Używkowej mini serii ciąg dalszy. Po szalonej imprezie z Maxed Out pora na kompozycję bardziej stonowaną. Żebyśmy się nie zajechali przed kolejnym odcinkiem. 😉
Dziś zapraszam na kawę i papierosy.
Zacznijmy od nazwy. Black Velvet Cafe brzmi jak efekt badań statystycznych pod tytułem: Jak Skusić Sabbath.
Czerń.
Aksamit.
I kawa.
Touche! Bingo. Bullseye. Gol. Trafiony – zatopiony. Gdyby Sarah McCartney rozczarowała mnie tymi perfumami, pojechałabym pikietować pod jej dom. 👆👆👆
Druga kwestia do uregulowania z góry.
Jeśli oczekujecie ładnej kawki, to przestańcie. Wszelkie skojarzenia z cywilizowanymi Espresso Royale, kawusiami z karmelusiem i kwiatusiem i innymi pierdółkami proszę wywalić do kosza. Już?
No to możemy zaczynać.
Pierwszy wdech. Kawa jest. Check.
I tu powinnam napisać, że drugi wdech i coś tam coś tam, ale nie. Wcale nie musimy czekać na drugi wdech. Gruba nuta skórzana i brudny oud walą człowieka w pysk z plaskiem i żadne drugie wdechy ani inne ćwiczenia oddechowe nie są potrzebne. Można sobie, co najwyżej, sapnąć z przejęcia.
Drugi wdech wcale nie jest ładniejszy ani milszy, niż pierwszy – albowiem brzmi w nim nuta żywcem wzięta ze sprayu na komary. Takiego fajnego, który co prawda powoduje kaszel i łzawienie oczu, ale nie śmierdzi, tylko… No dobra. Może i śmierdzi, ale fajnie. 😁
A gdzie papierosy, zapytacie? W sensie tytoń.
No więc ten tytoń to jest nuta zagrana totalnie po kozacku, bo większość perfumiarzy sięgając po akord tytoniowy dryfuje gdzieś w kierunku złotych liści zwijanych na śniadych udach Kubanek i Kubańczyków (bo równouprawnienie). Sarah McCartney w poważaniu ma złote liście i śniade uda i tytoń w swoich perfumach opowiada nam taki, jaki znamy. Papierosowo – fajkowy. Częściowo już zużyty – znaczy wypalony. Zleżały. Lekko wilgotny.
Pięknie, niszowo, awangardowo sugestywny aromat petów gaszonych w mokrej popielniczce składa się w Black Velvet Cafe z aromatem tytoniu niepalonego – w formie zgniecionych, aromatycznych strzępków. Wysypanych na blat drewnianego stołu. Bez obrusa. Zapach świeżej, mielonej kawy splata się z zapachem kawy zaparzonej już, wystudzonej. Gorzkiej i mocnej.
A nad tym wszystkim góruje aromat skórzanych kurtek i skórzanych butów. I olśniewająco naturalistyczny, zaskakująco atrakcyjny zapach, który w otwarciu pachniał jak spray na komary, a po pewnym czasie brzmi raczej jak nadpalona cerata. I teraz już wiemy, dlaczego kawa i tytoń są porozsypywane, a na blacie nie ma obrusa. Bo ktoś podpalił ceratę! 😱😱😱
Znów dla porządku: foty i gify z filmu „Kawa i papierosy” Jima Jarmusha |
Po tym, co napisałam nie uwierzycie… A może właśnie uwierzycie?
Te perfumy naprawdę, ale to naprawdę są świetne. Turpistyczne i naturalistyczne. Dziwne i trudne. Ale zarazem przyjemne i wygodne. Intrygujące. Zadziwiające. Zwracające uwagę – w ten niekoniecznie powszechnie oczekiwany sposób.
Bo to nie są ładne perfumy.
Data premiery: 2018
Kompozytorka: Sarah McCartney (ta od Makaka)
Projekcja: nie do przeoczenia
Trwałość: fantastyczna – mój Miły skarżył się na smród jeszcze następnego dnia. Choć tradycyjnie, po kilku godzinach nie ma Cafe.
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: cedr
Nuty serca: jasne drewno, tytoń
Nuty bazy: oud, kawa, paczula
24 komentarze o “Kawa i papierosy – Black Velvet Cafe 4160 Tuesdays”
O tak! Wszystko, co kocham (no, jeszcze zapach psa jakby był, ale np. mój pachniał mandarynkami na sucho, jak był mokry, to viadomo ;-))! Naszałbym!
Ja sama jestem chora na flaszkę. Chcę tego, choć mój Miły chyba nie podziela tego zachwytu. Nie dał się przekonać, że to zapach perfum i wezwał speca od pieca w łazience, bo był przekonany, że coś się pali. 😀
Mwahahahaha 😀 doooooooobre! Pozazdrościć czujności 😉 Chociaż może nie…
Uściski!
No wiesz… nie był zachwycony, bo pościel pachniała gazem jeszcze trzy dni później. GAZEM. GAZEM! MWAHAHAHA!
to lepsze niż kupą 😛
hu hu, teraz będę sobie przypominać tę recenzję za każdym razem, kiedy będę powtarzać film.
"Bo to nie są ładne perfumy." – ale to jest absolutnie NAJLEPSZA zachęta.
Prawda?
Dla mnie to jest cudo nad cudami i chcę flaszkę.
Choć, jak pisałam wyżej – mój Miły chyba nie podziela tego zachwytu. Nie dał się przekonać, że to zapach perfum i wezwał speca od pieca w łazience, bo był przekonany, że coś się pali. 😀
tak moja eks reagowala na moje whisky – "kable sie pala" 😀
przypomina mi się, jak kiedyś odwiedziła mnie przyjaciółka. Był wieczór, ona była w pokoju, ja w kuchni, drzwi pomiędzy pomieszczeniami otwarte. Robiłom nam herbatę, nie byle jaką, a Lapsanga, i chwilę po zalaniu owa przyjaciółka wchodzi do kuchni, pociągając nosem, i oznajmia z troską "Nibku, coś się przypala".
Mój antytalent kulinarny skutkuje dialogami w stylu:
– Mamo, gotujesz coś – zagaduje syn wracający ze szkoły.
– Nie, czemu tak sądzisz?
– Bo na klatce spalenizną śmierdzi.
Więc ogólnie moje perfumy doskonale współgrają z moim gotowaniem.
Ale kable też mi się przydarzyły, W sensie kumpel, który mówi w pewnym momencie:
– Czujesz, kable się palą.
A ja na to z absolutnym spokojem i wielkim samozadowoleniem:
– Nie, to moje perfumy. 😀
FCALE nie sprawdzam właśnie, czy londyński butik jest otwarty, no skąd, dlaczego ktoś miałby tak pomyśleć.
Muszę, po prostu MUSZĘ odwiedzić!
Kocham Cię!
Za ten tekst? 😀
Boszszsz … w myślach już kupuję flaszkę dla mojej połówki! Jeszcze kadry z filmu „Kawa i papierosy”! Podarować a pod nos ten tekst podsadzić i patrzeć czy wchodzi w rolę.
Tylko pochowaj ceraty! 😀
Opis robi wrażenie – miały być stonowane perfumy, a tu taka niespodzianka 🙂
Mój mąż po testach wezwał specjalistę od pieca w łazience. Nie wierzył, że to moje perfumy tak śmierdzą. Trzy dni! 😀
Wszystko we mnie krzyczy, że te perfumy za cholerę mi się nie spodobają 🙂 Ale co z tego – recenzja jest rewelacyjna, żywiołowa, energetyczna i buntownicza. Uwielbiam ją po pierwszym przeczytaniu. I ten dobór ilustracji ! <3
Nie spodobają Ci się.
Boguś wezwał speca od pieca gazowego, bo nie wierzył, że to perfumy tak śmierdzą. A ja chcę flaszkę…
Ja chyba też chcę flaszkę. Po samym Twoim opisie. Jaka szkoda, że nie można tego u nas powąchać 🙁
No, spróbuję podziałać w tej materii. 🙂
Racja to nie są ładne perfumy! To perfumy PIĘKNE po ch… fest !!!
Tak jest! Dokładnie tak jest!