Zimny pot - Imperial Wesker


Dziś bez wstępów, bo trzecie perfumy Wesker, które recenzuję postawiły mnie na baczność wiele godzin temu i wciąż tak stoję. 😮


Imperial na skórze zachowuje się jak Deviant. Pewny siebie wkracza na scenę tupiąc i nie pozostawia żadnych wątpliwości, co do tego, że jest niezwykły.

Koniczyna rozbłyskuje świeżą zielenią przez chwilę ledwie i tonie w miodowej słodyczy lipy. Aromat staje się ciepły, lepki, słoneczny.

Ale to przecież nie może być takie łatwe i takie ładne, czyż nie?



Pod słodką lipą pulsuje jaśmin. Przyczajony jak zwierzę, które nie lubi ludzi. Gorzki. Piękny.

I kiedy wydaje się, że więcej kwiatów nie zmieści się w przestrzeni ograniczonej zapachem - pod tą koniczyną i pod lipą i pod tym jaśminowym zwierzem - dostrzegamy mimozę - cudnie spokojną; i fiołka, który brzmi niewinnie, jak gdyby zupełnie nie zdawał sobie sprawy, z jakimi olfaktorycznymi tytanami się mierzy.

I ten niewinny, nieświadomy niczego fiołek ostatecznie wygra tę rywalizację, ale zanim to się stanie - przestanie być niewinny.


W ciągu godziny balans kompozycji zmienia się diametralnie. Słodkie otwarcie znika jak sen złoty i Imperial stają się gorzkie jak władza.

Przedziwny, niepokojący akord, który nie brzmi jak gorące żelazo przesuwa tę kwiatową bombę w rejony jakiegoś dziwnego performance. Kwiaty pachną ostro, jak gdyby wykonano je ze szkła, albo żywicy epoksydowej. Zieleń barwi się kobaltem i pochmurnieje, kiedy próbujemy się jej przyjrzeć.

A baza... baza szura.
Podstawa kompozycji brzmi, jak gdyby ciągnęła się za człowiekiem trąc po ziemi i stawiając bierny opór.

Nowy zamsz, papier, wykrochmalona pościel, impregnowany ortalion - szelest, szuranie, szept materii. Pod tymi słodko gorzkimi kwiatami utopionymi w zieleni.


Imperial to dziwak prawdziwy. Kompozycja z jednej strony bogata, duszna i ciężka. Z drugiej ascetyczna, niewygodna i sztywna jak wykrochmalony na dechę kołnierz. Czysta, wręcz mydlana i... oblana zimnym potem. Intrygująca i obca, jak bańka mydlana, która w kontakcie ze skorą robi "pyk" i zostawia po sobie mokry ślad i dziwnie ładny (ale bardziej dziwny, niż ładny) zapach.

Perfumy są gęste i zostawiają na skórze tłusty film, ale nasze zmysły nie przyjmują tego do wiadomości. Podświadomość tworzy miraże pełne baniek mydlanych lśniących jak setki oczu i szklanych kwiatów kwitnących wiśniową krwią.

Boję się myśleć, co imperialnego jest w tych metaforach...


Data premiery: 2020
Koncentracja: Extrait de Parfum (ekstrakt perfum)
Projekcja: potężna
Trwałość: nieskończona

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: wiśnia, koniczyna, kwiat lipy, jaśmin
Nuty serca: gorące żelazo, fiołek, mimoza, konwalia
Nuty bazy: migdały, papier, kwiat bawełny, zamsz, białe piżmo

Komentarze

  1. Miód, jaśmin, mydło i pot to nie może być ładne i przyjemne ...nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przynajmniej nie można powiedzieć, ze banalne albo nijakie albo nudne. Jeśli mój najmniej ulubiony zapach marki jest tak wyrazisty, to w sumie i tak dobrze o niej świadczy.

      Usuń
  2. Pewnie to trochę krzywdzące, ale zapach skojarzył mi się z Harkonnenem. Jako dziecko uroczy a skończył...jak skończył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo jakie piękne skojarzenie.
      Swoją droga w nowej adaptacji Bestia Rabban jest super. Czekam na Feyda Rauthę. <3

      Usuń
  3. daję słowo, że fejsuniowy komentarz o żelazie napisałom, zanim przeczytałom recenzję :D
    a brzmi... ojej, jak to brzmi. Trzeba się będzie z tym tyranem koniecznie zaznajomić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyran! Tak! To jest to określenie, którego szukałam. Tyran w aksamitach.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty