Serię recenzji ubiegłorocznych premier Sense Dubai kończymy znowu perfumami „w moim typie”. Po szampańskich ekscesach i oranżadzie z motylkami wracamy w mrok i dym.
Otwarcie nie jest oryginalne. Ale do licha! Jest jak kolejny utwór ulubionego zespołu, który kochamy za styl, który się nie zmiania i trwa i trwa i trwa.
Pieprz – popielisty, eteryczny, gorrrący.
Kadzidło – dymne, skwierczące na węglach.
Nuty drzewne – suche, spękane kłody osmalone pożogą.
Labdanum – cudownie mocarne, nie udające ani skóry, ani oudu, ani niczego innego. Labdanum w tej kompozycji totalnie wyszło z szafy. I dobrze – bo to taka niedoceniana nuta, którą zbyt często przebiera się za coś innego.
To jest przepis na kryptonit na Sabbath. Działa za każdym razem.
Indywidualny rys zawdzięcza Sahar nutom przyprawowym, które Saed Al Abbass dozuje z umiarem, bez potrzeby dowodzenia komukolwiek, że potrafi robić perfumy. Ten „perfumiarz w trzecim pokoleniu” – jak mówi o nim Nina Kowalewska-Motlik – używa nut z palety perfumiarza nie po to, żeby się popisywać przed publicznością, ale po to, żeby brzmiały. Żeby utwór miał sens, charakter, barwę.
I powiadam Wam – Sahar ma wszystko to, co powyżej, oraz jeszcze więcej. Barwy, charakteru i sensu. I mocy.
Kiedy oswoimy główny akord kompozycji, możemy pozwolić sobie na dłubanie w nutkach, zaglądanie pod podszewkę tego, co oczywiste.
Pod stosem potężnych aromatów we wszystkich odcieniach czerni znajdziemy ślad zieloności – zgaszonej i przywiędłej, ale doskonale współgrającej z nutami drzewnymi. Wątły aspekt animalny czai się głęboko i na mojej skórze nie decyduje się na wyjście z norki.
Kompozycja jest gorzka. Gorzka tak, że drapie w gardle – ale zupełnie mnie to nie uwiera. Tym bardziej, że podobne złożenia nut, ale wysłodzone już znamy: Oud czy Bois Noir Roberta Pigueta wykorzystują równie bezkompromisowy akord drzewny i łagodzą go różnym natężeniem słodyczy. W ogóle kompozycje oudowe poskładane w tym stylu mają tendencje do wysładzania się na skórze. Nawet kultowe Vikt i Norne zerkają w stronę cukierniczki, a Sahar nie.
Nie jest oudowy, tylko kadzidlany. Trwa w tej szlachetnej ascezie i nie umizga się ani do wanilii, ani do słodkich nut animalnych, ani do nutek miodowych.
Wbrew prawom obowiązującym zazwyczaj perfumy na mojej – wysładzającej perfumy – skórze, Sahar do końca jest wytrawny, dymny, szorstki jak spalone drewno.
Nie migruje w strefę sakralnego kadzidła – idzie raczej w kierunku Black Tourmaline Durbano złożonego z bezkompromisowym Incense Normy Kamali. W stronię perfumeryjnego turpizmu. A ja wielbię turpizm Baudelaire’a i Grochowiaka, Velazqueza i Dudy-Gracza. I ten olfaktoryczny także.
Wrcając do metafory ulubionego zespołu: organicznie oczywiste będzie tu porównanie muzyczno obyczajowe, bo Sahar pachnie kadzidłem… spalonym wraz z kościołem*. Obrazoburczym zachwytem smukłym kształtem dymiących zgliszcz.
Muzyka tej kompozycji jest brudna, jak black metal pierwszej fali, ale – w przeciwieństwie do wyczynów pierwszej fali tru blackmetalowców – zagrana z finezją. Na Fuzzie, jak „Purple Haze” Hendrixa. I jak black metal albo muzyka Hendrixa – nie do wszystkich trafi. Ale jeśli trafi, to w samo serce. ♥
Data premiery: 2023
Kompozytor: Saed Al Abbass
Projekcja: mocarna
Trwałość: koło 8 godzin i gaśnie do zera, do czystej skóry bez zapachu
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: kminek, tymianek, czarny pieprz, różowy pieprz, skórka cytryny, cynamon
Nuty serca: drewno cedrowe, wetyweria, olibanum
Nuty bazy: cedr atlaski, płynny bursztyn, drewno kaszmirowe, labdanum, bursztynowe piżmo
- Autorem grafik jest Zeno Rolf Farkas – węgierski grafik znany z nawiązań do kontrklturowych mitów.
Link do Instagrame Zeno: KLIK
NIE są to grafiki promowane przez Sense Dubai. Znalazłam je dla ilustracji swoich skojarzeń.I tu słów kilka o tekście na pudełkach i aluzji do pierwszej fali black metalu.
Otóż… na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku w Norwegii miała miejsce seria dziwnych wydarzeń, które stały się częścią mrocznej legendy black metalu.
Zainspirowani twórczością i wizerunkiem kultowej do dziś grupy Venom młodzi ludzie postanowili pociągnąć black metal poza granie muzyki – bardziej, niż ich brytyjscy koledzy. Poza serią krwawych wydarzeń związanych z zespołem Mayhem oraz undergroundową wytwórnią Deathlike Silence Productions, chłopaki wpadły na pomysł palenia kościołów. Głównie zabytkowych.
Szaleństwo skończyło się maksymalną karą pozbawiania wolności dla multiinstrumentalisty, założyciela Burzum i jednoczesnie basisty Mayhem Varga Vikernesa.
Nie wchodząc w podejrzane poglądy Varga i wyczyny całej grupy – aktualnie w Norwgii black metal stał się częścią kultury. Narodowej, rzekłabym.
W Oslo powstało Muzeum Black Metalu. W 2023 roku Biblioteka Narodowa Norwegii zaprezentowała poświęconą temu antyestablishmentowemu nurtowi artystycznemu wystawę. Black metal stał się formą sprzeciwu wobec kołtuńskch norm i teatrem. Koszulki z napisami „Burn your local church” są formą wewnętrznego żartu, choć wiele osób – w tym ja – ma mieszane uczucia związane z takimi dowcipami. Ale rozumiem kontekst. I tu używam tego hasła dla zilustrowania zapachu. Ale na klasyczną grafikę z płonącym kościołem jednak się nie zdecydowałam. :/Link do strony wystawy w Bibliotece Narodowej Norwegii: KLIK
4 komentarze o “Sense Dubai Sahar”
oho, to trzeba się będzie przejść na Mokotowską.
Poczekaj jeszcze troszkę. Będą jeszcze recenzje perfum z ich oferty (tym razem innych marek) i też będą zachwyty. Ja się zastanawiam już, skąd wziąć kasę, bo… ech… nienienienienie Ogarnij się Sabb! Nie kupujesz perfum… Nie kupujesz perfum… Nie kupujesz perfum…
Ale one są takie piękne!!!
Poniuchać i paść na pysk nic więcej mmi nie potrzeba 🙂
Niuchać bez padania. No, chyba, że padasz żeby poleniuszkować i wypoczywać. To wtedy można.