Zapachy dla umarłych i nieumarłych, czyli perfumy na Halloween

Halloween to święto w Polsce relatywnie nowe. I jest to święto typowo komercyjne rozumiane jako „okazja do świętowania” czyli zrobienia imprezy. Oczywiście, jak wszystko co nowe, także ten importowany z krajów anglosaskich zwyczaj ma swoich przeciwników. Odnoszę jednak wrażenie, że zabawa w horrorowym klimacie w sposób nieunikniony wchłonięta zostaje przez coraz bardziej homogeniczną popkulturę.

Będące ludyczną mutacją święta ku czci zmarłych (All Hallows’ E’en) Halloween zestawiane bywa często z drugim, względnie nowym holidejem w polskim kalendarzu: Walentynkami.

Przyznam, że o ile z sentymentem wspominam czasy, kiedy wielbiciele pamiętali o tym, że walentynkowe dowody miłości powinny być anonimowe: kartki zostawiane w skrzynce lub podrzucane do tornistra, czerwone jabłka czekające na ławce po przerwie; o ile nie zapomnę nigdy przywiązanej wielką kokardą do zewnętrznej kraty balkonu (nie mieszkam na parterze) płyty Iron Maiden… O tyle uroczystości Dnia Zadusznego nigdy nie należały do moich ulubionych. Najpierw przez wiele godzin pucowałyśmy z mamą rodzinny grobowiec tak wielki, że poprzecinany był chodnikami, żeby dało się wszędzie dotrzeć. Potem, bez względu na pogodę mama zakładała długie futro i futrzany kołpak, a tata pelisę z futrzanym kołnierzem i biały szalik; mnie zaś, również bez względu na pogodę pakowano w zimową kurtkę i wiązano obciachową kokardę we włosach. Tak uzbrojeni szliśmy na cmentarz pokazać rodzinie i znajomym wszystkie nowe pierścienie matki i wzbudzić zazdrość rodowym sygnetem ojca. Najgorsza jednak była nuda. Nie wolno mi było się odzywać, nie wolno było zdzielić w łeb kuzyna, który ciągnął mnie za warkocz, nie wolno było, ku mojej wielkiej rozpaczy, bawić się zniczami i lepić kulek z wosku. A kiedy wreszcie zaczynało się robić ciemno i nad cmentarzem pojawiała się łuna w kolorze dyni – szliśmy do cioci, u której nadal nie wolno było się odzywać, ani zdzielić kuzyna, ale za to można było lepić pod stołem kulki z ciasta. 

Ogólna konkluzja niechaj będzie taka, że nie tęsknię za
tamtym sposobem świętowania, a samo Halloween traktuję jak okazję do
szalonej, niekoniecznie szczególnie mądrej zabawy. I bez względu na to,
czy u źródeł tej zabawy leży próba przywołania pamięci bliskich i
dalekich zmarłych, czy wręcz przeciwnie: chęć zamanifestowania miłości
do życia i pogardy dla śmierci – kto chce się bawić, niechaj się bawi.
Jeśli kto nie chce – jego prawo nie bawić się.

Z okazji zbliżającego się Halloween pozwolę sobie, ku uciesze (mam nadzieję) i pożytkowi szanownych Czytelników, słów kilka o zapachach upiornych i trupich napisać. 

Pierwsza moja rada jest taka, jak zwykle: żeby nie przywiązywać zbyt wielkiej wagi do rad.

Jeśli intuicja mówi Wam, że Śmierć pachnie Angelem, a wiedźma Habanitą – wedle własnych skojarzeń wybierajcie zapach do stroju. Każdego i zawsze. W ten sposób będziecie się czuli spójni i to wpłynie na Wasze samopoczucie lepiej, niż sam zapach czy jakikolwiek inny detal stroju.

Druga jest natomiast taka, by nie przesadzić ze stylizacją. Perfumeryjną szczególnie. O ile rozsznurowanie zbyt ciasnego gorsetu czy zdjęcie niewygodnego kapelusza nie stanowi wielkiego problemu, o ile w najbardziej nawet niewygodnych pantoflach można usiąść i dać stopom chwilę odpoczynku, o tyle zapach raz zaaplikowany pozostanie z nami cały wieczór, czy tego chcemy, czy nie.

Najstaranniej i najcelniej dobrana mieszanka upiornych woni będzie towarzyszyła nie tylko nam, ale i wszystkim osobom wokół nas – i nie będą w stanie zamknąć na nią oczu, zatkać uszu, bo oddychać trzeba.

Zdarzyło mi się popełnić ten błąd i w wampirzej stylizacji skropić się obficie Incense Normy Kamali… Uwierzcie, nie bawiłam się dobrze. Nie dlatego, że zapach jest obiektywnie niedobry, lecz wyłącznie dlatego, że ja osobiście po prostu go nie lubię. Choć pasował…

Mam nadzieję, że ten krótki wstęp zachęci Was do poszukiwań i włączenia perfum w tworzenie stylizacji na Halloween, bal karnawałowy czy dowolną przebieraną imprezę. Kilka przytoczonych niżej zasad ogólnych, pomoże Wam wybrać stylizację zapachową nawet jeśli nie będziecie dysponowali żadnym z zapachów wymienionych w poście.

Za woń mroczną i upiorną standardowo uznawana jest paczula, czyli olejek pozyskiwany przez parową destylację liści paczulki wonnej. Oczywiście, nie każde perfumy z paczulą w składzie będą spełniały nasze wymagania: olejek paczuli pachnieć może bardzo różnie: od aromatu przypominającego orzechy lub czekoladę, przez zapach mokrych liści, mchu lub omszałego kamienia, po zapachy określane jako „piwniczna stęchlizna”, „butwiejące liście” czy po prostu pleśń. Ogólnie jednak wybierając zapach z paczulą w tytule mamy spore szanse trafić w halloweenowy klimat. 

I tak, idealne dla wszelkich istot żyjących w mroku będą zapachy typu Patchouli ProFumum Roma, Patchouli Mazzolari, Neonatura Cocon Yves Rocher, zwana Maszkarellą Marescialla Santa Maria Novella, Patchouli Patch l’Artisan Parfumeur czy Patchouly Etro. Można też ekstremalnie – użyć Patchouli Lorenzo Villoresiego.

Elegancka wampirzyca wdziać może klasyczne Poison lub Midnight Poison Diora, Angel Thierry’ego Muglera czy Perles Lalique. 

Drugim składnikiem kojarzonym z Halloween, a konkretnie z magią, czarami i mrocznym klimatem jest kadzidło i wszelkie zapachy dymne. 

Jeśli w perfumach dominuje kadzidło frankońskie, czyli olibanum – mamy klimat kościelny, zaduszny – w sam raz dla potępionej duszy lub wampira sypiającego w kościelnej krypcie.

Taką stylizację świetnie dopełnią Avignon czy Zagorsk Comme des Garcons, L’Eau Trois Diptyque, Cardinal Heeleya, Messe de Minuit Etro, Rock Crystal Olivier Durbano, Holy Smoke Demeter czy Ceremony Norma Kamali

Jeśli do przodu wyciągnięte będą inna kadzidła i nuty dymne, spore są szanse na to,
że zapach skojarzony zostanie z pogańskimi obrzędami, czarownicami i
gusłami.

Black Cashmere Donny Karan, Gucci Pour Homme, Black Tourmaline Olivier Durbano, Coze Parfumerie Generale, Bois d”Encens Armaniego, Arso ProFumum Roma czy Missisippi Medicine D.S. & Durga dadzą nam efekt czarów i magii.

Można też połączyć dwie dymne tendencje i użyć zapachu w typie Incense Oud Kiliana.

Wonią kojarzącą się „trupio” jest zapach lilii i ogólnie „zimne kwiaty”. Perfumy z lilią w składzie będą znakomitym zapachem dla „nieumarłej” lub właśnie umarłej damy. Albo dla anioła.

Sztandarowym przykładem zimnej lilii będzie tu Halloween Jesus del Pozo, ale mamy przecież także Angel Le Lys Thierry Mugler czy Black for Her Kennetha Cole.

 

Duch, istota eteryczna najprawdopodobniej pachniała będzie… eterycznie. Piękną, czystą chemią w postaci ISO E Super w Molecule 01 czy ambroksanu w Molecule 02 Escentric Molecules, ozonowo Rain Demener albo może L’Antimatiere LesNez?

Dla stylizacji w klimacie postapo najwłaściwszym zapachem będzie coś syntetycznego: Garage lub Tar z serii Synthetic Comme des Garcons, Petroleum Histoires de Parfums, Nostalgia Santa Maria Novella, Eau du Fier Annick Goutal (jeśli komuś uda się zdobyć) albo Type B Henrika Vibskova. 

Można też użyć po prostu kropli benzyny czy terpentyny na chusteczce noszonej w kieszeni. Ma to tę dodatkową zaletę, że chusteczkę taką można w każdej chwili wyrzucić lub schować do foliowego worka.

Dla rusałek, południc, ondyn i wszelkich duchów ziemi znakomite będą zapachy zielone, ziemiste w stylu 4 Elements Ramon Molvizar, Encre Noire Lalique (męska wersja),Wild Hunt I Hate Perfume, Turqoiuse Olivier Durbano,  New Zealand lub Snow Demeter.

Dla elfów i wróżów i czarodziejów zapachy zielone w typie Mandragore czy Ninfeo Mio Annick Goutal, Calamus Comme des Garcons, Victrix ProFumum Roma, Eden Cacharel, drzewne jak Le Boise Ginestet, Chene Serge Lutens, Hunter MCMC Fragrances czy Bowmakers D.S. & Durga lub kompozycje łączące te dwa elementy jak Etra Etro, Jade Oliviera Durbano, French Lover Frederic Malle, Chaman’s Party Honore des Press czy Feminite du Bois Serge Lutensa.

Natomiast parającą się ewidentnie czarną magią czarownicę czy czarownika widzę w zapachu mrocznym: Norne Slumberhouse, Ambre Noir Sonoma Scent Studio, Roots Sarah Horowitz czy wspomnianym już Incense Normy Kamali. I chyba nie polecam tych eksperymentów osobom, które nie są odporne na takie wonie.

 

Na koniec podzielę się z Wami pomysłem, na który wpadłam wybierając perfumy na wampiryczną imprezę, a potem wielokrotnie stosowałam w sytuacjach wymagających popsucia zapachu perfum wonią horroru.

Otóż dodatkiem uniwersalnym, który każdemu właściwie zapachowi da,  niezwykle w stylizacjach upiornych pożądaną, dekadencko – trupią nutę jest… Dirt Demeter. Zapach wilgotnej ziemi. W formie czystej piękny, prosty, wzruszający nieomal, zmieszany z czymkolwiek staje się podtęchły i zimny jak tchnienie upiora.

Można go zmieszać właściwie z każdym innym zapachem. Zwykle da efekt niepokojący i niejednoznaczny. Dodany do zapachu drzewnego zmieni go w woń nawiedzonego lasu, złożony z kadzidłem da efekt wampira z kościelnej krypty,,  w towarzystwie woni cukierkowej i ślicznej wywoła efekt „upiornej lalki” albo czarownicy Ganguro, pomieszany z kwiatami natychmiast „posadzi” je na grobie i stworzy stylizację w typie Gnijącej panny Młodej.

Tego typu eksperymentów można dokonywać także z użyciem zwyczajnego, dostępnego w aptekach i sklepach zielarskich olejku paczulowego, który powinien zadziałać w sposób, a jaki działa paczula w perfumach – rzucić na nie cień.. Przy czym najlepiej byłoby nabyć fiolkę z rok wcześniej i trzymać w cieple… 🙂

Lubicie Halloween? Zamierzacie świętować w tym roku?

Bo ja mam już plan. 🙂

Wszystkie zdjęcia z domowego archiwum.

  • Autorem pierwszego, czwartego i piątego jest znakomity fotograf, a prywatnie mój drogi przyjaciel Michał Dagajew, którego stronę internetową znajdziecie pod adresem dagajew.eu.
  • Zdjęcie drugie i trzecie wykonał mój wieloletni partner brydżowy, aktualnie pracujący dla tygodnika „Polityka”: Leszek Zych. Rzecz dzieje się podczas imprezy halloweenowej w pierwszych dniach listopada. 🙂
  • Autorem szóstego zdjęcia jest Piotr Żurek, także prywatny znajomy i zdolny fotograf (oraz człowiek wielu innych talentów).
  • Autorką ósmego zdjęcia, wykonanego podczas premierowej promocji któregoś z tomów przygód Harry’ego Pottera w katowickim Empiku jest Justyna Sodo – Hamerska
  • Pozostałe z jakiejś sesji. Nie pamiętam fotografa.Stylizacja i rekwizyty (oraz wykonanie od podstaw pięknej sukni z kapturem, którą mam na sobie) Janina Gładysz.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

72 komentarze o “Zapachy dla umarłych i nieumarłych, czyli perfumy na Halloween”

  1. Tytuł <3

    Dla mnie Angel pachnie zimnem. Nie mogę go po prostu. I liliami.

    Tyle miałam myśli po drodze…

    Mam sąsiadkę, która pozostawia w windzie smrodek paczuli, nieznośny. Z kolei gdzieś czytałam nekrofilskie wynurzenia, że "trup pachnie palonymi liśćmi laurowymi"(!). Próbowałam, nic interesującego.

    Bardzo mi się podoba, to co napisałaś o homogenizacji Halloween i naszych cmentarnych pielgrzymkach, mnie to dość obrzydza + jeszcze te cukierasy, kiełbaski i baloniki na cmentarzach. Istny kram śmierci! Nawet napisałam o tym mały felieton swojego czasu, jeśli mogę tu wkleić (?), to zerknij: http://stacjakultura.pl/1,4,1542,Anomalia_w_umeblowanym_parku,artykul.html

    W tamtym roku "bawiłam" się w Halloween podwójnie. Jednego dnia był to "trupi" makijaż w stylu Fever Ray <3 (właśnie, może zamieszczę na blogu!). Tego "właściwego dnia" ja i mój Miły zgasiliśmy światła, zapaliliśmy świecie, założyliśmy czarne szaty (hehe) i weneckie maski. Było fajnie. Klimatyczne filmy, czerwone wino i muzyczka z "Nightmare before Christmas". Mój zapach to Hypnotic Poison Diora.

    Ale przyznam, że wspaniale byłoby wziąć udział w jakiejś większej przebieranej imprezie.

    1. Oczywiście, ze można linkować! Ten link mi się akurat nie otwierał, ale wygooglałam:
      http://stacjakultura.pl/1,4,1542,Anomalia_w_umeblowanym_parku,artykul.html

      Niestety, nasze rzekomo pełne zadumy Święto Zmarłych jest często targowiskiem próżności: nerwową licytacją, kto ile położy na grobie i kogo stać na nowe futro. Nawet w rodzinach podchodzących do tego spokojniej, niż moja, jest to zwykle zwyczaj celebrowany powierzchownie. Ot, strojenie grobów, spotkanie z rodziną, oplotkowanie nieobecnych i odwróconych… My, POlacy lubimy sobie wyobrażać, że nasze świętowanie jest lepsze, niż "yo całe hamerykańskie", a ja tego nie widzę. W święta zimowe ludzie dręczą karpie i skupiają się na szykowaniu gór jedzenia, w święta wiosenne celebruje się zwyczaje rodzimowiercze nie wnikając w ich symbolikę, zadowalając się bezdusznym małpowaniem zachowań rodziców i dziadków, ludzie nie odczuwają żadnego dyskomfortu traktując swoje wierzenia jak supermarket, w którym wybierają tylko to, co im się podoba i bez refleksji odrzucając zasady niewygodne. I czują się lepsi, niż inni, bo przecież robią to "na smutno".
      To ja już wolę rozdawanie cukierków roześmianym dzieciom. 🙂

      Wieczór we dwoje brzmi super. To fajne, ze ludziom chce się aranżować takie scenerie dla dwojga. podoba mi się ten pomysł.
      A większą przebieraną imprezę można przecież zorganizować. Wynajmujesz zaprzyjaźnioną knajpę, zapraszasz znajomych i już. 🙂

    2. Popieram całym sercem to co napisałaś!

      Już się podekscytowałam tym, co przeczytałam i tym, co mam napisać :>

      Cmentarze. Najlepszą są te rodzinne wypominki typu: "a ty nigdy nie kupujesz wiązanki (cmentarne kwiaty przestają być kwiatami, stają się "wiązanką"), tylko my to robimy! Ty tylko znicze kupujesz". Albo rozmowy o tym, kto jakie kwiatki przyniósł i jak to pięknie gród wyglądał. Lol. Najepiej jeszcze postać nad grobem ze smętną minką, a potem kupić ciasto do domu na cmentarnym straganie.
      Święta to już osobna sprawa. Tutaj to już większość ludzi zapomniała o co w nich cho. Wszystko opiera się na "tradycji" i "bo wszyscy tak robią". Mam wrażenie, że ludzie w naszym kraju są spętani tymi wszystkimi tradycjami, obowiązkami, tym "co wypada" (wtf?). Nie znoszę i tępię takie podejście. Ile razy widziałam umęczone przygotowaniami rodziny przy stole, często dogryzające sobie nawzajem i opieprzające innych o spóźnienia. To dużo wydanych pieniędzy, dużo stresu, dużo czasu. I po co? Aby potem posiedzieć przy stole, zjeść i otworzyć prezenty. A znam osoby, które obchodzą Gwiazdkę chyba wyłącznie dla prezentów (nie licząc "bo wypada"). Dla mnie to jakaś fasada, maska. Jeśli ja coś przygotowuję, to z myślą, że będzie nam miło przy stole, cała reszta nie jest specjalnie istotna. Ma być pięknie, magicznie, wesoło. Nie wiem, czy cokolwiek innego jest warte "zachodu". Już nie wspominając o tym aspekcie sacrum, dawno już zdeptanym. A nawet ja, uważająca się za agnostyka (agnostyczkę? :), chcę poczuć trochę ducha, klimatu, świętego czasu.

    3. My od lat spędzamy święta tak, by były miłe. Żadnych "generalnych porządków", jedzenia dla pułku wojska, potraw, których właściwie nikt nie lubi. Mamy za to więcej czasu dla siebie i dom pełen przyjaciół, którzy uciekają z własnych domów i spędzają święta z nami. Każdy przynosi coś własnego do jedzenia, czasem napitek, czasem film. Mamy różne podejścia do religii, ale przecież połamać się chlebem można i z człowiekiem, który ma odmienne poglądy. Nie te ważne – dotyczące dobra i zła, lecz te błahe, dotyczące imion, które temu dobru nadajemy lub nie nadajemy. Od pewnego czasu lubię święta. 🙂

    4. Dopiszę się jeszcze do samej siebie 🙂

      Myślę, że problemem jest też ludzka ignorancja na wiele spraw w tym świat duchowy. Dla mnie np. o wiele ważniejszą czynnością jest zapalenie znicza, bo jest właśnie taki symboliczny. To płomień dla duszy. Jakiś rodzaj drogowskazu i łącznik między tym a tamtym światem. Kwiaty też są ważne, ale bez przesady, zwłaszcza, że ludzie często kupują takie ohydne sztuczne wieńce (kolejne okropne słowo) albo grające znicze z melodią Ich Troje 😀 Pewnie chodzi o to, aby "naprowadzić się na znane sobie tory", czyli zająć umysł przyziemnymi pierdołami, takimi jak plotki, kwiatki, mycie płyty, wymiana elementów pomnika etc. Jak byłam mała to jeździłam z babcią na grób jej męża a mojego dziadka i bardzo o niego dbałyśmy – malowałyśmy ławeczkę, a ja przycinałam rosnącą wokół trawę nożyczkami. Teraz nie jestem w stanie zajmować się takimi sprawami. Wizyta na cmentarzu wstrząsa mną totalnie. I nie wiem, jak ludzie mogą tego nie czuć, tych wszystkich energii, tego nieokreślonego czegoś. Pewnie to sprawa osobista, indywidualna, jednak ja jestem wrażliwa na tego typu "wpływy".

    5. Sylvii, ja czasem myślę, że ludzie unikają myślenia, zastanawiania się i szukania źródeł swoich emocji dlatego, ze w ten sposób jest im po prostu łatwiej. Lżej w życiu. W większości z nas tkwią zadry, które łatwiej często zapudrować, niż rozdrapać. Myślę, ze to skupienie na formie, strojenie grobów, licytacja na ilość zniczy – to wszystko odwraca uwagę od poczucia braku, od tęsknoty i od uświadomienia sobie, ze my będziemy następni wreszcie. Zwróć uwagę – takie zachowanie pozwalają nie mówić i nie myśleć o śmierci. Ludzie boją się śmierci, nie chcą mieć jej świadomosci.

      Ta moja odpowiedź jest trochę odpowiedzią na kilka komentarzy, bo najpierw przeczytałam wszystkie. 🙂 Ale ogólnie, po prostu unikam oceniania. Staram się zrozumieć. Co nie znaczy, że chcę w tym brać udział.

  2. Crumbs of Beauty

    Bardzo ciekawy pomysł:) Po przestudiowaniu tego posta stwierdziłam, że znam bardzo niewiele z wymienionych przez Ciebie zapachów i … większość jest dla mnie nie do zniesienia;) A najgorsza z tego wszystkiego jest benzyna bo mam chorobę lokomocyjną…
    Za to Haloween JDP jest dla mnie bardzo radosny i właściwie letnio-imprezowy… Chyba jestem dziwna…

    1. Ja też nie odbieram Halloween szczególnie trupio. 🙂 A Black KC nawet miałam flakon i tez nie kojarzył mi się smutno. Ale innym owszem, więc przyjmuję do wiadomości, że może. 🙂

      A dziwnym człowiekiem jest fajnie być. 🙂

  3. Ja jeszcze nigdy nie świętowałam Halloween. To fakt, że nasze rodzime święta są melancholijne i ja chyba ten charakter lubię. Lubię szarugę, ciszę, lubię noc na cmentarzu rozświetloną tysiącami zniczy. Nie chadzamy tam z rodziną za dnia, koniecznie musi być wieczorem :). Lubię melancholię bo otwiera mi przestrzeń pomiędzy mną a śmiercią, przestrzeń fascynującą i kuszącą. Nie mam złych skojarzeń, w podstawówce chodziliśmy porządkować zaniedbane groby na pobliskim cmentarzu. Każdy sobie jakiś wybierał wyrywał chwasty i stroił jak umiał tym co rosło na krzakach ( na krzakach rosły takie białe kulki) tudzież jakimiś zielonymi gałązkami. Zawsze byłam ciekawa kto tam leży pod spodem najczęściej były to groby dzieci albo nieznanych żołnierzy. Jakkolwiek nie zabrzmi to może dziwnie to uwielbiałam ten czas spędzony na cmentarzu.
    Kto wie może jakby nadarzyła się okazja do zabawy to bym się skusiła. W samej zabawie jako takiej nie widzę nic złego ( Lubię na przykład stypy na których ludzie w końcu już zaczynają się śmiać i opowiadać rodzinne anegdoty) Puki co sama okazji nie szukam :).

    1. wiedźma z podgórza

      + 1 🙂

      Świętuję Halloween, choć raczej nie w stylu imprezowym. Po prostu z młodszą częścią rodziny, która pozjeżdżała się ze "świata" organizujemy sobie maraton horrorów, strasznych opowieści i innych w tym typie przy klimatycznie ostrym jedzeniu oraz jakimś przyjemnym alkoholu [tego drugiego nie za dużo, żeby później móc swobodnie kurować między domem a cmentarzami].

      Z uroczystościami zaduszkowymi, jak Pola, nie mam żadnych złych skojarzeń. A nawet wprost przeciwnie. 🙂 Bardzo lubię ten dzień. Szczególnie po zmroku. 🙂
      Do tego stopnia, że nie wyobrażam sobie roku obrzędowego bez Wszystkich Świętych. Bez różnicy, wierzyłam w życie wieczne czy je kontestowałam, akurat to się nie zmieniało.

    2. Polu, lubię ciszę i zadumę, ale jeśli chcesz ją znaleźć na cmentarzu, to raczej nie w dzień Wszystkich Świętych, niestety. W ten dzień (te dni) cmentarz staje się miejscem lansu i epicentrum plotek.

      Co do opuszczonych grobów – kiedy byłam harcerką, opiekowaliśmy się jednym ze starych, katowickich cmentarzy. Nie we Wszystkich Świętych, tylko cały rok. Wykonywaliśmy nie tylko prace porządkowe na opuszczonych grobach, ale też drobne remontowe.

      Lubię cmentarze, kiedy nie ma na nich ludzi. W "te dni" nie znoszę i unikam.

      I jeszcze słowo o zabawie – okazje przydarzają się tym, którzy szukają. Nie tylko do przebieranek. Do większości miłych rzeczy. 🙂
      Okazji życzę. :*

    3. Wiedźmo, o Zaduszkach pisałam już Poli, o sposobie spędzania Halloween z rodziną napiszę zaś tyle, że to świetny sposób. 🙂
      My w tym roku ze znajomymi organizujemy maraton gotyckich horrorów. Przebierany. 🙂

    4. Dlatego ja nie chodzę tam za dnia. Powiedzmy sobie szczerze nikomu nie opłaca się lansować po ciemku o 21.00. Choć fakt, że białe kozaczki powinny świecić 😛 ( to tak w nawiązaniu do sweetfotek z cmentarza na NK sprzed bodajże 3 lat)

      Racja okazja czyni imprezowicza ja uwielbiam się przebierać, kto wie może więc któregoś roku przebierane Halloween zrobię u siebie w domu.

      Działalność harcerska się chwali. Co do moich szkolnych wypadów to nie wiem ile było w tym dewocji pani dyrektor a ile problemów alkoholowych pani od Wfu, której wygodnie było nas pogonić na cmentarz i nie zaprzątać sobie głowy dydaktyką ćwiczeń :P. Sacrum +profanum pełną gębą. My zawsze byliśmy przyjezdni nie mieliśmy w okolicy naszych grobów. Z czasem trochę przybyło znajomych, nastoletnich samobójców etc. Ale ja znowuż wyprowadziłam się na drugi koniec Polski i znów odwiedzam "pośrednio" swoje groby. Choć tak po prawdzie część rodziny pochodzi właśnie z terenów dolnego i górnego śląska więc na upartego można by swoich pradziadów umarlaczków poszukać. Wiesz, że ja nigdy jako nawet nastolatka nie skumałam tego odpustowego nastroju rewii mody? Kurcze a wydawało mi się, że dość rozgarnięta byłam.

    5. W ogóle to dzięki za zdjęcia 🙂 Tak się zrobiło prywatnie dzięki nim. Spojrzenie z trumny bezcenne 😀

    6. Zastanawiałam się, czym zilustrować ten wpis. Najpierw miały być zdjęcia archetypicznych czarownic, wampirzyc i magów. Ale potem uznałam, ze lepsze będą zdjęcia zwyczajnych, poprzebieranych ludzi – bo to przecież o przebraniach jest i ma zachęcić, a nie w kompleksy wpędzić. A skoro już mieli być zwykli, niezbyt piękni ludzie, to uznałam, że się nadam. Moje dane i tak już wypłynęły, wygooglać mnie można bez problemu… Nie mam wiele do stracenia. Kumpel mi napisał, że teraz może się zdarzyć, ze mnie ktoś wodą brzozową na ulicy obleje w ramach ataku na pachniucha. 🙂

      Co do nastroju natomiast… W mojej rodzinie… Trudno było nie skumać. Ale to nie temat na komentarz. 🙂

    7. Szkoda, że nie ma tu odpowiednich emotikonów bo bym jeden dodała za komentarz o niezbyt pięknych ludziach ( grrrr….) Poza tym właśnie takimi stwierdzeniami możesz innych w kompleksy wpędzić ( niedobra) Jakbym mogła to bym się zrewanżowała swoim zdjęciem w przebraniu tancerki Moulin Rouge ale nie da się dodawać zdjęć w komentarzach :P.
      Ja tak jak pisałam bardzo lubię się przebierać tylko wśród znajomych i rodziny raczej odosobniona jestem w swoich upodobaniach. Ale zobaczymy a nuż koniec końców okaże się, że wśród towarzystwa jest jakiś potencjał :P. Od dawna mam ochotę urządzić przebieraną imprezę.

      Tak żeby nadto nie offtopować to jak bym szła na takie party przebrałabym się za topielicę i ubrała Pachouli & Sandalwood Rituals

    8. Polu, zdjęcie w stroju tancerki Moulin Rouge? Chcę to! Na maila? :)))
      W kwestii kompleksów i wyglądu… Chyba nie powinnam się wypowiadać. Z jednej strony wiem, jak wyglądam i widzę, że żadna ze mnie piękność. Mam typ urody, który określam jako interesujący, nie ładny. Jestem w stanie z tym żyć. Z resztą – kiedy się człowiek uśmiechnie ludzie i tak mają przekonanie, że jest ładniejszy, niż jest, a ja się dużo uśmiecham.

      Topielica… Do zrobienia. Choć… ciuchy trzeba byłoby nakrochmalić i suszyć na sobie. Najlepiej Farelką. 🙂
      Ja na ten rok strój mam. Najprostszy z możliwych, ale też impreza będzie połączona z maratonem filmowych – musi być wygodnie. 🙂

    9. Chciałaś to masz… Bycie ładnym ma sporo zalet i sporo wad jak wszystko. Zdecydowanie najlepiej jest być człowiekiem dobrym i pogodnym, uśmiech otwiera nie jedne drzwi prawda to.

      Łe tam krochmalić wystarczy nie dodać płynu do płukania i wysuszyć pogniecione fatałaszki. Na ciuchland trzeba by skoczyć po odpowiednie halki i kiece potem to połaczyć postrzępić podbarwić żeby nadać tonu odpowiedniego. Pikny makijaż zrobić,
      z siostrą mą na długie blond płowe włosy się wymienić i gotowe 🙂

    10. Peruka wystarczy. Po co ogołacać siostrę. :)))

      Na maila odpisałam. Informuję, że jestem w szoku i nie dojdę do siebie zbyt szybko.

  4. Kicia Wampirzyca

    Dla wielbicielki Halloween i mrocznych klimatów ten wpis spadł jak z nieba (a może z piekła?) 😉
    Moje Halloween będzie spowite oparami Fumidusa.

    1. O widzisz! O Fumidusie zapomniałam. I pewnie o mnóstwie innych zapachów, bo wyszukiwarka nie działa i teraz już sama nie wiem, co mam na tym blogu…
      Miłej zabawy! Moje Halloween będzie pachniało własną mieszanką. Będę łączyła śmierć, Egipt i styl goth. 🙂 Czyli żywice, chemia i kapka paczuli. Może coś dodam… 🙂

    2. Sabb z Paczulowym Etro strzeliłaś w dziesiątkę.To najbardziej ekstremalna, piwniczna paczula jaka mi towarzyszyła:)
      O dziwo podoba mi się,podobnie zresztą jak Dirt Demeter.
      Zdjęcia obłędne,te na schodach taki Lynchowski surrealizm:)a szczególnie te w trumnie pozytywnie miażdzą:)
      Uwielbiam również stare cmentarze,a szczególnie bardzo wczesnym rankiem,zamglone,tajemnicze,skłaniające do reflleksji…
      Kiedyś przesiadywałem godzinami:)
      Pozdrawiam

    3. Chłopak, który robił zdjęcie ma talent. Poważnie – jest bardzo zdolny. Nie tylko jako brydżysta. 🙂
      Co do paczul – dla mnie najbardziej archetypiczna jest ta od ProFumum Roma. Etro jest piękna. Trudna, ale piękna. A ekstremalna w znaczeniu negatywnym jest ta od Villoresiego. Masakra. Paczulowa masakra. :/

      CO do miejsc zadumy – lubię, kiedy są puste. Nie potrafię się skupić na sobie przy ludziach. Zamglony cmentarz rankiem to wizja znacznie bardziej do mnie przemawiająca, niż zatłoczony, nawet przepięknie rozświetlony w Zaduszki.

  5. Jak co roku w Halloween posiedzę w domu i poodpoczywam sobie przy aromacie korzennych świeczek 🙂
    Paczulę uwielbiam w każdej postaci, ale pewnie dlatego, że pięknie na mnie pachnie 😛

    1. Ja nie w każdej, ale często lubię. A już na pewno doceniam. Szukam teraz dobrego, "jędrnego" ekstraktu do mieszanek. Na razie zaliczyłam trzy pudła. :/

  6. o TAK WŁAŚNIE ! Chęć zamanifestowania miłości do życia mi pasuje, idźmy w tę stronę 🙂 Może by tak jednak zmalował coś na to święto… hmmm hmmmm

    P.s. Boskie zdjęcia 🙂

    1. Maluj! Uwielbiam wyraziste, kreatywne stylizacje. sama bym się malowała halloweenowo, gdybym umiała. W sumie, muszę się umówić ze zdolną kumpelą na malunek oczu przed imprezą. Mój strój będzie bazował na makijażu oczu. Ja zwykle mam stroje, które nie kosztują i opierają się na pomyśle, nie zakupach. 🙂

      Za pochwałę zdjęć dziękuję. To była trudna decyzja. 🙂

    2. Zmalowałam brzydki makijaż ale zupełnie do innych celów 🙂 Widziałam foty na FB, masz idealne ciało do takich kostiumów, a kobieta kot zaparła mi dech i do tej pory nie mogę powiedzieć nic konstruktywnego, jedynie wielkie WOW 😀

    3. Ja Ci dam brzydki! Już u Ciebie byłam. 🙂
      Kobieta Kot kosztowała 30 groszy. Kupiłam 10 cm wstążki na uszka. :))) Maska ze szmatki naprasowanej na flizelinę, reszta to spodenki naciągnięte na getry i inne improwizacje. 🙂

  7. BeautyMania.pl

    Świetny post 🙂 Nabrałam ochoty na testy, zwłaszcza: Snow by Demeter, Olivier Durbano Black Tourmaline i Frederic Malle French Lover 🙂

  8. Wychodzi na to, ze lubię pachnieć jak wampirzyca, ewentualnie czarownica 😉 I w sumie pasuje mi to! Wciąż biję się z myślami, czy nie kupić sobie znowu Angela. Wiem natomiast że poszukam tych limitek "smakowych" TM.
    Natomiast kiedyś miałam okazję używać Halloween Jesusa del Pozo i powiem szczerze, że myślałam, ze nos mi się wykręci na lewą stronę… Zupełnie się w nim "nie czułam".

    1. I co Cię powstrzymało??? Ja z zapachami mam tak, że jeśli znajdę zapach, który mi się podoba, to powstrzymać może mnie tylko brak gotówki na koncie 😉

    2. Kolorowy Pieprz

      dokładnie tak powstrzymuje mnie portfel przez zakupem Blood Concept grupa 0- najwspanialsze dotychczas przeżyte chwile to właśnie ten zapach- w końcu ulegnę. Bo to pewna…hm…"pamiątka". Te myśli i wspomnienia.

      Zapachem, ktory łączę z listopadowymi nocami jest własnie lilia…Boli mnie od niej glowa i kojarzy mi się z ostatnim pożegnaniem…te wiązanki z szarfami…perfumy z lilią mnie niepokoją…Geranium też…te zapachy są dla mnie jednoznaczne. Też "powodują" obrazy. Lilie…brrrr aż mi zimno

    3. Ja na zapach, którego pragnę moge oszczędzać i rok. 🙂

      Lilie nie budzą u mnie skojarzeń. Ale nie mogę powiedzieć, bym uwielbiała, bo ja kwiatów uczęś się powoli. Ludzie mówią, ze kwiaty to zapachy łatwe, drewno trudne. ja mam odwrotnie. 🙂

      A co do smakowitych Muglerów… Myślałam nad zakupem Angela. I nadal myślę. Wiedziałam, ze nie powinnam publikować recenzji przed kliknięciem! W chwili kiedy wrzucałam posta na bloga na Allegro Goutów było mnóstwo, w tym cztery Anioły. teraz nie ma ani jednego. Kolejny raz mi się to zdarza. Muszę się w końcu nauczyć – najpierw klikać, potem pisać. :/

    4. Hahahah masz nauczkę na przyszłość 😉 Wiesz przecież, że my tu wszyscy jak sroki tylko patrzymy co by niuchnąć w następnej kolejności 😉

  9. halloween traktuję właśnie tak jak piszesz, jako okazję do tego żeby się bawić. przebierane imprezy bardzo lubię, ale najlepiej kiedy mam dużo czasu na wymyślenie i dopracowanie szczegółów stroju. u mnie halloween było w tym roku przyśpieszone, bo w sobotę 😉 byłam w tym roku czarnym kotem. zupełnie nie miałam pomysłu na zapach, było blisko do użycia dzinga, ale w ostatniej chwili złapałam smoka w wersji ekstraktu i cieszę się z tego wyboru. zapach ciepły, gęsty i milutki, pasuje do kota, bo "koty, koty są miłe"

    1. Pewnie, że koty są miłe. Nie dyskutuje się ze Śmiercią. 🙂

      Smok ekstrakt pasuje do kota… takiego kanapowego. Prawda. Byłam kiedyś przebrana za kota czarnego. na Sylwestra przebieranego. Ale nie pamiętam, czym pachniałam. 🙂

  10. A ja nie lubię Halloween. Bo o ile zgodzić się mogę, że Święto Zmarłych ma sobie cechy jarmarku i wybiegu mody to Halloween w naszej kulturze wydaje mi się pustym znakiem rozdętym komercyjnym kiczem, sztucznymi zębami wampirzymi, tandetnymi pelerynami i sztucznymi nietoperzami. Dokładnie takie same odczucia żywię w stosunku do Walentynek- napiszę to wprost, mdli mnie.
    Na cmentarz chodzę, wtedy gdy spod jego bram wyniosą się już sprzedawcy obwarzanków i baloników. Lubię łunę świateł, głosy mijających mnie ludzi, ciemność dojrzałej jesieni. I lubię stanąć nad grobami Bliskich właśnie w ten dzień z wiązanką którą sama robię z suszonych kwiatów, liści, kłosów, głogu, szyszek wszystkiego tego co zbieram w lesie od późnego lata specjalnie w tym celu.
    I już 🙂

    1. Taka wiązanka to jest coś innego, niż sztuczne kwiaty z ziemnego plastiku, prawda? 🙂 Ja mam =specyficzne podejście do tego typu zwyczajów. Jakieś przekonanie, że nie potrzebuje pistoletu startowego świąt zmarłych, żeby pamiętać…

      Do zabawy natomiast mam odmienne, niż Ty podejście. Uważam, że każda (prawie, nie piszemy o ekstremach) okazja do tego, żeby ludzie śmiali się, byli razem, zrobili coś, co pozwoli im przełamać szarość jest dobra. Lubię zabawę. Nawet "pustą" i niezbyt mądrą. Walentynki też bym lubiła bardziej, gdyby nie to, ze widzę, jak to wygląda – ludzie kupują śmieci i… i tyle. Ja naprawdę znajdowałam kiedyś trzy lata pod rząd czerwone jabłko na ławce w szkole w ten dzień. I domyślam się, od kogo było, ale pewności nie mam. To były walentynki na miarę moich wyobrażań. 🙂
      A mąż do dziś zostawia mi w skrzynce na listy niepodpisane kartki 14 lutego. Choć przecież wiem, ze to od niego. 🙂

    2. Myślę że i sztuczne kupowane na bazarku kwiaty mogą być wyrazem pamięci i tęsknoty.
      Tak samo jak Halloween może być po prostu okazją do spotkania, zabawy, nawiązywania i podtrzymywania międzyludzkich więzi. Uważam, podobnie jak Ty, że to ważne i piękne ale wole świętować inne okazje. Albo spotykać się bez okazji.
      Dokładnie tak samo ustosunkowuję się do zwyczajów walentynkowych, nie czuję potrzeby mieszania do moich perypetii uczuciowych świętego patrona chorych na epilepsję.
      Miło jest się różnić 🙂

    3. Gdzieś wcześniej w komentarzach pisałam, że w moim odczuciu te nerwowe przygotowania, obkładanie grobów wieńcami na Zaduszki, a krzątanina przy okazji świąt przeróżnych – one służą trochę odwróceniu uwagi od spraw ważnych. Trudniej jest po prostu tęsknić za tymi, którzy odeszli. Takie rytualne czynności dają poczucie, e coś się zrobiło dla nich, dla tych, dla których nic już zrobić nie możemy. A tak naprawdę robimy to dla siebie – dla spokoju sumienia. Ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, wszelkie świąteczne porządki, szykowanie gór jedzenia, którego nikt nie da rady pożreć – wszystko to zastępuje uczucia. Jest substytutem tego, co naprawdę ważne, a czego nie potrafimy bliskim dać. Ani sobie… sobie też nie potrafimy. I nie wiem, może to krzywdzące, ale z moich obserwacji wynika, ze w tych najbardziej ściśle przestrzegających rytuałów domach często właśnie brakuje ciepła. tak było u mnie. Długo uczył mnie mój obecny mąż, że obojętne co zjemy – byle razem, bez nerwówy, nie umęczeni jak psy gończe.
      Ogólnie pisałam już, nie lubię wszelkich pokazówek, epatowania majątkiem i robienia przedstawienia z uczuć. Nie chodzi o to, że nie lubię ich okazywać. Chodzi o to, że nie będę tęsknić na rozkaz i na pokaz.

      A Halloween – masz rację. Okazja, jak każda inna. Będę piekła pierwsze w życiu mufinki w tym roku. Halloweenowe. 🙂

  11. Halloween za bardzo nie obchodzę, po prostu tak co roku jakoś wychodzi, że ten moment z 31 października na 1 listopada… przegapiam 😉 Lecz jeżeli ktoś zaprosiłby mnie na imprezę zapewne nie odmówiłabym.
    Znalazłam ciekawy artykuł o Zaduszkach (pewnie każdy z Was zna ich historię, ale co tam, ja osobiście co roku lubię sobie odświeżyć informacje związane z faktycznym pochodzeniem tego święta):
    http://www.obliczakultury.pl/publicystyka/obyczaje-swiata/1283-dziady-zaduszki-czyli-nasze-polskie-halloween

    1. Kuszą mnie te stare, pierwotne, niepopsute chrześcijańskimi naleciałościami obrzędy zaduszkowe. Dziady czy Smhain… Kiedyś chyba ludzie "wierzyli" inaczej. A może tylko ja chcę w to wierzyć?

      Fajne jest takie podejście bez spinania się. Nie mówisz nie. I to jest dobre. to otwiera drogi, rodzi możliwości. Prawda? :)))

    2. Prawda, prawda 🙂
      Też mnie ciągnie bardziej do tych pierwotnych świąt. Jeżeli o "wiarę" chodzi to myślę, że była przede wszystkim podbudowana wierzeniami ludowymi i …prostotą. Tak ma być, że witamy duchy zmarłych na Ziemi podczas Dziadów, tak każe zwyczaj, że po wieczerzy Wigilijnej nie sprzątamy ze stołu. Ot niby wierzenia ludowe,dzisiaj już wyśmiewane, ale jednak znacząco porządkowały świat naszych przodków.
      P.S. Na swoim blogu umieściłam już w menu ikonkę Obserwatorzy. A i wczoraj założyłam kolejnego z myślą o opisywaniu zapachów. No cóż, na razie ze mnie w tej kwestii żółtodziób ale chcę spróbować swoich sił. A jak mi wyjdzie zobaczymy :)(http://flakonikperfum.blogspot.com/)

    3. Brawo! Kolejny blog o perfumach. To wspaniale! Będę zaglądać na pewno.

      Wierzenia ludowe to przecież takie same wierzenia, jak inne. Religia. Nie gorsza i nie lepsza, niż te ekspansywne, ogniem i mieczem zdobywające wyznawców. Tylko bardziej intymna może…

  12. Brulion malarski. Justyna Neyman

    Sabb, dziękuję za ten wpis – uśmiałam się przy opisie nudy i przymusu właściwego sprawowania. Co do zapachu – właśnie leci do mnie Garage, kandydatem jest też Odeur 71, który kojarzy mi się ze spaloną instalacją elektryczną. Gdybym miała, pachniałabym Funeral Home – niestety, wylał mi się. I to są kandydaci na cmentarz, a nie zabawę 🙂

    1. Nie wiem, czy Garage się u Ciebie utrzyma., Jest ładny i porządny. Nic ekstremalnego, niestety.
      Cieszę, się, ze się roześmiałaś. Liczyłam na to, ze ktoś się uśmiechnie. :)))

    2. Brulion malarski. Justyna Neyman

      Kusi mnie sterylność, o której napisałaś. Jeśli będzie mieć jakiś charakterystyczny syntetyczny charakter, to kto wie. Uśmiałam się nie raz. Świetny wpis, a poczucie humoru – mniam.
      I bardzo przekonujące mnie, wyważone ujęcie tematu.

    3. Nie wiem, Justysiu, czy jest to sterylnośc na miarę Twoich pragnień. Może okazać się zbyt porządna i grzeczna. Ciekawa jestem Twoich wrażeń.

  13. Sabbath świetny wpis i cudne zdjęcia 🙂

    Halloween nie obchodzę 🙂 Na cmentarz idę kiedy cały tłum zniknie czyli późnym wieczorem. Lubię spacerować cmentarnymi alejkami i pomyśleć nad mijającym czasem.

    Chętnie użyłabym perfum dla czarownic 😀

    1. Też, jeśli chodzę na cmentarze, to wtedy, kiedy nie ma na nich ludzi. Cmentarz jest miejscem intymnym. Dla mnie. Bo ja tak mam, ze radościami dzielę się chętnie, ale smuteczki chowam głęboko.

  14. Zdecydowanie preferuję kadzidlaki, nuty zielone i soft-paczulowce;)
    Co do Halloween, nie moja bajka. Jeśli już mowa o śmierci w wesołym wydaniu, wolę Día de los Muertos. Jest bardziej autentyczne i pierwotne. Fascynuje mnie też szeroko pojęta Słowiańszczyzna.
    A to całe "targowisko próżności" mające miejsce na naszych cmentarzach 1 listopada odstręcza. Gdy byłam nastolatką i miałam dołujący dzień, często kierowałam się w stronę opustoszałej nekropolii. To był najlepszy sposób na zdystansowanie się i spojrzenie na rzeczywistość z perspektywy kosmicznej;)

    1. Miałam podobne zwyczaje. Lubię atmosferę cmentarza. Kiedy pytano mnie, czy się nie boję odpowiadałam, ze bardziej obawiam się żywych, niż martwych. 🙂

      Edyto, samo Halloween jest bliższe tradycjom, niż się wydaje . Celtowie właśnie tego dnia przebierali się za duchy, upiory i potwory, by wędrujące (wedle ich wierzeń właśnie w nocy z 31 października na 1 listopada)) po świecie dusze zmarłych nie zasiedliły ich ciał.
      W tym kontekście zabawa nie wydaje się taka głupia.
      Swoją drogą, przy okazji wspomnienia o tradycyjnych świętach. przez długi czas chodząc do mamy na cmentarz siadałam na grobie i dzieliłam się z nią jedzeniem. Zostawiałam jej truskawkę lub czereśnię, czasem zakopywałam między kwiatkami ciastko. 🙂 Ludzie patrzyli na mnie jak na obłąkaną, kiedy siedziałam na grobie, jadłam i gadałam do siebie.

  15. Omg, jaki świetny post stworzyłaś ** Począwszy od tytułu po sam koniec. Już dzisiaj wypowiadałam się u Hexx na temat Halloween i mi to nie robi różnicy,ale nie biorę w nim aktywnie udziału. Jednak jako dzieciak uwielbiałam wszelkiego rodzaju historie z dreszczykiem, więc gdybym wyrosła kultywując 31 października, na pewno miałbym z tego wielką frajdę. A jeżeli chodzi o nasze święto zmarłych, to często nawet tego dnia nie jeżdżę na cmentarz. Przede wszystkim ze względu na jeden wielki tłum i korki. Mi się zawsze ten dzień kojarzył z tym
    https://fbcdn-sphotos-f-a.akamaihd.net/hphotos-ak-snc7/319032_4834991242458_1375436467_n.jpg
    i tym
    https://pbs.twimg.com/media/A6jjkBVCMAARZ-t.jpg:large
    Jeżeli już się wybieram to wieczorem, kiedy jest spokojnie i ciemno, bo wtedy jest najbardziej urokliwie, cicho i atmosfera skłania do zadumy. A cmentarz po zmroku, rozświetlony migoczącym światłem zniczy wygląda magicznie. Wtedy można się zastanowić i wspominać bliskich, chociaż chyba każdy wie że najbliższych zawsze ma się w sercu i wspomnienia napływają niezależnie od nastroju czy chwili.
    W wracając do posta- bardzo ciekawa sesja w trumnie, a aż mnie ciekawi jak do tego jak ci się to udało i jak do niej doszło 😉

    1. Jeszcze zanim otworzyłam pierwsze zdjęcie, pomyślałam właśnie o tym. Słowo daję.

      O zadumie o o tym, że nie wspomina i nie tęskni się na rozkaz, w określone dni pisałam wyżej Trzem Rybom. I o tym, ze te wszystkie świąteczne porządki, obrzędy i zakupy często wypierają to, co ważne. Emocje, miłość, bycie razem.

      Co do sesji w trumnie: jeżdżę raz w roku na czterodniową imprezę zwaną konwentem do Jastrzębiej Góry. To znaczy… Jeżdżę na konwenty znacznie częściej, ale ten jest specyficzny, mocno imprezowy i zawsze w jakimś klimacie. Te zdjęcia są akurat z ostatecznej walki wampirów z wilkołakami.
      Tu:
      http://www.sabbathofsenses.com/2011/12/usprawiedliwienie.html
      Wklejałam zdjęcia z ubiegłego roku, kiedy impreza odbywała się w klimacie hard science fiction i mieliśmy kostium z "Aliens". Mieliśmy, bo tym razem wymagał trzech osób. W ty6m roku (za miesiąc) będą PIRACI. Arrr!

  16. nie znoszę Halloween, podobnie jak święta murarza (walenie tynków z 14 lutego)… a najbardziej mnie zadziwia jak coś tak żenującego i zupełnie sprzecznego z naszą tradycją i kulturą – wdziera się z taką łatwością i aklimatyzuje na naszym dość konserwatywnym podwórku… doprawdy nie ma lepszych wzorców do naśladowania, niż przeistaczanie tego jedynego, jakże symbolicznego dnia zadumy w tandetną szopkę z dyniami, wampirzymi kłami, kostiumami i olaboga! cukierek albo psikus?

    czemu wszelka zamorska tandeta z taką łatwością wypiera coś tak swoistego jak Zaduszki? doprawdy nie ogarniam z jaką łatwością przychodzi polakom rezygnacja z własnej tożsamości… i jak tu szanować naród, który nie szanuje własnych wartości?

    w ten dzień u mnie zagości wyłącznie Encre Noir Lalique i Memoir Amouage – choć czy ten specyficzny zapach milionów palących się jednocześnie zniczy, wilgotnych opadłych liści i kwiatów wymaga dodatkowej oprawy perfum?

    1. Piracie drogi, po co tyle negatywnych emocji. To tylko zabawa, święta mające ludziom sprawiać radość. Nie ma czego nie cierpieć. Można nie obchodzić po prostu. 🙂

      I nie wiem, czy są takie sprzeczna z naszą tradycją? jaką? Chrześcijaństwo też jest religią napływową. Z moją kulturą sprzeczne jest dyskryminowanie ludzi ze względu na orientację seksualną. To jest sprzeczne z moją kulturą. zabawa nie jest, o ile nie odbywa się czyimś kosztem.

    2. Sabb, znasz mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że akurat wartości, rytuał i obrządek chrześcijański to ostatnia rzecz, w której obronie bym stawał…

      obchodzenie tego święta na smutno to taka nasza polska tradycja i na swój sposób jest to piękne… nie zamieniajmy tego na rzecz hucznej fety z dyniami i karnawałem przebierańców… w końcu chodzi o upamiętnienie żywych i prawdziwych niegdyś ludzi, naszych bliskich, ludzi których kochaliśmy i szanowaliśmy, a nie urojone postaci z mitologii chrześcijańskiej 😉

      ja nie obchodzę tego święta przez pryzmat obrządku wyznaniowego, tylko by odwiedzić zmarłych bliskich, rodzinę i zacnych ludzi których już ze mną nie ma… zresztą odwiedzam groby częściej niż raz do roku, ale i tak jestem zdania, (wiem, że się nie obrazisz, więc to powiem), że robienie szopki z dnia poświęconego pamięci zmarłych to wiocha…

    3. zaczarowany pierniczek

      Oj tam, oj tam. Nasze dziady wcale nie sa takie odległe od Halloween bez komeryjno-imprezowej otoczki. I maski podobne do dyń i żarło dla duchów i palenie świec/ognisk. Zastanawiem mnie czy czasem Celtowie nie mieli jakiegoś wpływu na nasze zwyczaje (a może odwrotnie?), w końcu zasiedlali oni ziemie polskie pare tys. lat temu

    4. Piracie, nie obraże się. Ani myślę i pod tym względem dobrze mnie znasz. 🙂
      Wiem, że, ze nie o obrządki Ci chodzi.
      Moja stanowisko jest takie, ze smutku nie przeżywa się na rozkaz, na hura, konkretnego dnia. I nie będę się obnosić z moją tąsknotą.
      co do obchodzenia "na smutno" – mam czasem wrażenie, że u nas w Polsce wszystko obchodzi się na smutno. A tak, jak napisałam Zaczarowany Pierniczek: ani Dziady, ani Samhain do końca smutne nie były. Najważniejszą zmianą wprowadzoną przez Kościół Katolicki jest właśnie okrojenie Dziadów z obrzędowej części biesiadnej. I oczywiście płacenie kasy na Wypominki kościołowi, zamiast dawania jadła i grosza ubogim, jak to czyniło się w Dziady.

      Moim zdaniem chodzenie po domach i zbieranie cukierków oraz przebieranie się w maski upiorów jest bardziej "tradycyjne" niż płacenie na wypominki klerowi i robienie pokazów mody na cmentarzach. A smutek… Smutek każdy powinien przeżywać intymnie.

  17. lady_poison

    Oooo Sabb doczekałam się "rankingu" Halloweenowego! Świetny post. 🙂 I chyba mogłabym nsić wszystko co wymieniłaś, wszystko! 🙂 Przypomniałaś mi o Patchouli Mazzolari, mam jeszcze gdzieś próbkę. I paczula od Viloressiego (wiem, że nie przepadasz za nią, ale dla mnie to jedna z bardziej malowniczych jej odsłon.
    Dirt są idealnie oddane, też lubię nimi podkręcać inne zapachy, zwłaszcza Anioła.

    A ja dziś właśnie Angelem pachniałam. Na żelu i balsamie – czysta rozpusta. 😉

    1. Te produkty z angelowej linii pielęgnacyjnej są cudne. Miałam kiedyś krem. Czysta radość.

      Ja na sobotę planuję strój gaimanowskiej Śmieci (siostry Sandmana) i dumam nad zapachem. Nie moze być kościelne kadzidło. będzie mirra… Planuję sama coś namieszać. 🙂

      Co do Viilloresiego – ta paczula się na mnie nie układa. no nie. Biesi się okrutnie. Nie dam jej kolejnej szansy. Ale na kimś z nią kompatybilnym powąchałabym nader chętnie. 🙂

  18. Ja w to Halloween roztaczałam chmurkę Burning Barbershop od D.S. & Durga, i choć idealnie pasował do moich blizn, ran i wilkołaczych krwawiących rozcięć, to np. nie byłam w stanie w nim jeść[ czego nie przewidziałam 😛 ] wiec impreza byłą automatycznie mniej udana niż mogłaby być 😉

    Może jestem dziwna ale w mojej rodzinie po prostu się chodzi na groby – na imieniny, urodziny zmarłego, w okolicach Wigilii i Wielkanocy, nie tylko w Zaduszki, więc jakoś chyba nie mam tej presji pokazywania światu ile to fantastycznych zniczy nakupiłam i dlaczego moja wiazanka ma tylko trzy chryzantemy a nie milion:) i bardzo się z tego cieszę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Victrix Profvmvm (Profumum Roma)

. Ten zapach został wyposażony w opowieść. Opowieść zwykle przekłada się bezpośrednio na wyniki sprzedaży, bo przecież łatwiej jest bazować na ludzkim snobizmie (albo romantyzmie,

Czytaj więcej »