Pictura Fragrans Animal Epice

Lulua Perfumeria wprowadziła ostatnio do oferty markę Pictura Fragrans – w tłumaczeniu z łaciny „Malarstwo zapachów”. Jest to ciekawy i trochę dziwny amerykański projekt którego twórcy aspirują do „do przekroczenia konwencjonalnych granic bycia dostawcą doskonałych zapachów”.

Nasza ambicja rozciąga się na sferę terapii węchowej, w której jesteśmy pionierami perfum jako narzędzi terapeutycznych zaprojektowanych w celu wywołania określonych emocji i wspomnień.

Poza zwykłymi zapachami, naszym celem jest wykorzystanie głębokiego związku między zapachem a psychiką – zapewnienie komfortu, wywołanie przyjemnych wspomnień i pomoc w leczeniu emocjonalnym. Pictura Fragrans ucieleśnia kulminację życiowych wpływów – artystycznych, naukowych i humanitarnych. Pictura Fragrans wykracza poza bycie zwykłą firmą perfumeryjną; jest symfonią życiowych doświadczeń, odą do artystycznej nauki o zapachu i zobowiązaniem do poprawy życia poprzez potężny język zapachów.

I niby wszystko się zgadza: perfumy mogą poprawiać nastrój i przywoływać wspomnienia, ale sugerowanie, że perfumy Pictura Fragrans są narzędziami terapeutycznymi i zapewniają pomoc w leczeniu emocjonalnym niebezpiecznie trąci pseudomedycznym mambo dżambo. Bo używanie określeń terapia i leczenie w stosunku do produktu (nawet wysoce artystycznego) stosowanego bez porozumienia z terapeutą czy lekarzem to wchodzenie na bardzo niebezpieczny grunt.

I po prostu nie mogłam o tym nie wspomnieć. W imię zasad.

Flakoniki Pictura Fragrans są urocze. Proste, trochę retro buteleczki 50 ml robią wrażenie malutkich w zestawianiu z dużym, ciężkim korkiem z prawdziwego kamienia. Warto podkreślić, że każde perfumy mają tę nasadkę z innego kamienia – tak, żeby minerał pasował do kompozycji we flakoniku. Klimatyczne obrazki na prostych etykietkach świetnie korespondują z ogólną estetyką i przesłaniem. Naprawdę dobra robota!

Do recenzji wybrałam dwie kompozycje: najładniejszą i najnowszą. Zaczynamy od Animal Épicé, które podczas pobieżnych testów w perfumerii uznałam za śliczne.

Animal Epice są śliczne w ujęciu niszowym. Nie ciążą na nich grzechy perfum ślicznych banalnie: nadmierna słodycz, kwiatkowo-sratkowość czy wciągająca, syntetyczna puchatość. Kompozycja DL Jenkinsa jest niebanalna od pierwszej sekundy i chyba tylko ktoś o skrajnie porąbanym guście (czyli ja) może użyć w odniesieniu do tych perfum słowa „śliczne”. Zamierzam jednak trwać przy tej tezie, bo są to perfumy śliczne ślicznością naturalistyczną, mroczną nieco i bardzo ekscytującą.

Otwarcie jest niepokojąco, cieniście pikantne. Anyż z herbatą dają efekt przypominający zapach gorącego ebonitu. Piękny, niszowy, magiczny.
Hyraceum i nuty drzewne połączone z zapachem fermentowanych liści tytoniu tworzą efekt… futra. Ziemisty, metaforycznie animalny, tajemniczy. Kiedy w bazie pojawi się kakaowa paczula, futro nabiera barwy gorzkiej czekolady.

Życia i niesamowitego błysku dodaje kompozycji akcent, który z braku lepszego określenia nazwę cytrusowym. Żywiczny, cierpki zapach przypominający suche skórki cytrusów, elemi czy kamforę. A może wszystko powyższe w proporcjach dających efekt nasuwający skojarzenie z magiczną miksturą zmieszaną przez wiedźmę w pełnej suchych ziół ziemiance.

 

Oficjalny visual do zapachu

A gdzie zwierzę z tytułu utworu, zapytacie.
Jest i zwierzę: każda wiedźma musi mieć chowańca.

Wiedźma namalowana zapachem przez DL Jenkinsa ma kocura – chudego i zadziornego. Takiego, który większość życia spędza chodząc własnymi drogami i tylko czasem pojawia się przy swej ludzkiej towarzyszce. Przynosi jej wówczas truchła żab i kretów, a ona nalewa mu do miseczki czarnej jak jeżyny nalewki, która przedłuża życie.

No właśnie!
Z czasem zaczynamy odnajdywać w zapachu nietypową, leśną słodycz przypominającą jeżyny. Nuta jest dyskretna, atramentowa i bardzo atrakcyjna. Niszowo atrakcyjna, oczywiście.

Animal Epice to perfumy magiczne. Ich zapach jest pierwotny i nowoczesny zarazem – warząca swe magiczne dekokty wiedźma jest nie tylko mądra, ale też edukowana. Alchemicznymi sposobami odkryła tajemnice zwykłym czarownicom nieznane. Pod kraciastym pledem skrywa nienagannie skrojony męski strój. A ziemianka? Ziemianka to część starannie przemyślanego wizerunku odwracającego uwagę od jej prawdziwej tożsamości, którą jest…

No chyba żartujecie! Oczywiście, że nikomu nie zdradzę, kim jest Wiedźma.

Data premiery: 2023
Kompozytor: DL Jenkins
Koncentracja: ekstrakt
Projekcja: normalna. Ani dziko szeroka, ani nieśmiało przyskórna
Trwałość: I tu, przy okazji trwałości wspomnę o tym, o czym rzadko piszę, ale dotyczy to wielu niezależnych marek tworzonych lub współtworzonych przez perfumiarzy – samouków. W warstwie technicznej kompozycji da się wyczuć spontaniczność blendu… Nie wiem, jak to delikatnie określić, ale charakterystyczną cechą perfum tworzonych przez entuzjastycznych i utalentowanych niezależnych perfumiarzy jest często brak kontroli nad rozwojem kompozycji. Spora moc w otwarciu i szybkie, czasem bardzo wyraźne przygasanie zapachu na dalszym etapie rozwoju. Kompozycjom Pictura Fragrans także to doskwiera, ale nie uznaję tego za mankament skreślający markę czy perfumy. Nauczyłam się cieszyć świeżością wizji niezależnych twórców. Nie podkreślam tego i nie czynię z tego zarzutu. Każde podejście do tworzenia sztuki ma swoje zalety oraz wady i w przypadku niezależnych twórców unikalność, kreatywność i odwaga są zaletami decydującymi.

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: pieprz, anyż, estragon
Nuty serca: czarna herbata, szafran, akord Forrest Animal
Nuty bazy: ciemne drewno, piżmo, tytoń

Korek: 100% kwarc

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

1 komentarz do “Pictura Fragrans Animal Epice”

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Nur SoOud

 Nur, czyli światło Pierwsze wrażenie: przyjemne, europejskie cytrusy, świeża zieloność i subtelna, owocowa słodycz. Ładnie. Drugie wrażenie: delikatna, łagodna nutka kwiatowa i jasne nutki drzewne.

Czytaj więcej »

Floraiku Sound of a Richochet

Czerwona ważka
pod płonącym niebem
dźwięk rykoszetu

Tym razem wolę wersję angielską. Nie ze względu na wady tłumaczenia – tłumaczenie jest dobre. Raczej ze względu na ułomność języka; na konotację słowa „dźwięk”.

Czytaj więcej »