Wiecie, kiedy ostatnio recenzowałam perfumy Comme des Garcons?
Na początku 2018 roku!
Ponad sześć lat bez recenzji tej niesamowitej marki na blogu o perfumach niszowych to jest skandal. Totalne zaniedbanie. Degrengolada. To jakby sześć lat nie słuchać Beethovena. Jakże nazywać się kulturową buntowniczką, jeśli nie sięga się do klasyki kulturowego buntu?
Dziś sięgam.
Po Ganję.
Ganja zaiste pachnie gandzią.
Nuta konopi jest w tych perfumach obecna, wyczuwalna, nawet dominująca.
Ale czy są to takie bardzo piękne konopie, to ja już nie wiem.
Bo Ganja nie pachnie świeżymi listkami. Nie pachnie dymem konopnym, który większości z nas kojarzy się z imprezami i fajnym klimatem. Ganja pachnie suszem konopnym. Nie jest źle, ale mogło być lepiej.
Interesującym zabiegiem jest otwarcie zapachu suszem lekko podstarzałym. Za „podstarzałość” suszu odpowiada wyraźnie wyczuwalna, ziemista nuta mate. Fantastyczna nuta, ale czy w tym zestawieniu koniecznie?
Bo to jest trochę tak, jakby porcja trawy spadła nam na ziemię. Ech… byłaby zgrabna parabola, gdyby spadła na trawę, ale na tej ziemi nie ma zielonej trawy i nawet ziemi na ziemi nie ma. Jest wrażenie ziemistości bez tego ożywczego, wzniosłego poczucia kontaktu z ziemią żyzną, płodną, tłustą. To nie jest Dirt Demeter i to nie jest Night Flyer Olympic Orchids. To nie jest ten zapach ziemi. A szkoda.
Ja bym pociągnęła tę gandzię albo w stronę zieloności świeżych listków, albo w kierunku ziemistości haszyszu. Albo w stronę zapachu już palonego zioła. Pobawiłabym się jak Jerome Epinette ze Sweet Leaf. ♥
Caroline Dumur została gdzieś w okolicy suszonych pąków – tych charakterystycznych kłaczków wyglądających jak zdechłe w konwulsjach zielone pajączki. Upadnięte na tę ziemię z herbaty.
Na szczęście nuta mate dość szybko wycofuje się tam, gdzie jej miejsce czyli na drugi, a z czasem i trzeci plan. Po kwadransie czy dwóch susz zostaje podniesiony z ziemi, otrzepany i przewietrzony. Wchodzi pięknie zielona paczula i subtelnie słodki, podwędzony gwajak. Zapach dostaje przestrzeni i barwy. I robi się bardzo przyjemnie.
Ganja to dziwne perfumy.
Nie ze względu na konstrukcję – ta jest prosta, by nie rzec, że bardzo prosta.
Nie ze względu na jakieś szczególne wolty w opowieści czy kozły wywijane przez zapach. Nah. Jest spokojnie, bez niespodzianek. Poza tą dziwnie prominentną herbatą w otwarciu.
Także nie ze względu na szczególną niszowość czy dziwaczność samego zapachu – ten jest po prostu ładny, konopny, przyjemny. Jeśli ktoś lubi charakterystyczny zapach konopi.
Chodzi o to, że ani najładniejszą, ani najbardziej ekscytującą nutą w tych perfumach nie jest nuta tytułowa. Główna aktorka troszkę przyćmiona została przez role drugoplanowe. Opowieść porywa nas, kiedy panna (G)Andzia znika w objęciach Paczuli, Gwajaku (fajna ksywka by to była) i kliki kadzidlanej.
Choć z tym porywaniem trochę przesadziłam, bo Ganja nie brzmi jakoś szalenie głośno (co jej przystoi).
Zastanawiam się, na ile moje zastrzeżenia do urody nuty konopnej w kompozycji Caroline Dumur wynikają z tego, że nie jestem koneserką konopi. E tam koneserką nie jestem… Nie jestem nawet użytkowniczką. Nawet okazjonalną.
Nie dlatego, że bulwersuje mnie palenie Maryśki czy działanie THC. Nie bulwersuje zupełnie, ale też nie ekscytuje osobiście. Jestem za legalizacją, kontrolą składu i za tym, żeby od obrotu odprowadzać podatki do budżetu. Ale osobiście nie palę (niczego), choć próbowałam w ramach kolekcjonowania doświadczeń.
I może to, że nie używam i nie mam z tym towarem kontaktu na co dzień wpływa na mój odbiór Ganji. Szukam w tych perfumach urody. Podskubuję nutki, przyglądam się rolom dugoplanowym i dumam nad konstrukcją.
Po co?
W Ganji zapach konopi jest naturalistyczny – taki, jaki znają i kochają ludzie, którzy lubią sobie dla relaksu nabić lufkę czy skręcić jointa. Nie skręcamy przecież chrupkich listków, tylko właśnie ten umiarkowanie piękny susz.
Przestań się więc czepiać, człowieku i doceń to, że Comme des Garcons dało nam kolejne perfumy, które nie pachną po prostu perfumami. Przecież nazywają się Ganja, a nie „perfumeryjne impresje na temat konopi”.
Przestaję.
Doceniam.
Data premiery: 2021
Kompozytor: Caroline Dumur
Projekcja: dobra, ale…
Trwałość: niestabilna. Są dni, kiedy Ganja znika ze skóry szybciutko i lest ledwie wyczuwalna po tych 2 godzinach otwarcia, a są tez dni, kiedy trzyma się ponad 8 godzin. Tym perfumom chyba sprzyja spokój i cisza.
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: kmin rzymski, czarny pieprz
Nuty serca: kanabis (konopie indyjskie), herbata mate, mastyks
Nuty bazy: paczula, gwajak, olibanum
3 komentarze o “Comme des Garcons Ganja”
popa a ja tam gadzi nie czuję, owszem jest zieloność ale nie „trawy”
Oż kurczaczki! A dla mnie mało zieloności.
Może Sweet Leaf Ci podejdą?
obydwa są ładniutkie, za ładniutkie. aromatyzowane CBD 😉