwielbienie twórcy dla… innego twórcy. To nie jest po prostu Black Sabbath. To jest Tony, który stał się bożyszczem.

No dobrze, skoro już sobie poklęczeliśmy, pora wziąć się do dzieła.

Dzieło tym razem jest jeszcze dziwniejsze, niż Monkey Special. Otwiera się przedziwną mieszanką szafranowej skóry, skórzastego papirusu i intrygująco pięknie brzydkim akordem owocowym. I ten właśnie akord owocowy stanowi o wyjątkowości Deified.

Cierpki akcent wcale nie brzmi jabłkiem. A już na pewno nie szarlotkowym jabłkiem z cynamonem, którego podświadomie oczekiwałam. Zapach ma raczej charakter niesłodkiej, cierpkiej aronii poddymionej jak suszona śliwka – z tych prawdziwie suszonych , twardych śliwek, których nasze mamy używały do ugotowania wigilijnego kompotu w czasach, kiedy nikt z nas nie poznał słodkich, tłuściutkich śliwek kalifornijskich.

Połączenie tego zapachu z wonią miękkiej skóry, mchem i przyczajoną w tym mchu paczulą daje efekt intrygujący. Choć niekoniecznie klasycznie ładny.


W miarę jak perfumy układają się na skórze, cierpkie akcenty owocowe wyparte zostają przez różę. Różą, z wyraźnie podbitym akcentem konfiturowo – bakhoorowym. Zapach jest gęsty, tłusty, z wyraźnym przechyłem w stronę cierpkiego, przypominającego gorzkie migdały posmaku (czy w tym przypadku raczej „pozapachu”) charakterystycznego dla wysokiej jakości różanych konfitur. Bez konfiturowej, uciążliwej słodyczy jednakże.


Paradoksalnie, ten niezwykły blend z jabłkiem i różą w nutach brzmi bardziej „sabbathowo”, niż pięknie gładkie Monkey Special.
Zapach jest ciężki, szorstki, katatoniczny jak brzmienie gitary Iommiego na pierwszym albumie Black Sabbath. Stymuluje, drażni wręcz, uwiera i zarazem zachwyca. Jest natrętny jak zakochany Lucyfer w N.I.B.
I niestety, jak zakochany Lucyfer w N.I.B. staje się z czasem zbyt… no zakochany. Różany. Zmysłowy i… normalny.

Ileż bym dała, żeby ten Lucyfer zapach wytrwał w byciu niezbyt dobrym, niezbyt ładnym i niezbyt grzecznym. Niestety, historia nazbyt znana z romantycznych opowieści powtarza się i tym razem. Bestia przemienia się w królewicza z bukietem róż; mroczna legenda kończy się happy endem wprost z Baśni tysiąca i jednej nocy.

Finał Deified to już podróż w orient. Bakhoorowa róża wyzłocona szafranem, podbita miękką, kaszmirową bazą.
Przyznaję, że Tony Iommi i Chris Maurice do końca trzymają fason i podróż odbywają w porządnych skórzanych kurtkach, ale po olśnieniu z pierwszej (powiedzmy) godziny ewolucji kompozycji zostaje wspomnienie i gęsia skórka.

Miałam chyba nadzieję na to, że Deified rozwinie się bardziej w stronę Black Cashmere z tą śliwką i skórą, ale wygrała róża. Nie jestem w przyjaznych stosunkach z różami, ale muszę oddać sprawiedliwość i kompozytorowi i samej nucie. Albowiem powiadam Wam, jest to róża nie tylko piękna, ale i charakterna. Mroczna, tajemnicza, trochę wampiryczna, jak w Black Aoud Montale – ale znacznie lepiej zagrana.

Po (wcale niedługim) namyśle stwierdzam, że umówiłabym się z tym Lucyferem w skórzanej kurtce. Choć po pocałowaniu zmienia się on w szejka z naręczem czerwonych jak krew, wyzłoconych szafranem róż.

Rzecz w tym, że po kolejnych dwóch, może trzech godzinach znikają i róże. Romans wychładza się, nabiera piżmowych podtonów i nasz olśniewający szejk okazuje się średnio olśniewającym, aptekarzem. Albo „aptekarzem”. No trudno. Oto Lucyfer na miarę… czasów.

Data premiery: 2024
Kompozytor: Chris Maurice
Projekcja: potężna
Trwałość: powyżej 20 godzin

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: szafran, cynamon, jabłko
Nuty serca: róża, skóra
Nuty bazy: papirus, paczula, mech, piżmo

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

2 komentarze o “Xerjoff Tony Iommi Deified”

  1. Co ciekawe Tommy napisał utwór pod tym samym tytułem na okoliczność premiery tego zapachu. Twój wpis czytam przy jego dźwiękach no i doskonale się to zgrywa. Uwaga – to już nie jest Tommy jakiego znamy z zamierzchłych czasów 😉

    1. O rany! Nie wiedziałam o tym i teraz też już słucham. Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz!
      Faktycznie, nie jest to Tony z Sabbathów, ale wciąż jest ciężar w tym graniu. I teledysk piękny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Marescialla Santa Maria Novella

. Ludzie lubią sensacje. Szczególnie lubują się w tragediach. Cudzych oczywiście. O Marescialli Santa Maria Novella pisze się, że to „perfumy kobiety spalonej na stosie”.

Czytaj więcej »