Wyobraźcie sobie pole krokusów. Usiane pięknymi, pachnącymi kwiatami po horyzont. Wyobraźcie sobie, że bierzecie w dłonie jeden delikatny, aromatyczny kielich po drugim i ostrożnie wkładacie kwiaty do przestronnego kosza.
Wyobraźcie sobie, że rozkładacie te kwiaty na białym płótnie w cienistym pomieszczeniu, bierzecie po kolei w ręce i delikatnie, ostrożnie, samymi czubkami palców chwytacie pokryte złocistym pyłkiem znamiona kwiatka. A potem wyrywacie je i wrzucacie do miseczki. Jedno po drugim. Intensywnie barwiące dłonie, niesamowicie delikatne.
Szafran to pokryte pyłkiem znamiona krokusów. Zrywanych ręcznie. Ręcznie wyrwane z kielicha kwiatu.
Szafran to najcenniejsza z przypraw. Droga, ale jakże romantyczna. I aromatyczna. 🙂
Pod urokiem tej nuty jestem od zawsze. Od szafranowej nutki w moich pierwszych perfumach – Theoremie Fendi, przez cudny szafran w Black Cashmere Donny Karan i obłędnie szafranowe otwarcie Agent Provocateur z czasów, kiedy jeszcze nie znałam niszy; przez jedne z pierwszych niszowych perfum w mojej kolekcji: Saffran Troublant L’Artisan Perfumeur; po mroczne, szafranowe cuda w stylu Saffron Rose Grossmith i szafrany nieoczywiste jak Like This Etat Libre d’Orange, SpeM Petram Oliviera Durbano czy powszechnie wielbione Salim Tabacora Parfums.
Szczypta szafranu dodaje życiu nie tylko smaku, ale i barwy. Perfumom takoż.
W Saffron PO piramida nut jest zwodnicza. Malina i ananas w otwarciu niewiele mają do powiedzenia i wypiję za to. Nie perfumy.
To są perfumy orientalne, oudowe, potężne i ciężkie. Jak cała seria i za to też wypiję i też nie perfumy, chodź mój syn mawia, że jego mama zna się na kawie, whisky, perfumach i innych rzeczach, które da się wypić.
Otwarcie to charakterystyczny, skórzany, prawie animalny oud będący signature note całej kolekcji. Na drugim planie brzmi róża łagodnie zaróżowiona maliną i gustownie inkrustowana jasnym blaskiem nutki owocowej, która wcale nie brzmi jak ananas. I to chyba dobrze.
W klasycznie orientalnej, uszytej kaszmeranowymi nićmi bazie, pod różą znajdziemy kolejne pokłady skórzanego, zamszowego oudu oraz jedną z najpiękniej niejednoznacznych nut w perfumerii: cypriol. Ziemisty, wytrawny zapach kłącza nagarmothy zwanej orzechową trawą. Głębszy i mniej zielony, niż zapach papirusu; mniej złożony, niż aromat wetiweru, łączący woń ziemi, orzechów i bladych kłączy. To szafran i nagarmotha, nie ananas dają kompozycji złoty poblask. I jest to matowe, stare złoto.
W buddyzmie przez wieki używano szafranu do barwienia szat mnichów na charakterystyczny, złoto pomarańczowy kolor.
W naszym kraju buddyzm nie jest religią dobrze znaną. Nie jest nawet dobrze znaną filozofią, bo zazdrosny katolicyzm skutecznie zawłaszcza nasze kanały komunikacji: w mediach obecna jest jedna tylko religia i praktycznie jedno tylko jej wyznanie, a i w szkołach uczymy (tej) religii wedle tego konkretnego wyznania, nie religioznawstwa. Jak gdyby głębi wiary i miłości do boga dało się nauczyć na lekcjach.
To zdjęcie ma być demonstracją mnisich toreb. Jakkolwiek to nie zabrzmi… |
W społecznościach buddyjskich bycie mnichem to coś zupełnie innego, niż w społecznościach katolickich. Mnisi buddyjscy z zasady są ubodzy, albowiem łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niźli mnichowi buddyjskiemu zgromadzić majątek. Majątek buddyjskiego mnicha mieści się zazwyczaj w jednej płóciennej torbie. Całkiem współczesnej, z uszami. Żadnych zawiniątek na kiju. Ale nie to jest najważniejsze.
Najważniejsze jest to, że mnichem buddyjskim się nie jest, lecz najczęściej bywa. Nie na zawsze, nie do grobowej deski, ale na czas jakiś. Kiedy tego potrzeba w życiu, kiedy szuka się spokoju i dystansu, kiedy poszukuje się siebie. W buddyjskich społecznościach mile widziane jest, by każdy mężczyzna był mnichem przez jakiś czas. By poświęcił część swojego życia na naukę dystansu i pokory. By doświadczył zależności od dobroci innych ludzi, by nauczył się samokontroli i zrozumiał, że dobra doczesne to przywilej, nie konieczność.
Czemu o tym piszę w kontekście Saffron ze serii Purely Orient Ajmal?
Nie tylko z powodu barwy mnisich szat. Także dlatego, że Saffron to dla mnie apoteoza luksusu. Zbytku, którego zbytkowności jesteśmy doskonale świadomi. Aplikacja Saffron jest jak przywdzianie jedwabnych szat po wyjściu ze stanu mnisiego. Jak łyk mleka po ascezie. Jak ciepło słońca po zimie.
Saffron to perfumy bogate i ciężkie. Leżące na ciele jak haftowany złotem płaszcz narzucony na ramiona w dniu opuszczenia klasztoru. W dniu powrotu do pełnego zbytków życia. Noszące się właśnie w ten sposób – luksusowo, ostentacyjnie i barrrdzo wygodnie. Jeśli ktoś lubi ciężkie, orientalne płaszcze… to znaczy perfumy.
I wcale nie są to najbardziej oryginalne perfumy na świecie.
Nie są
nawet najbardziej oryginalne w tej – też wcale nie najbardziej
oryginalnej – serii.
Ale zupełnie mi to nie przeszkadza, bo ta seria ma być taka właśnie: orientalna, bogata, in your face. I za to ją cenię. Nie za oryginalność i nie za różnorodność. Za doskonałe wcielenie tego, co w perfumach znam i kocham.
To zabrzmiało jak podsumowanie cyklu recenzji, ale nim nie jest, bo na koniec zostawiłam sobie dwie nuty animalne i dwie supermocne kompozycje. Będzie się działo.
Data premiery: 2019
Projekcja: ponadnormalna
Trwałość: jak zwykle w tej serii: jakieś 20 godzin.
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: malina, ananas, szafran
Nuty serca: róża, kwiat davana
Nuty bazy: ambra, drzewno kaszmirowe, cypriol, oud (agar)
8 komentarzy o “Złoty skarb – Saffron Purely Orient Ajmal”
Piękna recenzja <3
Dzięki! <3
Testuje ostatnio Royal Crown Habanos.
Piękny,wyważony szafran w otoczeniu tytoniu i szarej ambry.
Czekam na te animale;)
Ooooo tak. Habanos piękne są. I mocarne. Tak, jak lubię.
Nie wiem, czy by mnie ten nadmiar luksusu nie pozbawił przytomności, ale zawsze warto spróbować, c'nie? W końcu YOLO 😉
No ba. Raz i za krótko.
Szafran, cudo orientalnych krain. U nas nie doceniane, ale ja bardzo lubię zarówno w perfumach, jak i w kuchni. Ostatnio odkryłam, zel z szafranem jest bosko gdy oddaję się zmysłowej rozkoszy w domowym spa.
Zaciekawiła mnie ta kompozycja, podobnie jak cała seria Ajmal. Wyrafinowana, na bogato jak lubię, esencjonalna oddaje bogactwo Bliskiego Wschodu, co jest nieziemską frajdą. Dlatego kocham zapachy arabskie, czy to w olejku, czy perfumach w sprayu. Dają uczucie sytości, wolności i bogactwa doznań!
Świat jest pełen magii aromatów.
Uczucie sytości! Tak, to świetne określenie. Są kompozycje, które dają takie poczucie spełnienie, nasycenia, bogactwa. Czasem do granicy przesytu, ale w perfumach to lubię.