W dodatku cała w buraczkach – Snowy Owl Zoologist

Moja relacja z marką Zoologist to trochę love – hate.
– Bo totalnie działa na mnie ich marketing i kilka zapachów naprawdę mnie urzekło. A kilka wcale nie.
– Bo wkurza mnie wycofywane dobrych perfum i wycofywanie mniej dobrych też mnie wkurza.
– Bo nie podoba mi się zbijanie kosztów i pójście w komercję, co widać po zestawieniu Bat versus Night Flyer.
– Ale za to bardzo podoba mi się promowanie niezależnych perfumiarzy, o których dzięki Zoologist robi się głośno.

I kilkukrotnie już zamierzałam obrazić się na markę i nie recenzować kolejnych ich perfum, ale (oczywiście) nawet ja sama wiem, że takie zamiary są głupie. I że nie wytrzymam.

Poza tym spadł śnieg, więc… czyż to nie jest dobry pretekst, by sięgnąć po Snowy Owl?
Oraz od razu uprzedzam, że wybieram się do perfumerii Lulua po próbkę nowego Nosorożca, bo co prawda stary był ge-nial-ny, ale i nowy daje radę. 👆 I nowego Bata też przyniosę… Dajcie znać, czy chcecie recenzje.

Tworząc Snowy Owl Dawn Spencer Hurwitz poszła po linii skojarzeń oczywistych – po kolorze. I po mięcie, która z zimnem kojarzy się dosadnie jak pięść z nosem.

Mamy więc powiew mięty, który wali nas plaskaczem w pysk, a tuż za tą miętą… Snow Demeter. Z zastrzeżeniem, że Snow to przemarznięte kartofelki, a tu czuję przemarznięte buraczki. I są to szalenie ekscytujące buraczki.

Pod śniegiem i buraczkami brzmi cała ta dziwna zbieranina białych nut:
– białe kwiatki – przemrożone
– kłącza irysa (ale mogą być w sumie czegokolwiek) – też przemrożone
– herbata mate – nieprzemrożona, ona po prostu tak pachnie

Jest też kadzidło, które z miętą daje efekt niesamowity. I to nie jest sarkazm.
I mech, który pachnie po prostu jak zimny mech blisko ziemi. I ten mech jest super ciekawą nutą, bo jest podwójny.

Pierwszy mech to ten, którego się spodziewacie. Dębowy, srebrzysty, świetnie pasujący do kompozycji – zarówno kolorystycznie, jak i klimatem zapachowego spektrum.
Drugi mech to… taki mech:

Nietypowa, syntetyczno – paliwowa nuta wylana na zmarzniętą ziemię. Miętowe powietrze chrupkie jak szkło. Zsypany w kopce śnieg z tymi wszystkimi przemrożonymi cudami pod spodem. Z charakterystyczną, niewygodną słodyczą, która pojawia się kiedy materia organiczna ścina się mrozem…

I nawet kiedy z czasem tracą tę immersyjną moc kreowania żywego obrazu, łagodnieją i dryfują w rejony mineralnej kwiatowości – to wciąż szalenie intrygujące perfumy!

Niewygodne, niebanalne, nie… no nie takie, jak się spodziewaliśmy. Bo ani nuty, ani puchata sówka nie zapowiadają kompozycji brzmiącej tak niszowo. Nowocześnie. I powiedzmy to uczciwie – brzydko. Ale ja wolę brzydotę. Jak pisał mistrz Grochowiak: jest bliżej krwiobiegu.

Czego można się spodziewać po takim flakoniku?

Uczciwie i wprost przyznaję, że zbyt długo czekałam z testami. Że nie doceniłam odwagi Dawn Spencer Hurwitz. Że po Musk Deer (którego nie opisałam) miałam focha na markę i że dostałam nauczkę. Po raz nie wiem już który.

Dziękuję Ci Victorze Wong! 💙
Data premiery: 2020
Kompozytor: Dawn Spencer Hurwitz
Koncentracja: ekstrakt perfum (Extrait de Parfum)
Projekcja: rozrzutna, ale bez gęstości
Trwałość: bardzo dobra

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: mięta, calone, konwalia, kokos
Nuty serca: przebiśnieg, galbanum, irys, herbata mate, olibanum (kadzidło frankońskie) biała róża
Nuty bazy: piżmo, mech dębowy, piżmian, cedr, syntetyczny cybet, wanilia, fasolka tonka

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

2 komentarze o “W dodatku cała w buraczkach – Snowy Owl Zoologist”

  1. *unosi brew* zobaczyłom kokosa i bez namysłu podziękowałom, ale to, co tu piszesz… Sabbath, ja nie wiem, no nie wiem, chyba spróbuję mimo kokosa!

    1. Klaudia Heintze

      Nie wiem, czy Ci się spodoba, ale nie jest banalnie. Przy czym ja od razu się przyznaje, że kokosa lubię, więc mogę po prostu nie zauważać, czy on uwiera, czy nie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy