Floraiku AO
Zasada jest taka: co pewien czas na bloga musi wtoczyć się figa.
Tak już jest i basta.
Czerwona ważka
pod płonącym niebem
dźwięk rykoszetu
Tym razem wolę wersję angielską. Nie ze względu na wady tłumaczenia – tłumaczenie jest dobre. Raczej ze względu na ułomność języka; na konotację słowa „dźwięk”.
Floraiku Sound of a Richochet Czytaj więcej »
Druga herbata Floraiku, na którą Was zapraszam to – w odróżnieniu od Genmaichy, o której pisałam ostatnio – zielsko, którego nie lubię i nie pijam.
Znacie zapewne opowieści o rdzennych mieszkankach Ameryki Południowej, które żuły swoim mężom skórzane mokasyny, by je zmiękczyć? I mrożące krew w żyłach historie o ludziach, którzy z głodu zjadali skórzane elementy własnej garderoby, takie jak paski czy kurtki… Tak z grubsza czuję się pijąc mate. Choć moi znajomi powiadają, że doznanie bliższe jest wyjadaniu petów z popielniczki.
Floraiku Between Two Trees Czytaj więcej »
Całkiem niedawno zadebiutowała w Polsce marka Floraiku.
Nie pojechałam na uroczystą premierę w Perfumerii Quality, ale śledziłam wieści i nawet się trochę ekscytowałam, bo to przyjemna i niebanalna marka. I bardzo ładna!
Floraiku One Umbrella For Two Czytaj więcej »
Taki sobie umyśliłam wstęp, że oto kolejne małe święto: na Sabbath of Senses wkracza kolejna marka i tym razem jest to projekt wspaniałego, kontrowersyjnego Alessandro Gualtieriego.
Tylko że nie.
Bo zapomniałam zupełnie, że Orto Parisi już wcześniej wkroczyło recenzją Cuoium i nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. No chyba, że policzymy pierwszą moją własną, osobistą, prywatną flaszkę marki, to owszem, wchodzi się.
Zapraszam Was serdecznie: dziś wspólnie wdepniemy w kupę.
Orto Parisi Stercus Czytaj więcej »
W podsumowaniu roku 2020 wspominałam, że Musk Deer mnie nie zachwycił. I to prawda, nie zachwycił – ale nie dlatego, że nie jest ładny. Przeciwnie. To jest przykład perfum, które są zbyt ładne. Piżmowy Jelonek jest za mało Piżmowy, a za bardzo Jelonek.
Na charakterystycznej grafice Pan Jeleń dość bojowo wygląda. Budzi respekt. We flakonie raczej… no chciałabym napisać, że Bambi. Ale nie Bambi.
Zoologist Musk Deer Czytaj więcej »
Kiedy zaczęły powstawać pierwsze blogi – nie tylko perfumeryjne – były one zazwyczaj efektem pasji, potrzeby dzielenia się wiedzą, przemyśleniami i także twórczością. Opinie pierwszych blogerów były niezależne, szczere, uczciwe.
A jak jest teraz?
Dlaczego blogi się skończyły? Czytaj więcej »
Jako człowiek nieustannie węszący za ciekawostkami – poza osobistym rozpoznaniem asortymentu – stosuję metodę, którą w skrócie można streścić jako „Co tam macie najciekawszego?”
Podczas ostatniej wizyty w Lulua poprosiłam o próbkę Najciekawszego Cotammacia i moja urocza gospodyni wybrała właśnie Flotholt Fishersund.
Fischersund Flotholt Czytaj więcej »
Wiecie, kiedy ostatnio recenzowałam perfumy Comme des Garcons?
Na początku 2018 roku!
Ponad sześć lat bez recenzji tej niesamowitej marki na blogu o perfumach niszowych to jest skandal. Totalne zaniedbanie. Degrengolada. To jakby sześć lat nie słuchać Beethovena. Jakże nazywać się kulturową buntowniczką, jeśli nie sięga się do klasyki kulturowego buntu?
Dziś sięgam.
Po Ganję.
Comme des Garcons Ganja Czytaj więcej »
Co wyciągnęła z kapelusza Fanny Bal?
Królika – wiadomo.
Ale jakiego?
Zoologist Rabbit Czytaj więcej »