Na wizytę w tej osławionej perfumerii i przyległym do niej muzeum czekałam jak dziecko na Gwiazdkę. Kiedy w końcu stanęłam u progu tego przybytku sztuki i luksusu, czułam się jak lis przed wizytą w kurniku. Miałam wielkie plany i, jak widać na zdjęciu, zacierałam łapki na nowe flakoniki, które zamierzałam nabyć.
O, tak zacierałam łapki |
Zacznę od lokalizacji. Opisywane przeze mnie wcześniej perfumerie (oraz ta, którą opiszę w kolejnej części Pachnącej Barcelony) to perfumerie raczej klimatyczne. Pomimo luksusowej często, unikalnej oferty i fantastycznej obsługi – są to miejsca stawiające na magię, intymność, osobisty kontakt z klientem. I zlokalizowane raczej w bocznych, wąskich uliczkach.
Regia rozparła się na jednej z najbardziej eleganckich ulic Barcelony, kilka kroków od osławionego Casa Batlo – jednego ze sztandarowych projektów Antonio Gaudiego, o którym szerzej pisałam w części poświęconej architekturze sakralnej Barcelony: KLIK
W eleganckiej witrynie prawdziwe wspaniałości.
Mnie osobiście urzekł pomysł umieszczenia w oknie wystawowym nosów uwięzionych w klatkach dla ptaków. Choć ja w te klatki wsadziłabym flakony perfum: bo perfumy są żywe, bo pragną wydostać się z klatki – flakonu, bo ich pieśni są przejmujące i zachwycające jak śpiew ptaków. Albo krzyk ptaków – choć Regia stawia raczej na te śpiewające. 🙂
Lokal Regii jest obszerny, podzielony na część perfumeryjną i pielęgnacyjną. Oferta… ogłuszająco bogata., choć niekompletna często – o czym za chwilkę.
Na półkach znajdziemy głównie niszę elegancką, lecz także na przykład limitowane, ekskluzywne serie marek selektywnych. Na przykład Gems Collection Bvlgari, którą uważam za doskonałą.
I teraz przechodzimy do mankamentów.
Po pierwsze obsługa jest mało komunikatywna i średnio włada angielskim, co w takim punkcie turystycznego miasta jest raczej zaskakujące. Po drugie nie bardzo ma pojęcie, co sprzedaje. Pytania o pozostałe zapachy marki czy serii budzą zdziwienie. Że jakże to? Jest coś więcej? Pytania o nuty zbywane są wzruszeniem ramion – nie wiem, proszę powąchać i w ogóle najlepiej dać mi spokój. I ja doceniam możliwość powąchania, chętnie to robię i w ogóle po to przyszłam, ale do licha – nie jestem w stanie powąchać wszystkiego, co macie.
Sprawa druga – zdjęć z samej perfumerii jest niewiele, bo ich obróbka to
udręka. Na półkach pełno krzu i paproszków. Flakony poprzestawiane i
popalcowane. Ewidentnie trafiłam na dzień, w którym właścicieli nie było
na miejscu. Może byli na urlopie, bo kurz robił wrażenie kilkudniowego
co najmniej.
Zdjęcie obrobione |
Zdjęcie obrobione mniej
Testery Olibere poznajdowałam sobie i poustawiałam samodzielnie |
Ale przecież nie przyszliśmy wyłącznie do perfumerii, prawda? Przed nami MUZEUM!
Po pierwsze i najważniejsze – to nie jest muzeum.
To nie jest muzeum w kanonicznym znaczeniu tego słowa. To bogaty zbiór eksponatów zgromadzony w jednym pomieszczeniu.
Muzeum powinno pełnić funkcję edukacyjną lub przynajmniej informacyjną. Eksponaty winny w nim być wyeksponowane z sposób przemyślany lub przynajmniej zorganizowany. Opatrzone symboliczną choć, szczątkową informacją. Tu nic takiego się nie dzieje.
Przebogata, imponująca kolekcja właścicieli perfumerii Regia nosi pewne znamiona „muzealności” polegające na wyrywkowych i raczej sporadycznych próbach uporządkowania zbioru, jednak aby próby te miały większy sens brakło systematyczności, uporu i po prostu fury pracy.
Poszukując ukrytego w głębi perfumerii muzeum przechodzimy przez dość zaniedbany korytarzyk, w którym na stoliku leży kilka ulotek reklamujących Muzeum Perfum i tyle. Trafiamy na coś w rodzaju kanciapy księgowych. W biurze tym kompletnie niezainteresowany nami człowiek sprzedaje nam bilety i wpuszcza nas do pomieszczenia za podniszczonymi drzwiami. Zostajemy sami w sali pełnej skarbów, w której początkowo czujemy się jak Ali Baba w Sezamie.
Oczywiście, że mieliśmy ochotę rzucić się na wszystko jednocześnie! Flakony, faktisy, dystrybutory perfum, zestawy kosmetyczne, amfory. Ale jako starzy wyjadacze w gry typu FPS postanowiliśmy zachować się rozsądnie i zacząć zwiedzanie idąc w lewo.
Po lewej stronie od wejścia eksponat, który mnie zachwycił:
Szafa/toaletka z klasykami Guerlain, które można powąchać.
Oryginalne flakoniki plus pojemniki i „dzwonki” służące jako pojemniki na rozpylone perfumy. Fantastyczna sprawa!
I to w sumie jest najlepsza część zwiedzania.
W ciasno zapełnionych gablotach cuda i cudeńka. Perfumy z różnych epok, wazy, flakoniki, zestawy kosmetyczne (też z różnych epok), faktisy, kadzielnice, mydelniczki, zestawy do golenia. U nas na Śląsku takie zbiory określało się jako że szwarc, mydło i powidło.
Aby oddać sprawiedliwość właścicielom tej niezwykłej kolekcji i zarazem twórcom tego niesamowitego skarbca napisać należy, że jeśli zacznie się zwiedzanie od strony prawej, zbiory noszą wyraźne ślady porządkowania. Od najstarszych reliktów, ku nowszym. A potem znów starszym i znów nowszym. Ale najstarsze faktycznie są po prawej.
Tyle, że my zaczęliśmy od lewej, bo informacji brak, a kustosza czy przewodnika… zgadliście: też brak.
Antyczne eksponaty wyeksponowane są przejrzyście i opisane. Lakonicznie, ale szanuję.
W zbiorach sporo cudów, polecam więc ze szczerego serca zwiedzanie od prawej, bo po zderzeniu z obłędnym, nieuporządkowanym bogactwem zawartym w pozostałych gablotach umysł przestaje chłonąć.
Nowsze eksponaty zachowują chronologię raczej wyrywkowo i nieortodoksyjnie. Nie jest kluczem także czynnik geograficzny ani typ produktu. Perfumy niefrasobliwie koegzystują z zestawami kosmetycznymi i ozdobnymi flakonami.
Na półkach setki flakonów. Znacznej części nie byłam w stanie zidentyfikować, ale przyznaję uczciwie, że po jakiejś godzinie byłam zwyczajnie ogłuszona. Bogactwem zbiorów i ich zagęszczeniem, lecz także duchotą w pomieszczeniu i męczącym oświetleniem.
Mimo to co rusz uginały się pode mną kolana. Nie z duchoty – z przejęcia.
Dużą relację z muzeum Regia zamieszczałam na blogu kilka lat temu: KLIK
Dziś pokażę tylko kilka niezwykłych eksponatów, które szczególnie mnie zachwyciły.
Niesamowicie bogaty, pięknie usystematyzowany zbiór Echt Koelnisch Wasser. |
Piękny, kompletny zestaw vintage Czterech Pór Roku od Lubin |
Historyczne flakoniki Revlon |
Historyczne flakoniku Coty – marki, która tworzyła historię perfumiarstwa |
Legendarne Snuff Schiaparelli. |
Elsa Schiaparelli była największą perfumeryjną rywalką Coco Chanel.
Po latach dominacji Coco, Schiap przykryła wyrachowaną Francuzkę kapeluszem. Nowoczesnym kapeluszem w bardzo dobrym stylu. A potem trochę zniknęła z masowej świadomości. Szkoda, bo Shocking, Shiap czy Snuff właśnie to były kamienie milowe perfumiarstwa. Zapomniane dziś, niestety.
Luksusowy flakon Bacarrat Caron |
Vintage flakoniki Dana Tabu |
Legendarny Król Słońce |
Piękna kolekcja „Poisonów”
Zdjęcie wygląda, jak wygląda, bo akurat ta kolekcja stała na najwyższej półce i musiałam robić zdjęcia z wyskoku. Trudne zadanie 🙂 |
Donna Karan z czasów, kiedy DKNY miało jeszcze piękne flakony.
I piękne perfumy. |
Najpiękniejsze z kingdomowych jajek.
Ale nie było informacji, że to Kingdom. :/ |
Oraz, oczywiście, mnóstwo cudów bez opisu i informacji, czym są. |
Kolejnym eksponatem świadczącym o tym, że ma Museu del Parfum ambicje bycia czymś więcej, niż kolekcją niesamowitości jest księga pamiątkowa.
Księga to nic innego, jak segregator zawierający zdjęcia (niejednokrotnie z autografami) oraz krótkie informacje o założycielach domów mody mających w swojej ofercie perfumy.
I znów – pomysł przezacny, wartość poznawcza właściwie zerowa.
Perfumerię Regia i muzeum perfum opuszczałam po prostu znużona. I przybita, bo towarzyszyło mi przekonanie, że przeoczyłam mnóstwo cudów. Bo nie były opisane, wyeksponowane, posegregowane. Bo nie było nikogo, kto oprowadziłby po tym niesamowitym skarbcu. Bo całe to muzeum wyglądało jak martwe.
12 komentarzy o “Pachnąca Barcelona 7: Perfumeria Regia i Museu del Parfum”
Piękne miejsce, szkoda że nie do końca takie, jakie sobie wyobraźamy. Z drugiej strony, może zbyt mało personelu? 😉
Może zbyt mało. Może właściciele na urlopie. Może trafiliśmy na wyjątkowo kiepski dzień.
W każdym razie i tak warto i i tak nie żałuję. 🙂
Podobne wrażenia odniosłam w Muzeum Perfum.
No i jeszcze ten żal, że nie można powąchać, że pewnie wszystko zepsute pod tymi lampami…
A eksponaty w szafie Guerlain też już zwietrzałe. Zdecydowanie wolałam muzeum muzyki, gdzie można było używac eksponatów zgodnie z ich przeznaczeniem.
O tak!
W muzeum muzyki się zakochałam.
Ale i wizyty w Regii nie żałuję. To niezwykłe miejsce.
Ech, szkoda, że obsługa taka nieprzygotowana i szkoda, że nie ma przewodnika. Może w Barcelonie nie ma pasjonatek i pasjonatów perfum, chcących pracować w takim miejscu? Wielka szkoda.
A zdjęcie z wyskoku bardzo udane! 😀
Ależ są! Obsługa poprzednich perfumerii nienaganna. A w następnej części pojawi się najcenniejsze, co przywiozłam sobie z Barcelony. Przyjaźń. 🙂
Muszą się dużo uczyc od małych,,Wielkich sklepików,, znajdujących się podłych dzielnicach
Może to tak jest, że jak pojawia się prestiż, ginie intymność. Tak się stało u Lutensa, tak się stało w butiku Guerlain, który kiedyś był bardziej przyjazny.
W Paryżu na jednaj ulicy, tuz obok siebie są butiki Penhaligon's i Jo Malone. Pierwszy – maleńki, ciemny, wyraźnie stylizowany na wiekowy, z obsługą najmilszą na świecie. Obok duży salon Jo Malone – jasny, przestronny, elegancki – z najgorszą obsługą, jaką spotkałam kiedykolwiek w perfumerii. Z drugiej strony potężna paryska Sephora ze świetną obsługą czy eleganckie, duże Quality z obsługą nienaganną i sympatyczną. Nie ma reguł, ale ja totalnie kocham małe perfumerie.
W sumie przyszedł mi do głowy pomysł na objazd po polskich perfumeriach niszowych…
Oj Klaudia! Zdecydowanie czytałabym wpisy z takiego objazdu!
Doskonale,nie zapomnij o Quality w Poznaniu
Podobno od przybytku głowa nie boli 🙂
A tak poważnie, moja pierwsza myśl: niechciany spadek.
Mogę sobie tylko wyobrazić ile czasu i trudu wymagało zebranie tylu eksponatów. Szkoda, wielka szkoda. Brak pomysłu, mała powierzchnia wystawowa a przede wszystkim brak entuzjazmu.