Z pewnym opóźnieniem recenzuję najnowszą propozycję Marki Ramon Molvizar – niewielki flakonik gości u mnie już od paru miesięcy, ale jakoś nie było mi z nim dotychczas po drodze.
Sam pomysł rozszerzenia oferty marki o flakoniki pojemności 25 mililitrów uważam za świetny. Nie tylko dlatego, że cena jest wówczas przystępniejsza dla kieszeni, ale też dlatego, że perfumy Ramon Molvizar mają bardziej niż przyzwoitą koncentrację i moc, więc 25 ml jest dla człowieka posiadającego więcej niż parę flakonów rozwiązaniem idealnym. Szczególnie, że prosty, smukły flakon wykonany jest równie starannie, jak duże pojemności: czyste, idealnie przejrzyste szkło bez najdrobniejszych nawet niedoskonałości, świetnej jakości atomizer i idealnie dopasowany korek. Pływające wewnątrz płatki białego złota to (z mojego punktu widzenia) ładny, lecz zbędny dodatek. Obawiałam się nieco, że ówdodatek może okazać się kłopotliwy i zapchać atomizer, ale na razie, po kilku aplikacjach wszystko działa idealnie.
Mam nadzieję, że pozostałe zapachy marki też pojawią się z małych pojemnościach.
***
Testowany na bloterze Pure White Goldskin robi wrażenie kwiatowego świeżaka. I właściwie niczego więcej. Na skórze… To zupełnie inna historia.
Biało – złota dziewica
Już pierwszy akord jest doznaniem niezwykłym: ciepły, subtelnie słodki, bazujący na owocowym aromacie osmantusa i przypominającym Battito d’Ali Profumum Roma kwiecie pomarańczy, akord kwiatowy skontrastowany został z chłodnym, przestrzennym akcentem ozonowym.
W efekcie otrzymujemy bukiet jasnych kwiatów pod szklanym kloszem: nasz umysł podświadomie nastawia się na aromat ciepły i miękki, po czym rozbija się o chłodną ścianę ozonu.
Po chwili zaczynam dostrzegać rysy na szkle. Jak gdyby ktoś przede mną usiłował nieskutecznie stłuc klosz oddzielający mnie od bezpiecznego, dobrze znanego kwiatowego ciepła.
Jasne, kosmetyczne piżmo daje zapachowi niezwykłą czystość, lecz zarazem tworzy pewien dysonans. Jak gdybyśmy usłyszeli dźwięk towarzyszący przesuwaniu palcem po dokładnie odtłuszczonym szkle. I paradoksalnie – to drobne zaburzenie harmonii czyni zapach ciekawszym bardziej żywym.
Już sam opisany wyżej kontrast ciepło – zimno mógłby „obronić” kompozycję. Ale nie przede mną. Mnie przekonuje dopiero kolejna nuta. Kadzidło.
Chłodne, jasne, metafizyczne, bezcielesne… kadzidło pachnące jak czysta świętość. Złożone z ozonem przypominającym Rain Demeter i jasnymi kwiatami nieodparcie kojarzy mi się ze sceną, w której świetlisty anioł śmierci i zmartwychwstania przybywa na ziemię, by młodziutkiej, niewinnej dziewczynie złożyć propozycję będącą największym błogosławieństwem i przekleństwem zarazem. A ona przyjmuje ją, bo nie przychodzi jej do głowy, że mogłaby mieć własne plany na życie i szczęście, bo zna tylko posłuszeństwo…
To jedno z piękniejszych kadzideł w perfumach. Lecz same perfumy nie są idealne.
Wspomniane wcześniej „rysy na szkle” – wprowadzane najpierw przez akcent piżmowy, a potem cierpkość dzikiej róży olfaktoryczne zgrzyty oraz przejmujący chłód ozonu powodują, że Pure White Goldskin zdaje się na skórze nieco obcy.
Po kilku godzinach, kiedy poszczególne nuty stopią się ze sobą, zleją w jeden przestrzenny akord – zapach staje się łatwiejszy i w szczególny sposób ładny. Chłodne kwiaty rozświetlone akordem ozonowo – piżmowo – kadzidlanym. Jest jednak w tym zestawieniu coś nieludzkiego: świetlistość i chłód kojarzące się niecieleśnie, obco. I ta obcość mnie osobiście przerasta.
Bo o ile złożenie mistycznego, niebiańskiego kadzidła z delikatnymi kwiatami i chłodem ozonu urzekało mnie w momencie kiedy każda z warstw, czy raczej stref zapachu stanowiła osobny element opowieści, o tyle zespolone w jednolity akord wydają mi się nieco upiorne. Jak gdyby rozmodlona dziewica i świetlisty archanioł zlali się w jeden obraz, jedno doznanie, jedno ciało – onieśmielająco piękną lecz bezduszną skorupę człowieka.
Dla poszukiwaczy chłodnych zapachów, dla miłośników piękna wyniosłego – Pure White Goldskin może okazać się prawdziwym objawieniem. Dla osób wybierających kompozycje ciepłe będzie trudny w odbiorze. Ale poznać warto. Jak zawsze. 🙂
Data powstania: 2012
Twórca: Ramon Bejar
Trwałość: powyżej 12 godzin
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: kwiat pomarańczy, ozon, osmanthus
Nuty serca: ambra, wanilia, owoc róży
Nuty bazy: wetiwer, piżmo, nuty drzewne, kadzidło
Źródła ilustracji:
- Autorem użytego jako tytułowa ilustracja obrazu pod tytułem „Madonna” jest Giovanni Battista Salvi znany jako Il Sassoferrato – siedemnastowieczny rzymski malarz specjalizujący się w madonnach właśnie.
- Zdjęcie drugie pochodzi z bloga: ill seen ill said.
- „Madonna” z drugiego obrazu znów autorstwa Il Sassoferrato.
- Scenę zwiastowania anielskiego namalował Guido di Pietro da Mugello znany jako Jan z Fiesole albo Fra Angelico – mnich, malarz, błogosławiony Kościoła katolickiego żyjący na przełomie XIV i XV wieku we Włoszech.
- Martwa natura pod szklanym kloszem stanowiąca piątą ilustrację tekstu pochodzi zx (aktualnej) oferty galerii Armonia: www.armonia.pl.
- Zdjęcie szóste pochodzi z galerii fotografii użytkowniczki darkangel1980 na serwisie Deviantart.
16 komentarzy o “Pure White Goldskin Ramon Molvizar”
Opis kojarzy mi się z Królową Śniegu- piękną lecz wyniosłą i zimną 🙂
Fantastyczne skojarzenie! To prawda, jest tam i kobiecość i piękno, i zimno. Różnicę robi ta wyniosłość. Nie czuję jej. Ale skojarzenie świetne.
Zna się te bajki, co nie 😉
Znać znają wszyscy. Trzeba umieć wyłowić z tej wiedzy właściwy okruch. 🙂
🙂
Pure White Goldskin brzmi dla mnie zachęcająco – kusząco, niczym chłodna dama, a w środku moc energii!
Cieszę się, ze udało mi się Cię zachęcić. Bo to dobra kompozycja., naprawdę. Ja po prostu nie potrafię nosić zimnych zapachów. Ani kwiatów zwykle. Ale starałam się opowiedzieć o zapachu, nie o swoich ograniczeniach. 😉
Dla mnie z kolei nie ma zapachów zbyt zimnych – zawsze czuję niedosyt, a najczęściej wychodzą (nie wiem, co jest z moją skórą) niechciane iryski/krówki, często przypalone
Ju, a znasz Chaos Donny Karan? Tę nową wersję. Jest zimna jak kosmos. i piękna. Tylko zimna…
Mimo, ze jestem jedną z tych "ciepłolubnych" to jednak Twój opis bardzo przemówił do mojej wyobraźni! Jak zwykle mistrzowsko operujesz słowem 🙂 Można by zrobić z tego dobry film lub jeszcze lepszą książkę! A zapach mimo tej obcości i chłodu zdecydowanie rozpala wyobraźnię.
Dziękuję Kat. Tez jestem ciepłolubna, ale doceniam koncept tej kompozycji. I na wyobraźnię działa i mnie – jak widać. 🙂
Bardzo ciekawi mnie ten zapach 🙂 Zwłaszcza po przeczytaniu Twojego pięknego opisu. Na ogół sięgam po ciepłe zapachy, ale coś w tych zimnych, ozonowych mnie pociąga – może nie na co dzień, ale jednak.
Też należe do miłośników zapachów ciepłych, To jedna z najważniejszych cech sprawiających, ze bobrze się w danych perfumach czuję. Ale doceniam i te, które nie należą do mojej "strefy komfortu".
jestem ciekawa tych zapachów ♥
Wiko, mam opóźnienia spowodowane powracającą chorobą, ale wkrótce umożliwię komus poznanie większości zapachów Ramon Molvizar. Tylko jeszcze się troszkę zbiorę…
Pękna recenzja i zapach też wydaje się z niej piękny.
Parafrazując wstęp: z pewnym późnieniem komentuję recenzję:) Troche mi zajęło przekonanie sie do zapachów Molvisara. Raz, że w wynikiem fuksa wylosowałam komplet próbek, dwa że testowałam jej na przestrzeni roku czasu i od uczuć chłodnych/ negatywnych wyewoluowało to do całkiem pozytywnych. Zapachy te są u mnie w kategorii eleganckie- noszalne, budujące pewien dystans. Kojarzą mi się z damską marynarką, niby można jej użyć różnie w stylizacji ale jednak zawsze jest to element nieco formalny. Dlatego molvisarowe dzieła idealnie kojarzą mi się z biurem, pracą i wszelkimi oficjalnymi sytuacjami zawodowymi. Oriental Goldskin zakładałam na rozmowy o pracę :). Im dalej w las tym bardziej odczuwam potrzebę posiadana przedstawiciela takiej właśnie kategorii w perfumowej garderobie. Jedyny szkopuł tkwi w cenie, tak jak z ubraniami tak z perfumami puki co nie jestem jeszcze na tym etapie by chcieć/móc inwestować tyle pieniędzy w marynarkę.
Chciałam poprosić o zdjęcie flakonika ale już sobie sama znalazłam na stronie dystrybutora 😀 uroczy maluch.