O swoich perypetiach z testowaniem perfum marki Richouli pisałam pod koniec roku 2021, kiedy debiutowały one w perfumerii Quality. Od tego czasu moje blogowanie miało czkawkę, ale skoro już mu przeszło, to wrócę do marki.
Richouli to nie są perfumy niszowe w znaczeniu dziwne i nie są to też kompozycje szczególnie rewolucyjne. Ale są dobre. Wyważone, krągłe, wygodne. I zarazem przystępne cenowo i przyzwoitej jakości. Czegóż chcieć więcej?
Arabia spędziła ze mną dwa dni i nosiłam te perfumy z prawdziwą przyjemnością – pomimo upodobania do zapachowych monstrów, z którego jestem znana. Tak, jak i w przypadku Czarnego Figowca Houbigant, nie jest to nowość, ale ponieważ przeszła właściwie bez echa w perfumeryjnym światku, słów kilka jej poświęcę.
Opis zapachu serwowany nam przez markę nawiązuje do jedwabnego szlaku i arabskich karawan. I tak, jak w recenzowanych niedawno Eau Pearfumee au The Noir Bvlgari czułam karawany i szlak i nawet wielbłądy, tak tu… nie bardzo.
Arabia pachnie Arabią. Arabią archetypiczną, mityczną wręcz – legendą o krainie miodem i przyprawami płynącej, gorącej, różą pachnącej.
Klasyczna, orientalna piramida nut brzmi w tej kompozycji, jak wypaczona przez falujące w upale powietrze.
Żywiczny szczyt kompozycji przez pierwsze kilka chwil zdaje się dotykać nut cytrusowych, rychło jednak zaczynamy rozumieć, ze to złote elemi – wilgotne i świeże rozdmuchane dodatkowo nutami przyprawowymi.
Róża do niemożliwości podkręcona geranium pachnie, jak różana Amazonka – i nie mam na myśli rzeki. Geraniol jest prominentnym elementem spektrum zapachowego róży i często używa się olejku z geranium dla podbicia tej nuty. Tu jednak użyto go nie dla podkreślenia kwiatowego aromatu, lecz dla nadania mu ostrości i błysku.
Korzenne serce doskonale koresponduje z syczuańską żywicznością otwarcia i geraniową ostrością akordu różanego. Charakter daje mu obswrwująca nas zza różanej kotary czarnooka Lukrecja. Pani, której prawie nikt nie lubi, choć jest to wielce interesująca indywidualność.
Trzecim (a właściwie już czwartym) zabiegiem sprawiającym, że nie jest Arabia orientem jednym z wielu jest zastąpienie klasycznaj waniliowej, miękkiej bazy akordem paczulowym dociążonym charakterystyczną, niejednoznaczną ziemistością nagarmothy.
I oto zamiast kiczowatej i nijakiej opowiastki o Arabii – do jakich przyzwyczaiły nas niektóre luksusowe marki – dostaliśmy legendę, do której wraca się bez znużenia i z przyjemnością.
I napiszę raz jeszcze to, od czego zaczęłam. Nosi się te perfumy bardzo przyjemnie. Są wystarczająco klasycznie urodziwe, by mózg się na nich nie koncentrował, a otoczenie przyjmowało je jako „ładne perfumy”; a zarazem wszystkie te arabeski sprawiają, że odczuwamy… ekscytację? Bo cieszą mnie „smaczki”, na które zwracam uwagę tylko ja.
A kiedy zasnęłam z Arabią na skórze, rano powitał mnie subtelny zapach miodowej róży. Idealnie.
Data premiery: 2022
Projekcja: bardzo dobra
Trwałość: bardzo poprawna. Zapach przetrwa całą imprezę, nawet do późnej nocy, ale rankiem nie próbuje z nami zamieszkać. 😉
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: elemi, czarny pieprz
Nuty serca: drewno kaszmirowe, geranium, lukrecja, róża
Nuty bazy: gwajak, miód, cypriol (nagarmotha), paczula