Zapach przez wielkie Z czyli Zuzanna Wyszyńska o Scent Theo Fennell

Zdarza Wam się czasem przeczytać recenzję i pomyśleć: tak! Muszę to poznać!

Dziś przedstawiam Wam opowieść, która zrobiła na mnie takie właśnie wrażenie.

Zacznę od kilku słów wprowadzenia.

SoS dorobiło się grupy na Facebooku. Miejsce jest absolutnie przyjazne, wyluzowane i bezstresowe. Naszą naczelną zasadą jest bycie miłymi dla ludzi i to w sumie cały regulamin. I działa!

Na grupie pojawiają się watki na wszelkie możliwe tematy – głównie związane z perfumami, ale w sumie nie tylko, bo ostatnio rozmawiamy o tym, co nas ominęło z okazji pandemii.

Parę dni temu na grupie SoS (nieoficjalna nazwa: Zmysłowe Pogawędki o Perfumach 😀) pojawił się wątek o perfumach Scent Teo Fennel. Autorka wątku – Zuzanna Wyszyńska dorzuciła do pieca taaaakim tekstem, że po prostu zapytałam, czy mogę go ukraść na bloga.

I oto on. Tekst. Recenzja. Obraz. Zachwyt.

Zdjęcie autorstwa Zuzanny

No powiedzcie, że nie jest dziewczyna wspaniała? <3

Lubicie brudne, różane szypry? I do tego tanie?

Nowe retro – szyli Scent wg Theo Fennell

Zapach nie dla początkujących i nie dla dla osób które nie mają obycia z
zapachami z lat 80 i 90. Nisza również nie przygotuje do tego
przeżycia. No, bo jak ja czytam, że Civet Zoologista jest trudny i
zwierzęcy… . A to taki poprawny przyjemniaczek bez krzty kontrowersji.

Podobnej wagi
jest Montecristo Masque Milano – jakbym miała wybrać zapach łatwy
do przetestowania.

Aby zrozumieć i
pokochać Scent, trzeba się cofnąć do lat 80 i 90 i przypomnieć
sobie, jak pachniały damskie perfumy (przepaść pomiędzy wczoraj a
dzisiaj jest porażająca). Królowały różane szypry z brudną bazą, często o
orientalnym sznycie, a perfumy pachniały jak perfumy i miały
trójstopniową konstrukcję.

Scent to kolejny w serii po Donna
Trussardi (1994 – brązowy płyn), Animale Animale (zielono fioletowe
opakowanie) i bliżej nieznany ale przepiękny Sinan Jean-Marc Sinan.

Scent jest nową interpretacją tego motywu. Fragrantica jednak milczy o
najważniejszych składnikach – brudnym piżmie (takiej wagi jak Muscs Koublai Khan), kastoreum i cybecie. Warto to wziąć pod uwagę planując
zakup w ciemno.

Scent jest przede wszystkim brudny i zwierzęcy –
zwłaszcza przez pierwsze 20 min, zanim ułoży się na skórze. Kakofonia
kwiatów (z dominującą różą i wyczuwalnym kwiatem pomarańczy), szafran i
kminek (tak do tego piżma jeszcze to dołożyli) powoduje mocne wrażenia. Na szczęście ja czuję głównie nieco kwaśne wino (jak Youth Dew, a nie pot
lub gorzej).

Gdy zapach się uspokoi, robi się pięknie: ciepła, mocna
róża z kwiatem pomarańczy, cynamon, szafran, nieco kamforowa paczula i
to piżmo nie dają o sobie zapomnieć. Ciężaru i ciepła dodaje benzoes i
słodki sandałowiec.

Zapach jest gęsty i złocisty, stapia się ze skórą. W
bazie głównie już uspokojone piżmo ze wspomnieniem róży i sandałowca.

Oceniałam wersję edp – bywa ona w Tkmaxxach. Na pewno warto poznać, bo
jednak pięć gwiazdek w rankingu Luki Turina do czegoś zobowiązuje.

O Autorce:

Zuzanna Wyszyńska
Z zapachami od zawsze. Zamiast krwi perfumy. Odkurza stare dzieła i odkrywa te nowe, niedocenione, które nie zdołały się przebić do masowej świadomości.
Bez ograniczeń i podziałów na niszę, półkę czy podgatunki – jedyne kryteria podziału to tropienie wybitnych kompozycji po wiodącej nucie…

Ulubiony zapach: Bohea Boheme Mona di Orio

Ulubiony twórca: Christopher Sheldrake

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

2 komentarze o “Zapach przez wielkie Z czyli Zuzanna Wyszyńska o Scent Theo Fennell”

    1. Klaudia Heintze

      Zuzanna pieknie pisze o perfumach i jest w ogóle szalenie zajmującą osobą. I cieszę się, że się u mnie pojawiła.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy