Mrok jest jednym z przymiotników, które robią na mnie najlepsze wrażenie. Tak, jak ludzie pozytywnie reagują na słowo „śliczny” i „kuszący”, tak ja reaguję na „mroczny”. Ciemność jest stanem sprzyjającym autokontemplacji. Wyłączenie jednego zmysłu pozwala wyczulić pozostałe.
Mrok w perfumach jest zjawiskiem kuszącym tym bardziej, że zapach ciemności potrafi być nieomal dotykalny. Mieć masę i gęstość. Metaforyczną, lecz zarazem odczuwalną wyraźnie, wręcz dotkliwie.
Interesujące jest zestawienie kwiatów z atmosferą mroku. Kwiaty to przecież dzieci słońca i zwykle to jemu oddają cześć. A jednak udaje się ten zabieg kompozytorom perfum.
Mrokowi sprzyja jaśmin, mrok dobrze absorbuje kwiat tytoniu i lilia. Jednak żaden z kwiatów nie emituje mroku tak, jak potrafi to uczynić róża.
Róża to kwiat, który układa się we wszystkich nieomal spektrach perfumeryjnej barwy i we wszystkich nieomal spektrach natężenia olfaktorycznego światła. Od różyczek jasnych, niewinnych i bladych; przez różyczki różowe i pogodne oraz różyczki zalotne i seksowne, po róże krwiste, wampiryczne, wysysające powietrze z płuc i duszę z ciała.
I o tych różach dziś porozmawiamy.
Midnight Pioson Christian Dior
Wycofane arcydzieło, do kupienia praktycznie tylko na rynku wtórnym, w cenach niszowej flaszki. ale i tak warte zachodu.
Trzech perfumistów musiało połączyć swe siły, by udźwignąć to brzemię i ten mrok. Przepraszam za sarkazm, ale faktycznie, Midnight Poison dla domu mody Dior tworzyli wspólnie Jacques Cavallier i Olivier Cresp z laboratorium Firmenich oraz Francois Demachy tworzący dla LVMH. Efekt jest… no spektakularny. Mroczna, paczulowa róża pachnąca jak prawdziwe perfumy niszowe.
Midnight Poison zdobyło tak ikoniczną pozycję w świecie perfumeryjnym, że doprawdy trudno uwierzyć, że perfumy te zadebiutowały na rynku dopiero w 2007 roku, a już w 2013 zniknęły z oferty. Pozostają jednak symbolem „selektywnej niszy” – kompozycji tak trudnej, że mogłaby być niszowa, a jednak dostępnej w ofercie masowej. Choć… jak widać dość szybko skończyło się trucicielskie rumakowanie.
Bulls Blood Imaginary Authors
Już sam koncept jest mroczny i ponury. Corrida to nie temat wesoły, ale tym razem mamy do czynienia z piętrową metaforą. Po pierwsze Bulls Blood to, jak i wszystkie pozostałe perfumy Imaginary Authors, perfumy inspirowane nieistniejącą książką. Nieistniejącą książką o corridzie co prawda, nie corridą jako taką. po drugie żaden byk nie ucierpiał przy tworzeniu tych perfum oraz żaden torreador, matador ani inny sadysta nie dostał pieniędzy za promocję, jak to było w przypadku kompromitującej kampanii Loewe 7.
Bulls Blood Josha Meyera to róża animalna, zezwierzęcona wręcz i brudna. w recenzji porównałam jej nieoczywiste piękno do Gnijącej Panny Młodej i niepokojących rytuałów voodoo. I po latach, nadal trzymam się tej opinii i tych porównań.
To perfumy niepokojące, przerażające i zachwycające zarazem.
Smolderose January Scent Project
Róża dzika, nieokrzesana, despotyczna. Początkowo walcząca o dominację z potęgą nut dymnych, drzewnych, animalnych i nawet cytrusowych – rychło zdobywająca nad nimi władzę niepodzielną i twardą. Fascynujące doznanie.
Chyba zasługuje na własną recenzję…
Frankincense – Myrrh – Rose Maroc Regina Harris
Kojarzycie wampira Lestata z „Wywiadu z Wampirem” – filmu, nie książki? Cudownie niejednoznaczna kreacja Toma Cruise łączy fizyczną atrakcyjność z moralnym zepsuciem i emocjonalną goryczą. Estetyczno – turpistyczna mieszanka wybuchowa, która powinna pachnieć tak, jak pachnie Frankincense – Myrrh – Rose Maroc Reginy Harris.
I celowo nie piszę, że Lestat wybrałby te perfumy dla siebie, bo podstępna bestia pewnie zdecydowałaby się na coś mniej wieloznacznego i bardziej uwodzicielskiego, ja jednak widzę go w tej niepokojącej mieszance nut mrocznych, ziemistych i gorzkich z piękną, słodką różą.
💖💖💖
A po piąte przez dziesiąte… To jest jest artykuł pod tytułem „Mroczne Róże” i oczywiste jest, że znajdą się w nim królowe ciemności w woalach oudu.
Potężne kompozycje o mocy zasysania światła. Róże o płatkach w barwie krwi, czerwonego wina albo wręcz czarnych. Róże w najbardziej ikonicznym istniejącym zestawieniu nut. Serwowane w kolejności od najmniej, do najbardziej mrocznej.
Bestium Carner Barcelona
Róża potężna i ciężka jak mokry aksamit. Splamiona oudem, jednak zdecydowanie trzymająca władzę w tej kompozycji. Pieknie wybarwiona, żywiczna, wytrawna. Bestium to perfumy dające poczucie niesamowitej klasy, dumy, wyniosłości wręcz.
Midnight Oud Juliette Has A Gun
Idealna równowaga między czernią i czerwienią. Perfumy o gęstości krwi i porażającej, paraliżującej mocy. Zapach z tych, za którymi ludzie na ulicach chodzą i pytają „Czym tak pięknie pani pachnie, bo nie potrafię się powstrzymać”. Oj, ja też nie potrafiłam i kupiłam flaszkę.
Salim Tabacora Parfums
Morticia Addams we flakonie. Piękna, mroczna, niezrozumiała. Onieśmialająca, lecz nie budząca lęku. Upiór o złotym sercu i anielskim obliczu. Finalista Art & Olfaction Awarda, że tak tylko przypomnę.
Saffron Rose Grossmith
Najcięższy kaliber ciemności. W recenzji pisałam, że to Nyx we własnej osobie i nadal trzymam się tej opinii. Ciężar i moc tej kompozycji są gargantuiczne. Saffron Rose zasysa światło i powietrze. Zostawia człowieka olśnionego i bez tchu. Perfumy drogie jak nieszczęście i warte każdego wydanego centa czy grosza.
Dzika karta
Bloody Wood Liquides Imaginaires
Perfumy nie do końca różane, ale
wizualnie, olfaktorycznie, emocjonalnie tak doskonale oddające barwę
czerwonego kwiatu, że pojawiają się tutaj jako dzika karta. Mroczny,
dekadencki blend róży i czerwonego wina. Perfumy czerwone jak krew,
uwodzicielskie jak róża i upajające jak wino. Hipnotyczne jak Fin de
siecle. Perfumy, o których nie sposób zapomnieć…
💖💖💖
Marną dekadę temu duet oud – róża brzmiał dla nas egzotycznie i tajemniczo. Ten czas minął i bardzo dobrze. Tylko malkontenci mogą narzekać na powszechną dostępność tego dobra.
Tę samą marną dekadę temu cztery wymienione wyżej oudowe kompozycje nie znalazłyby się w tym, tylko w kolejnym odcinku różanej serii. W odcinku pod tytułem „Dziwne Róże”. Ale czasy się zmieniają.
Zapraszam na „Dziwne Róże” już wkrótce. 💖
13 komentarzy o “TOP 5 mrocznych róż – Różany Tryptyk część 2”
Ciekawi mnie Smolderose January Scent Project oraz Bestium Carner Barcelona. Nie wiem, czy bym nosił, ale na pewno bym niuchnął.
Bestium masz na wyciągnięcie ręki z Quality.
Z resztą… ja ciągle mam zestawy Bestial Collection od Quality do rozdania, tylko u mnie z wysyłką jest fatalnie…
U mnie z różnymi rzeczami też jest fatalnie, więc luzik 😉 no i nie tak na wyciągnięcie, bo jednak czas… ja mam bardzo limitowany czas wolny na "wyjścia" :-/
No tak. Trzeba dokonywać wyborów. :/
Łatwiej jest, jak się ma po drodze.
Odrzuca mi wpisy…
No dobra,jestem w końcu. Nie wiem czemu nie opublikowało poprzednich…
A za dzisiejszy wpis bardzo dziękuję ,bo tak miło moje myśli uciekają ze szpitala w kierunku róż. Już wyobrażam sobie niektóre z nich. Najbardziej spodobał mi się Smolderose i Frankincese-Myrrh-Rose. Chcę je poznać, No nie tylko te ,bo sporo tutaj gdzieś pobieżnie testowałam lub nie znam. Zaskoczyłaś mnie zachwytem nad Midnight Oud, a ja go tak zręcznie omijalam 😉 Natomiast totalnie podzielam zachwyt nad Saffron Rose, genialna ,gęsta kompozycja.
Midnight oud to róża – taka krwistoczerwona, bardzo różana, bardzo gęsta. Zapach z gatunku tych, które sprawiają, ze ludzie łażą za tobą po ulicy albo po sklepie i pytają, czym tak pięknie pachniesz.
Mnie daje to poczucie, które daje czerwona pomadka albo czerwone szpile. Poczucie, ze jestem wampem. 😉
To ja też tak fcem! 🙂
No to nadrobiłaś. Szukam już jej 🙂
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Narobiłaś
Gdzieś mi komentarz wcięło.
A pisałam, żebyś szukała uważnie i bez pośpiechu, bo JHaG można strzelić w dobrych cenach czasem.
I… mam nadzieję, ze nie będziesz rozczarowana, bo się zadręczę potem. :/
Widzę, że w temacie mrocznych róż mam jeszcze wiele do nadrobienia, choć wydawało mi się, że znam wiele róż z oudem lub paczulą. Bulls blood, Bloody wood i Salim… mam na liście do kupienia od dawna. Midnight Poison – szkoda, że wycofany, za "selektywną niszę" jakoś nie mogę się przekonać, by wydać 1000 zł. Bardzo mi się podobają, choć wydaje mi się, że Perły i Elle YSL są w podobnej stylistyce. Reszta opisanych wciąż jeszcze przede mną!
Bulls Blood to perfumy, które jednocześnie mnie odrzuciły (tematyka) i zachwyciły. Fantastyczna kompozycja. odważna, bezkompromisowa. Nic nie poradzę jednak na to, że nie potrafię przejść do porządku dziennego nad nazwą. Samo jej brzmienie wywala mi poziom stresu w rejestry, które powodują, że po prostu nie powinnam ich używać. Choć wiem przecież, ze to marketing i opowieść tylko.